Dziś odbywają się przedterminowe wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii, rozpisane po tym, jak Izba Gmin w dotychczasowym składzie nie była w stanie uzgodnić jakiegokolwiek rozwiązania w sprawie wyjścia kraju z Unii Europejskiej. Faworytem jest Partia Konserwatywna premiera Borisa Johnsona.
Wybory w Wielkiej Brytanii rozpoczęły się dziś o godzinie 8 rano czasu polskiego i potrwają do godziny 23. Wyniki w większości okręgów powinny być ogłoszone w nocy z czwartku na piątek.
"Kraj ruszy do przodu, jeśli brexit zostanie dokończony"
Partie polityczne zakończyły w środę wieczorem kampanię. Rządzący konserwatyści przekonywali, że tylko oni mogą przełamać impas wokół brexitu, a laburzyści mówili o niedofinansowaniu usług publicznych.
- Sądzę, że mamy najlepszy program dla kraju, mamy niesamowity program – powiedział w rozmowie z BBC premier Boris. Przekonywał, że plany Partii Konserwatywnej, które zakładają między innymi ustawowe zwiększenie finansowania publicznego systemu opieki zdrowotnej NHS oraz zatrudnienie 20 tysięcy nowych funkcjonariuszy policji, są "fantastycznie ambitne".
- Możemy osiągnąć wszystkie te rzeczy, ale nie będziemy mogli, jeśli nasza polityka będzie sparaliżowana przez brexit - zastrzegł.
Boris Johnson został też zapytany o chłopca leżącego w szpitalu w Leeds na podłodze z powodu braku wolnych łóżek, którego zdjęcie od poniedziałku stało się jednym z głównych tematów kampanii. Przekonywał, że właśnie z powodu takich przypadków konieczne jest dofinansowanie NHS, ale jak pokreślił, "kraj będzie mógł ruszyć do przodu, tylko jeśli brexit zostanie dokończony".
"Poparcie dla nas rośnie"
Z kolei lider opozycyjnej Partii Pracy Jeremy Corbyn mówił w rozmowie z BBC, że sondaże, które wskazują na wygraną konserwatystów, mogą być błędne.
- Podróżowaliśmy po całym kraju i entuzjazm zwolenników naszej partii, którzy wspólnie pracują, aby dotrzeć wszędzie z naszym przesłaniem, jest niewiarygodny i myślę, że to przesłanie dociera - mówił Jeremy Corbyn.
- Myślę, że poparcie dla nas rośnie, jest też większe zrozumienie, że nie możemy trwać w sytuacji niedofinansowania usług publicznych i z rządem, który nie był z nami szczery w sprawie brexitu czy rozmów handlowych z USA - dodał.
Konserwatyści liderami sondaży
Według ostatnich sondaży rządząca Partia Konserwatywna ma od pięciu do 12 punktów procentowych przewagi nad opozycyjną Partią Pracy.
W środę swoje sondaże opublikowało sześć firm prowadzących badania opinii publicznej. Konserwatyści otrzymali w nich poparcie od 41 procent (Savanta ComRes i BMG) do 45 procent (Opinium i Deltapoll), zaś Partia Pracy od 32 procent (BMG i Kantar) do 36 procent (Savanta ComRes).
Jeśli chodzi o różnicę pomiędzy dwiema głównymi partiami, to najmniejsza jest ona w sondażu Savanta ComRes, gdzie wynosi tylko 5 punktów procentowych.
W przypadku wszystkich pozostałych partia premiera Borisa Johnsona ma bezpieczną przewagę - w badaniach BMG oraz Panelbase jest to 9 punktów procentowych, według Deltapoll - 10 punktów, zaś zdaniem Opinium oraz Kantar - 12 punktów procentowych.
Wprawdzie w brytyjskim systemie jednomandatowych okręgów wyborczych procentowe poparcie uzyskane w skali całego kraju nie ma bezpośredniego przełożenia na mandaty, ale szacuje się, że przewaga większa niż 5-6 punktów proc. da Partii Konserwatywnej bezwzględną większość w parlamencie, której w poprzedniej kadencji nie miała.
Na takie rozwiązanie wskazuje też opublikowana we wtorek wieczorem analiza ośrodka YouGov, która została sporządzona na podstawie oddzielnych sondaży w każdym z okręgów wyborczych. Wynika z niej, że konserwatyści zdobędą 339 mandatów, czyli będą mieli ich o 28 więcej niż wszystkie pozostałe ugrupowania łącznie w liczącej 650 miejsc Izbie Gmin.
