|

"Wczoraj zabiliśmy w Gazie sto osób". Nikt nie zareagował

"Pomysł, by przesiedlić dwa miliony ludzi, to czystka etniczna przy wsparciu USA"
"Pomysł, by przesiedlić dwa miliony ludzi, to czystka etniczna przy wsparciu USA"
Źródło: Ramzi Mahmud/Anadolu/GettyImages
Ludzie pędzeni na pustkowie, miasta równane z ziemią bombami i buldożerami. Egzekucje pracowników pomocowych, ostatni dziennikarze z głodu słaniają się na nogach. A każde słowo krytyki spotyka ta sama odpowiedź: "antysemityzm". Izraelska ofensywa jest coraz bliżej całkowitego wymazania Strefy Gazy z mapy, lecz świat wydaje się odwracać wzrok. - Pomysł, by przesiedlić dwa miliony ludzi, to czystka etniczna przy wsparciu USA - komentuje dla tvn24.pl ekspert Marek Matusiak.

O trwającej wojnie w Strefie Gazy mówi się coraz mniej, choć działania Izraela wcale nie ustają. Wręcz przeciwnie - konflikt jest stale podsycany przez rząd Benjamina Netanjahu, który jednostronnie zerwał w marcu zawieszenie broni i rozpoczął nową, wielką ofensywę. Nie ocalał prawie żaden budynek w Strefie Gazy, niemal wszyscy mieszkańcy musieli uciekać ze swoich domów. 

Huk spadających bomb, walących się budynków i jęk umierających cywilów pozostaje jednak niesłyszany w Europie. Doniesienia o działaniach Izraela trudno znaleźć gdziekolwiek w mediach, a jednym z ostatnich głosów, który jeszcze przebija się w tej sprawie na świecie, pozostał ONZ. I głos ten brzmi przerażająco. 

- Palestyńczycy w Gazie doświadczają prawdopodobnie najokrutniejszej fazy tego okrutnego konfliktu - mówił w ostatnich dniach maja sekretarz generalny ONZ António Guterres. Wtóruje mu szefowa Międzynarodowego Czerwonego Krzyża Mirjana Spoljarić. - Gaza stała się gorsza niż piekło na Ziemi. To przekracza wszelkie akceptowalne standardy prawne, moralne i ludzkie - podkreśla. 

Wydaje się, że szefowie ONZ i Czerwonego Krzyża widzieli już wszystko, obserwując najkrwawsze konflikty na całym świecie. Co tak strasznego dzieje się więc w Strefie Gazy, że z ich ust padają najmocniejsze z możliwych słowa? 

"Rydwany Gedeona" miażdżą Gazę 

Zdaniem Marka Matusiaka, koordynatora projektu "Izrael–Europa" w Ośrodku Studiów Wschodnich, decydują o tym jednocześnie trzy elementy. - Po pierwsze, intensywność tej inwazji. Izrael atakuje z furią już od 12 miesięcy, ale najnowsza, ogromna ofensywa, trwająca od maja, to naprawdę duże siły. Informacje te nie są oficjalnie komunikowane, ale mówi się, że w Strefie Gazy operuje obecnie pięć izraelskich dywizji, a to w sumie kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy - precyzuje. Chodzi o rozpoczętą 16 maja operację "Rydwany Gedeona", nazwaną imieniem biblijnego sędziego i dowódcy, w której udział bierze też ogromna ilość ciężkiego sprzętu pancernego. Autorem tej ofensywy ma być sam szef sztabu generalnego Izraela, generał Eyal Zamir. 

Izraelska obecność wojskowa w Strefie Gazy
Izraelska obecność wojskowa w Strefie Gazy
Źródło: PAP - Michał Czernek

Oprócz działań kolumn pancernych na lądzie częścią ofensywy są codzienne bombardowania na całym terytorium Strefy Gazy. - Niemal codziennie dowiadujemy się o dziesiątkach czy ponad setce ofiar śmiertelnych - mówi ekspert. - Symptomatyczna jest tu wypowiedź jednego z członków koalicji rządzącej w Izraelu, który powiedział niedawno: "wczoraj zabiliśmy w Gazie sto osób" i nikt na to nawet nie zareagował. Bo zabijanie tylu osób stało się już tam normalne. Po prostu można zabijać w Gazie po sto osób i nikt się tym już nie przejmuje.

