Na początku swych rządów prezydent USA Barack Obama roztoczył wizję świata bez broni atomowej i zapowiedział kroki mające przybliżyć osiągnięcie tego celu. Bilans dokonań jego administracji na tym polu jest jednak skromny, choć niekoniecznie z winy prezydenta.
Program rozbrojenia nuklearnego Obama zaprezentował w przemówieniu w Pradze w kwietniu 2009 roku. Przedstawiano je, jako jeden z powodów przyznania mu w tym samym roku Pokojowej Nagrody Nobla. Po siedmiu latach liczba głowic atomowych na świecie zmniejszyła się z około 20 tysięcy, do około 15,3 tys. 93 procent tych głowic znajduje się w arsenale USA i Rosji.
Obama dostał Nobla. I się poddał
Oznacza to, że mimo deklaracji Obamy tempo redukcji broni nuklearnej w ostatnich latach zmalało nawet w porównaniu z pierwszymi dekadami po zakończeniu zimnej wojny. Od 1990 do 2010 roku liczba głowic spadła z 60 tys. do 20 tys. Obama zapowiedział ostatnio nowe inicjatywy potwierdzające, że nadal chce przejść do historii, jako prezydent rozbrojenia atomowego, ale najprawdopodobniej będą one miały znaczenie tylko symboliczne.
Jego główne posunięcia mające przybliżyć wizję świata bez broni "A", to traktat o dalszej redukcji strategicznej broni nuklearnej z Rosją (tzw. Nowy START – Strategic Arms Reduction Treaty), a także zwoływane w Waszyngtonie międzynarodowe spotkania na szczycie w celu powstrzymania proliferacji broni atomowej oraz układ z Iranem, opóźniający realizację programu nuklearnego przez ten kraj, który Zachód podejrzewa o planowanie produkcji broni nuklearnej.
Nowy START, zawarty w 2010 roku, w okresie tzw. resetu w stosunkach USA z Rosją, zobowiązuje obie strony do redukcji broni strategicznej, czyli rakiet dalekiego zasięgu odpalanych na lądzie, z okrętów podwodnych i samolotów do poziomu 1550 głowic nuklearnych do lutego 2018 roku. Obecnie daleko jest do osiągnięcia tego limitu. USA i Rosja posiadają jeszcze po około 4,5 tys. głowic; plus około 2 tys. po obu stronach wycofanych z użycia i przeznaczonych do demontażu.
Zdominowany przez republikanów Kongres USA wymógł na Obamie, jako warunek ratyfikacji Nowego START-u, program modernizacji amerykańskiego arsenału nuklearnego w ciągu 30 lat, kosztem około biliona dolarów. W najbliższych 10 latach miałoby się przeznaczyć na ten cel 350 mld USD.
Rosja rozpoczęła wyścig
Program przewiduje m.in. budowę nowych taktycznych rakiet nuklearnych krótkiego i średniego zasięgu oraz nowych środków ich przenoszenia, jak bombowce B-21, które mają stopniowo zastąpić bombowce B-52 i B-2. Rodzynkiem programu są między innymi „inteligentne” bomby atomowe zdolne do niszczenia położonych głęboko pod ziemią bunkrów nieprzyjaciela. Prezydent zatwierdził ten program w 2012 roku.
Poza oporem Kongresu przed znaczniejszym rozbrojeniem nuklearnym, głównym czynnikiem hamującym ten proces w USA stała się agresja Rosji na Ukrainie i wzrost napięcia w stosunkach między Waszyngtonem a Moskwą w ostatnich trzech latach.
Rosja, świadoma przewagi NATO w broni konwencjonalnej, zaczęła rozbudowywać swój arsenał taktycznej broni atomowej. O ile rezerwy broni strategicznej są mniej więcej równe, o tyle w ocenie ekspertów rosyjski arsenał broni taktycznej jest obecnie znacznie większy niż amerykański, choć dokładna liczba rakiet tego typu w Rosji nie jest znana.
Rozmieszczanie coraz większej liczby rakiet krótkiego i średniego zasięgu w europejskiej części Rosji narusza układ INF o eliminacji nuklearnej broni średniego i krótszego zasięgu, co skłoniło to USA do zmiany planów z początku kadencji Obamy.
- Przed inwazją na Krym rząd amerykański chciał wycofania większej liczby rakiet nuklearnych z Europy. Działania Rosji ostudziły jednak entuzjazm do dalszych redukcji. To co się stało praktycznie uniemożliwia wycofanie taktycznej broni atomowej z Europy - ocenia Sharon Squassoni z waszyngtońskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS).
Bomby w Europie
Pierwotne amerykańskie plany redukcji nuklearnego arsenału zaalarmowały także sojuszników USA w Europie i w Azji – na tym ostatnim kontynencie w związku z coraz bardziej agresywną polityką Chin.
Ostatnio zatem administracja Obamy planuje modernizację swojej broni nuklearnej w Europie. Amerykańskie rakiety uzbrojone w głowice atomowe są w Niemczech, Belgii, Holandii, we Włoszech i w Turcji.
Aby pokazać, że nie rezygnuje ze swej wizji "świata bez broni atomowej" Obama planuje szereg takich kroków, które może wykonać samodzielnie, bez zgody Kongresu.
Zamierza zadeklarować, że USA nie użyją pierwsze broni nuklearnej i zgłosić projekt rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ o zakazie prób z bronią tego typu. Miałoby to potwierdzić wolę USA, by nie testować broni atomowej, chociaż Kongres nie ratyfikował i nie zamierza ratyfikować Traktatu o Zakazie Prób z Bronią Nuklearną (ang. TBT).
Inicjatywy te, jak zauważają komentatorzy w USA, mają jednak znaczenie czysto symboliczne, tym bardziej, że Obama wkrótce odchodzi z urzędu. Podobnie symboliczną głównie wymowę miała niedawna wizyta prezydenta w Japonii, gdzie złożył hołd ofiarom amerykańskich bomb atomowych, zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki w sierpniu 1945 roku.
Autor: adso//gak / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikimedia Commons