- W tych dniach powinność stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ jest jeszcze większa. A co oni robią? Grożą sobie tweetami - skomentował w środę napięcie na linii Waszyngton-Moskwa premier Turcji Binali Yildirim.
- Jeden mówi: "Ja mam lepsze pociski", a drugi na to: "Nie, to ja mam lepsze pociski. Dalej, wyślijcie je!" (...) To bijatyka, walczą jak zbiry - ubolewał w czasie wygłoszonego w Stambule przemówienia premier Turcji. - A kto płaci cenę? (...) Cywile - dodał szef tureckiego rządu.
Ankara to kluczowy gracz w syryjskim konflikcie.
Prezydent Donald Trump napisał w środę na Twitterze, że Rosja powinna się przygotować na wystrzelenie przez USA pocisków w kierunku Syrii.
Wcześniej Moskwa ostrzegła przed wszelkimi działaniami, które mogłyby "zdestabilizować i tak trudną sytuację w regionie". Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa napisała na Facebooku, że "inteligentne pociski powinny lecieć w kierunku terrorystów, a nie prawowitego rządu, który od lat walczy z międzynarodowym terroryzmem na swoim terytorium".
- W tych dniach powinność stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ jest jeszcze większa - oznajmił Yildirim. - A co oni robią? Grożą sobie tweetami - dodał. - To nie jest czas na rywalizację, lecz na opatrywanie ran w regionie. (...) To jest czas na odłożenie na bok tej bijatyki, która ma pokazać, kto jest silniejszy - podkreślił.
Między USA a Rosją
Jak zauważa agencja AFP, w sporze Turcja znalazła się pomiędzy swoim amerykańskim sojusznikiem, z którym w ciągu dwóch lat jej relacje znacznie się ochłodziły, a rosyjskim partnerem, z którym mimo wieloletniej rywalizacji ostatnio stosunki są coraz cieplejsze.
Turcja wspiera syryjską opozycję, która od 2011 roku próbuje obalić reżim Asada.
Jednak od ponad roku Ankara wydaje się coraz bardziej zaniepokojona działalnością kurdyjskich bojowników na północy Syrii i ściśle współpracuje z Rosją i Iranem, sprzymierzonymi z syryjskim rządem.
Atak na szpital w Dumie
W poniedziałek Trump oświadczył, że Stany Zjednoczone odpowiedzą rozwiązaniem siłowym na sobotni atak chemiczny na szpital w mieście Duma we Wschodniej Gucie koło Damaszku.
Zdaniem Zachodu atak ten był dziełem syryjskich sił rządowych. Moskwa obarczana jest odpowiedzialnością ze względu na wspieranie reżimu Asada.
We wtorek Rosja zawetowała w Radzie Bezpieczeństwa ONZ amerykańską rezolucję przewidującą wszczęcie nowego dochodzenia, mającego ustalić odpowiedzialność za ataki chemiczne w Syrii.
Spodziewany atak USA w Syrii byłby drugim. Poprzedni, który był odwetem za atak bronią chemiczną na opanowane przez syryjskich rebeliantów miasto Chan Szajchun, przeprowadzono 7 kwietnia 2017 roku. Celem była baza syryjskich sił rządowych Szajrat w prowincji Hims. USA użyły wówczas 59 pocisków manewrujących Tomahawk.
Autor: kg / Źródło: PAP