Oficjalnie Izrael zapewnia, że robi wszystko, by ofiar wśród cywilów było jak najmniej, jednocześnie na jaw wychodzą szczegóły, jak w praktyce wyglądają te starania. - Niszowy izraelski portal krytyczny wobec władz, +972, opublikował ostatnio wyniki dziennikarskiego śledztwa. Ujawnia ono, że Izrael ma algorytm, który na podstawie między innymi braku sygnału telefonii komórkowej automatycznie wyznacza armii, gdzie ma nie być ludności cywilnej. I armia tam od razu bombarduje bez jakiegokolwiek weryfikowania wskazań tego algorytmu - mówi ekspert.  

Oznacza to, że tradycyjny zwiad i rozpoznanie wojskowe zastąpiono niewielką aplikacją, która decyduje o ludzkim życiu lub śmierci. "To oczywiste, że w tych domach jest wielu ludzi, ale nikt ich nie ewakuuje" - mówił jeden z informatorów portalu +972. - Te algorytmy są w oczywisty sposób bardzo wadliwe i dlatego te bombardowania powodują tak wiele ofiar - podkreśla Marek Matusiak. 

Palestyńczyk wydobyty spod gruzów budynku zniszczonego w wyniku izraelskiego ataku na obóz uchodźców
Palestyńczyk wydobyty spod gruzów budynku zniszczonego w wyniku izraelskiego ataku na obóz uchodźców
Źródło: Moiz Salhi/Anadolu/GettyImages

Jako drugi element, który czyni trwającą izraelską ofensywę w Strefie Gazy tak dramatyczną, Marek Matusiak wskazuje głód. - Od marca Izrael zablokował wszystkie możliwe dostawy, nic tam nie dociera. Pół miliona osób głoduje, a kolejny milion jest na granicy głodu - wyjaśnia. Oznacza to, że głód lub jego widmo dotyczy już niemal wszystkich w zamieszkanej przez dwa miliony osób strefie. - Mnożą się wstrząsające relacje o szerzeniu się choroby głodowej na katastrofalną skalę - dodaje ekspert. Według ostatniego raportu ONZ, tylko w drugiej połowie maja u ponad 2,7 tysiąca dzieci w Strefie Gazy stwierdzono ciężkie niedożywienie. Liczba ta gwałtownie rośnie. 

Pięcioletni Osama al-Raqab waży zaledwie dziewięć kilogramów
Pięcioletni Osama al-Raqab waży zaledwie dziewięć kilogramów
Źródło: HAITHAM IMAD/PAP/EPA

Izrael od początku obecnego konfliktu krytykowany był m.in. przez próbujące w nim mediować Egipt i Katar za blokowanie dostaw pomocy humanitarnej, w tym żywności, do Strefy Gazy. Po miesiącach braku reakcji Izrael ogłosił w końcu stworzenie nowego systemu zaopatrywania mieszkańców enklawy, co jednak wywołało jedynie kolejną falę krytyki. Izraelskie władze zdecydowały bowiem, że zamiast umożliwić dostarczanie tej pomocy wyspecjalizowanym organizacjom międzynarodowym, takim jak ONZ, zadanie to przekazane zostanie wskazanym przez nie prywatnym podmiotom. Argumentowano, że jest to konieczne, aby pomoc przestała być rozkradana przez terrorystyczny Hamas. 

- Utworzona została jakaś organizacja amerykańska, która okazała się w rzeczywistości założoną w USA organizacją izraelską - Gaza Humanitarian Foundation - i ta organizacja zaczęła otwierać w Gazie "ośrodki pomocy" - wyjaśnia Marek Matusiak. - Wygląda to tak, że pośrodku niczego zbudowano ogrodzone bazy otoczone przez zagranicznych, prawdopodobnie amerykańskich, najemników, a w drugiej linii żołnierzy, i Palestyńczycy o ustalonej godzinie, "na gwizdek", mają się tam stawić, by dostać cokolwiek. Wszystko odbywa się bez jakiegokolwiek planu, więc natychmiast dochodzi do przepychanek, a słabsi nie mają na co liczyć.  