Okręgi wyborcze "wierne" od pokoleń
Obowiązująca w Wielkiej Brytanii ordynacja większościowa powoduje, że w wyborach do Izby Gmin nie tyle chodzi o to, by zdobyć jak najwięcej głosów w skali kraju, lecz by wygrać w jak największej liczbie z 650 okręgów wyborczych (zwykle, ale nie zawsze jedno z drugim się łączy). Wiele z tych okręgów rzadko przechodzi z rąk do rąk, będąc w posiadaniu konserwatystów bądź laburzystów czasem przez całe dziesięciolecia, co oznacza, że faktyczna walka zazwyczaj toczy się o stosunkowo niewielką liczbę okręgów, gdzie poparcie dla partii jest zbliżone.
W poprzednich wyborach, w czerwcu 2017 r., w prawie co czwartym okręgu wyborczym różnica między zwycięskim kandydatem, a następnym wynosiła mniej niż 10 proc., a w co ósmym było to mniej niż 5 proc. głosów. Różnica 10 proc. to zwykle około 5 tys. głosów i to te okręgi postrzegane są jako główne cele poszczególnych partii.
W szczególności wyjątkowo dużo okręgów z niewielką różnicą głosów jest w Szkocji – spośród 59 okręgów aż 46 jest takich, gdzie wyniosła ona mniej niż 10 proc. Przy czym są w nich takie, które Szkocka Partia Narodowa musi bronić przed przejęciem przez Partię Konserwatywną lub Partię Pracy, jak i takie, które chce odzyskać lub przejąć z ich rąk.
Coraz mniej przywiązania
Ponieważ w momencie rozwiązania Izby Gmin Partia Konserwatywna miała 298 posłów, do zdobycia bezwzględnej większości musi utrzymać swój stan posiadania i zdobyć dodatkowe 28 mandatów (w praktyce to zadanie jest trochę łatwiejsze, bo jest kilkanaście okręgów reprezentowanych przez jej byłych posłów, którzy odeszli lub zostali wyrzuceni z klubu, i większość z nich konserwatyści powinni dość łatwo odzyskać). Z kolei opozycyjna Partia Pracy kończyła kadencję mając w Izbie Gmin 244 posłów, co oznacza, że do bezwzględnej większości potrzebuje dodatkowych 82 mandatów.
W normalnej sytuacji walka o głosy toczyłaby się właściwie tylko w tej prawie jednej czwartej okręgów, gdzie różnica w poprzednich wyborach była mniejsza niż 10 proc. Jednak brexit bardzo osłabił przywiązanie wyborców do partii politycznych. Jak wynika z badań, połowa Brytyjczyków nie deklaruje lojalności wobec żadnej partii politycznej, ale zarazem tożsamość polityczną ok. 80 proc. definiuje stosunek do wyjścia z Unii Europejskiej.
To powoduje, że partie polityczne sięgają poza swój tradycyjny elektorat. Dotyczy to zwłaszcza konserwatystów, którzy jasno opowiadają się za wystąpieniem z UE oraz Liberalnych Demokratów, którzy chcą rezygnacji z brexitu. Ci pierwsi chcą przejąć wyborców z przemysłowych okręgów na północy Anglii, którzy od zawsze głosowali na Partię Pracy, ale zarazem poparli w referendum brexit, drudzy – dobrze sytuowanych wyborców z południa Anglii, którzy zwykle głosowali na konserwatystów, ale nie chcą wychodzić z UE oraz tych wyborców w Szkocji, którzy nie chcą ani wyjścia z UE, ani niepodległości.
Ten pierwszy trend jest zarówno ciekawszy z socjologicznego punktu widzenia, jak i istotniejszy dla wyników. Partia Konserwatywna zawsze była postrzegana jako reprezentant klas wyższych i dobrze sytuowanej klasy średniej, głównie z południa Anglii, a na robotniczych terenach północnej Anglii traktowano ją z przekazywaną z pokolenia na pokolenie wrogością (którą wzmocniło zamykanie kopalń przez rząd Margaret Thatcher w latach 80. XX wieku).
Tymczasem pod przywództwem Borisa Johnsona – który jest przedstawicielem tradycyjnych angielskich elit społecznych – coraz skuteczniej przejmuje elektorat z klas pracujących, właśnie z powodu stanowiska w kwestii brexitu. Dla tej grupy wyborców wyjście z UE jest na tyle istotną kwestią, że skłonni są poprzeć konserwatystów.
Autor: asty/adso / Źródło: PAP