Rodziny są głodzone i pozbawione podstawowych środków przetrwania
Rodziny są głodzone i pozbawione podstawowych środków przetrwania
Źródło: Anas-Mohammed/Shutterstock

Co więcej, "ośrodki pomocy" powstały jedynie cztery, z czego trzy w południowej części Strefy Gazy. Tym samym, aby dwa miliony mieszkańców enklawy mogły mieć nadzieję z nich korzystać, muszą najpierw w warunkach trwającej wojny przemieszczać się na odległości sięgające kilkunastu kilometrów, a następnie niemiłosiernie stłoczyć w ich bezpośredniej okolicy. 

Dlatego, według ekspertów, izraelski system w rzeczywistości nie ma za zadanie udzielanie pomocy, a wręcz przeciwnie - pozbawianie jej. Imituje ratunek. - Po to jest on zrobiony. W tradycyjnym modelu pomoc ma trafiać do potrzebujących, a tutaj to potrzebujący muszą trafiać do pomocy. Chodzi o to, by nie dostawali jej, a w jej desperackim poszukiwaniu przesiedlali się na południe Strefy Gazy, na czym Izraelowi bardzo zależy - wyjaśnia ekspert OSW. Do kwestii, dlaczego wymuszana jest właśnie migracja na południe, jeszcze wrócimy.

Trzecim wskazanym przez Marka Matusiaka elementem dramatu w Strefie Gazy jest główny efekt izraelskiej ofensywy: całkowite i nieodwracalne zniszczenie Strefy Gazy. Izrael próbuje bowiem całkowicie zrównać ją z ziemią. Wyburzyć miasta, wioski i całą infrastrukturę, które do niedawna stanowiły dom dla dwóch milionów ludzi. - Z niektórych miast już zupełnie nic nie zostało. Na przykład miasto Chuza'a, nie ma tam już ani jednego budynku. Podobnie miasto Rafah w większości nie istnieje - wskazuje ekspert.  

Strefa Gazy znalazła się pod gruzami nie tylko na skutek ostrzału i bombardowań. - Izraelczycy wjeżdżają do nich codziennie buldożerami i dzień po dniu niszczą budynek po budynku - podkreśla Marek Matusiak. W ten sposób bezpowrotnie zniszczone zostały także liczne zabytki. Efekty są wstrząsające - już na przełomie roku ONZ na podstawie zdjęć satelitarnych szacowała, że zniszczonych lub zrównanych z ziemią zostało co najmniej 70 procent wszystkich budynków w strefie. Obecnie te dane muszą wyglądać znacznie gorzej.

Izraelczycy zrównują Strefę Gazy z ziemią. Metodycznie, budynek po budynku
Izraelczycy zrównują Strefę Gazy z ziemią. Metodycznie, budynek po budynku
Źródło: Ran Zisovitch/Shutterstock

Zmuszonych do ucieczki z własnych domów i zamieszkania często w ruinach lub namiotach, bez wody i prądu, zostało 90 procent mieszkańców Strefy Gazy. Nie mają dostępu do jedzenia i leków. Gwałtownie wzrosło dlatego ryzyko wybuchu zabójczych epidemii. W raportach ONZ już pojawiają się ostrzeżenia o pojawianiu się ognisk chorób takich jak m.in. cholera i polio.

Zniszczona Strefa Gazy. Stan na 6 września 2024 roku
Zniszczona Strefa Gazy. Stan na 6 września 2024 roku
Źródło: PAP/Adam Ziemienowicz

Piętrowe kłamstwa Izraela 

Wojna, w której potęga izraelskiej armii miażdży na swojej drodze wszystko: nie tylko bojowników Hamasu, ale też setki tysięcy cywilów, wywołała w wielu zachodnich państwach protesty i propalestyńskie demonstracje. Na krytykę poczynań Izraela zdobyło się też wiele rządów.

- Blokada humanitarna sprawia, że sytuacja w Strefie Gazy jest niemożliwa do zaakceptowania - ocenił pod koniec maja prezydent Francji Emmanuel Macron. Wtórował mu kanclerz Niemiec Friedrich Merz, stwierdzając, że doprowadzenie do takiego cierpienia ludności cywilnej w Strefie Gazy, jak stało się to w ostatnich dniach, "nie może być dłużej usprawiedliwiane walką z terroryzmem Hamasu". - Uzasadniona reakcja izraelskiego rządu na straszliwy i bezsensowny atak terrorystyczny (Hamasu na Izrael w 2023 roku - red.) przyjmuje absolutnie dramatyczne i niedopuszczalne formy - ocenił włoski wicepremier Antonio Tajani. Na słowach jednak się skończyło. Nie ma choćby jakichkolwiek sankcji nałożonych na Izrael. 

ONZ oświadczyła, że ​​Gaza jest jedynym terytorium na świecie, na którym cała populacja jest zagrożona głodem
ONZ oświadczyła, że ​​Gaza jest jedynym terytorium na świecie, na którym cała populacja jest zagrożona głodem
Źródło: HAITHAM IMAD/PAP/EPA

Władze Izraela wkładają tymczasem wiele wysiłku w to, aby jak najmniej szczegółów na temat prowadzonych przez siebie działań docierało za granicę. Podstawą jest uniemożliwianie obserwowania tych konfliktów przez niezależnych dziennikarzy czy międzynarodowych obserwatorów. Marek Matusiak przyznaje, że to od dawna "standardowe działania" tego państwa. - Tak samo było podczas ofensywy w Strefie Gazy w 2014 roku i później, Izrael nikogo nie wpuszcza na miejsce. W ONZ powstają potem komisje śledcze mające badać opisywane w relacjach zbrodnie, ale Izrael nie wpuszcza także nikogo z ONZ, więc jego raporty powstają ostatecznie jedynie w oparciu o świadectwa świadków, nagrania czy zdjęcia satelitarne - wyjaśnia. - Teraz, biorąc pod uwagę to potwornie brutalne prowadzenie wojny i szerzący się głód, motywacja Izraela do niewpuszczania kogokolwiek jest jeszcze większa.  

W Strefie Gazy pozostała już właściwie jedynie garstka lokalnych dziennikarzy, którzy jednocześnie są ofiarami tego bezlitosnego konfliktu. - Dziennikarze giną w bombardowaniach, ale też często w okolicznościach, które wyglądają na egzekucje. Jednocześnie dotyka ich też głód, pojawiają się już wstrząsające relacje świadków na temat tego, jak ostatni dziennikarze próbują pracować, choć ledwo trzymają się już na nogach - wskazuje Marek Matusiak. 

Nieliczni w Strefie Gazy są już także pracownicy międzynarodowych organizacji humanitarnych. Gdy izraelska inwazja się zaczynała, działało tam wiele takich organizacji, które jednak jedna po drugiej zmuszane były do wycofania się. Przede wszystkim z powodu zagrożenia dla własnego personelu. Tydzień po tygodniu dochodziło do kolejnych przypadków izraelskich ataków na wolontariuszy, którzy próbowali pomagać lokalnej ludności. W jednym z takich ataków w kwietniu 2024 roku zginął także polski wolontariusz, 36-letni Damian Soból.  

Izrael zawsze tłumaczy, że do ataków tych dochodziło na skutek pomyłek, co rzeczywiście zdarza się w czasie konfliktów zbrojnych. Jednak ich częstość, biorąc pod uwagę to, jak zaawansowanym i precyzyjnym uzbrojeniem dysponuje ten kraj, sprawia, że nie wszystkich tłumaczenia te przekonują. Marek Matusiak przyznaje, że w tej sprawie "wiarygodność Izraela jest już bardzo niska". I podaje przykład.

- W marcu armia Izraela dokonała egzekucji 15 pracowników pomocowych. Zbrodnię tę próbowano zatuszować, jednak gdy nie dało się tej historii zamieść pod dywan i przedostała się ona do mediów, to jedyną konsekwencją była nagana dla odpowiedzialnego za nią oficera - opisuje.

Historia ta przedostała się do mediów, ponieważ jej przebieg zarejestrowano na nagraniu. - Szczegóły wyszły później na jaw, ponieważ przy jednym z zabitych znaleziono telefon z włączonym nagrywaniem wideo. Widać na nim, jak pracownicy jadą oznakowaną kolumną pojazdów, na sygnale, nie dało się nie zauważyć, że to pomoc humanitarna. Po zabiciu wszystkich 15 ratowników z tego konwoju ich ciała zakopano zaś w jednym grobie razem ze zmiażdżonymi karetkami, którymi jechali - wyjaśnia ekspert. 

Izrael o wszystkie przypadki śmierci cywilów i napadów na konwoje pomocy humanitarnej oskarża Hamas. Wyszło jednak na jaw, że Izrael sam zbroi w Strefie Gazy niektóre z tamtejszych ugrupowań, "kryminalne gangi dżihadystów", jak nazwał je jeden z przywódców izraelskiej opozycji Awigdor Lieberman, który jako pierwszy ujawnił tę informację. Według izraelskich mediów chodzi głównie o działający na południu Strefy Gazy klan wpływowego beduińskiego przywódcy Jasera Abu Szababa. 

"Celem Izraela jest pozbycie się wszystkich, dwóch milionów ludzi ze Strefy Gazy"
"Celem Izraela jest pozbycie się wszystkich, dwóch milionów ludzi ze Strefy Gazy"
Źródło: Middle East Images/ABACA/PAP/EPA

- Izrael wykorzystuje w ten sposób wewnętrzne podziały wśród ludności Strefy Gazy i stara się użyć tamtejsze kryminalne czy półkryminalne grupy, by pogłębiać chaos - wyjaśnia Marek Matusiak. - Co więcej, wyszło już na jaw, że to właśnie te grupy napadały na konwoje pomocy humanitarnej, o co Izrael oskarżał potem publicznie Hamas. Ta piętrowość izraelskiego kłamstwa w tej sprawie jest więc uderzająca. 

Jednocześnie jakakolwiek krytyka działań Izraela ze strony innych państw spotyka się z natychmiastowym zarzutem o antysemityzm. Gdy w maju Emmanuel Macron nazwał działania Izraela wobec cywilów w Strefie Gazy "haniebnymi" i "nieakceptowalnymi", Izrael odpowiedział, oskarżając go o prowadzenie "krucjaty przeciwko państwu żydowskiemu" i głoszenie "antysemickich oszczerstw". O "antysemickie uprzedzenia" Izrael oskarżał też m.in. Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze, gdy ten wezwał izraelskie siły do zapewnienia, że w Strefie Gazy nie dochodzi do "aktów ludobójczych".

- Zarzucanie antysemityzmu jest instrumentalnie stosowane przez Izrael, by zdezawuować wszelką krytykę. Cokolwiek się zarzuci izraelskim dyplomatom czy politykom, to odpowiadają tylko: "powiela pan oszczerstwa Hamasu", "powiela pan antyizraelską retorykę" - mówi Matusiak. - Ja nie uważam, by dzisiejsze protesty solidarności z Gazą na Zachodzie były jakkolwiek antysemickie. 

Co jest celem Izraela? 

Co chce osiągnąć Benjamin Netanjahu? - Celem Izraela jest pozbycie się wszystkich, dwóch milionów ludzi ze Strefy Gazy. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości - mówi Marek Matusiak.  

Choć celu tego Izrael nie deklaruje otwarcie, to w obliczu realiów izraelskiej ofensywy coraz trudniej o wątpliwości. Jak zresztą zauważa Marek Matusiak, w dyskursie wewnętrznym w Izraelu mówi się o tym celu otwarcie. Anonimowo w rozmowie z BBC potwierdził go jeden z izraelskich urzędników, tłumacząc, że obecny plan zakłada m.in. "przejęcie Strefy Gazy i utrzymanie terytoriów, przesiedlenie ludności Strefy Gazy na południe". 

Palestyńscy uchodźcy na Bliskim Wschodzie
Palestyńscy uchodźcy na Bliskim Wschodzie
Źródło: PAP

Istotne jest tutaj zwrócenie uwagi na powtarzający się motyw zmuszania mieszkańców Strefy Gazy do przenoszenia się na południe terytorium. Stłoczeni już i tak w bardzo przeludnionej enklawie Palestyńczycy w ten sposób spychani są jeszcze bardziej, pozostawiając resztę terytorium coraz bardziej wyludnioną. Obecnie większość ludności stłoczona jest na mniej niż 20 procent terytorium Strefy Gazy, zaś ponad 80 procent jest uznane za strefy ewakuowane bądź wskazane jako objęte działaniami wojennymi. 

Dlaczego wypycha się ludzi na południe? - By byli jak najdalej od granic Izraela, by zgromadzić ich na nieznośnie małym terytorium i finalnie zmusić do wyniesienia się - tłumaczy Marek Matusiak. Zwraca uwagę, że cały czas pojawiają się doniesienia medialne o szukaniu państw, które zgodziłyby się wówczas przyjąć obecnych mieszkańców Strefy Gazy. Najpierw wskazywano dwa sąsiednie państwa arabskie - Egipt i Jordanię - a po ich kategorycznym sprzeciwie pojawiały się coraz odleglejsze i bardziej "egzotyczne" kierunki, m.in. separatystyczne części Somalii o nazwach Somaliland i Puntland. Inaczej mówiąc, rebelianckie regiony upadłego państwa, w których trudno wyobrazić sobie realizację jakiegokolwiek międzynarodowego projektu. 

Mimo poważnych zachęt finansowych i dyplomatycznych ze strony Stanów Zjednoczonych - według mediów Amerykanie mieli w zamian za przyjęcie Palestyńczyków oferować m.in. uznanie niepodległości Somalilandu i Puntlandu - chętnych jednak brakuje. Bo taka inżynieria społeczna, jaką byłoby wysiedlenie całej ludności Strefy Gazy, jest nie tylko kosztowna, ale też bardzo trudna i zagrażająca stabilności regionów przyjmujących. Bo jak ludzie, którzy całe życie spędzili w Strefie Gazy, mieliby nagle odnaleźć się w zupełnie innym kraju? Gdzie mieliby mieszkać, gdzie pracować? I najważniejsze, choć brutalnie dziś pomijane: dlaczego ludność Strefy Gazy w ogóle miałaby chcieć opuszczać swoje terytorium? Palestyńczyków nikt tu o zdanie nie pyta, a przecież to ludzie mieszkający na tej ziemi od zawsze. Znacznie dłużej, niż mieszka w tych stronach zdecydowana większość obywateli Izraela. 

Izrael jednak wydaje się uważać, że bestialskie zamachy terrorystyczne Hamasu z 2024 roku usprawiedliwiają teraz wszelkie izraelskie działania, a dwa miliony mieszkańców Strefy Gazy można traktować przedmiotowo. Premier Benjamin Netanjahu podkreśla przy tym, jakby na poparcie słuszności swoich działań, że jego celem jest "realizacja planu Trumpa". Nikt jednak nie zdradził, na czym polega ten plan, a zapowiedzi prezydenta USA, iż Strefa Gazy zostanie zamieniona w "riwierę Bliskiego Wschodu" były tak ogólnikowe, że trudno je traktować z pełną powagą.  

Donald Trump faktycznie wspominał, że jego "plan" na Strefę Gazy ma zakładać zrównanie jej z ziemią i wyrzucenie całej jej populacji. Czyli dokładnie to, co robią właśnie izraelskie wojska. Mówienie jednak o tym jako o "planie Trumpa" jest mocnym eufemizmem. W rzeczywistości to, co na naszych oczach trwa właśnie w Strefie Gazy, ma inną nazwę. 

- Pomysł, by przesiedlić dwa miliony ludzi, to czystka etniczna przy wsparciu USA - wyjaśnia Marek Matusiak. A brak dialogu z Palestyńczykami ma zastąpić postawienie ich przed faktami dokonanymi. - Izraelczycy cały czas wyburzają Strefę Gazy, więc zaraz dojdzie tam do sytuacji, że zwyczajnie nie będzie tam się dało już żyć i nie będzie wyboru. Wyburzane jest wszystko, tak samo domy, jak szkoły, rurociągi i szpitale. A kiedy podstawowa, niezbędna infrastruktura zostanie zniszczona i nie będzie już warunków do życia w Strefie Gazy, to opinia światowa zacznie działać z myślą, że trzeba tym ludziom jakoś pomóc - wskazuje ekspert OSW.  

Co wtedy, gdy Strefa Gazy zostanie już całkowicie zrównana z ziemią i wyludniona? - Izraelczycy wtedy będą myśleć. Ale nie mam żadnych wątpliwości, że to właśnie jest ich celem - podkreśla.  

Południowa Strefa Gazy
Południowa Strefa Gazy
Źródło: PAP - Michał Czernek

Czystka etniczna i ludobójstwo 

Czystka etniczna to jednak niejedyne określenie na to, co Izrael robi teraz w Strefie Gazy. - Moim zdaniem jego działania wypełniają już znamiona ludobójstwa - przyznaje Marek Matusiak. Ludobójstwo to termin prawny, więc jego formalnym stwierdzeniem mógłby zająć się Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze (MTK), powołany właśnie do sądzenia tego typu najcięższych zbrodni. Co ciekawe, Izrael nigdy nie podpisał dokumentów członkowskich MTK, a nawet był jednym z zaledwie siedmiu państw, które głosowały przeciwko utworzeniu trybunału. Mimo to, jak zauważa ekspert OSW, obywatele Izraela mogą być sądzeni za zbrodnie w trwającym konflikcie, ponieważ dochodzi do nich na ziemi palestyńskiej, a Palestyna jest członkiem MTK. 

- MTK wydał już nakaz aresztowania wobec Benjamina Netanjahu i Jo'awa Galanta (ministra obrony Izraela w latach 2022-2024 - red.), ale nie wskazał wówczas zarzutu ludobóstwa - mówi Matusiak. - Nakaz ten był jednak wydawany w zeszłym roku, gdy wiedza o wydarzeniach w Strefie Gazy była mniejsza, wiadomo również, że trybunał poddawany był silnym naciskom politycznym - zauważa. Naciski te cały czas się zresztą rosną i są wymierzone bezpośrednio w poszczególnych sędziów MTK. Ostatnio na początku czerwca administracja Donalda Trumpa ogłosiła sankcje przeciwko czterem jego sędziom właśnie za postawienie zarzutów premierowi Izraela. 

Bezstronne zbadanie tego, co się dzieje w Strefie Gazy, oraz sprawiedliwe osądzenie winnych wydaje się więc obecnie równie trudne. Podsyca to jedynie emocje osób, które starają się śledzić tamtejsze wydarzenia. Historia zna bowiem zbyt wiele przykładów "ostatecznych rozwiązań". A naród żydowski był nimi szczególnie dotknięty.  

Marek Matusiak podkreśla, że jest zdecydowanie przeciwny jakimkolwiek historycznym porównaniom i szukaniu analogii. Zwłaszcza tym związanym z drugą wojną światową. - Po pierwsze, to, co się dzieje w Gazie, jest dostatecznie straszne. Po drugie, przy całej brutalności i okrucieństwie, nie mamy tu z pewnością do czynienia z próbą uprzemysłowionej, zbiurokratyzowanej eksterminacji wszystkich przedstawicieli danej grupy etnicznej na obszarze całego kontynentu. A tym właśnie była Zagłada Żydów i dlatego, choć nie była jedynym ludobójstwem w dziejach, to ma w historii status wyjątkowy - wyjaśnia ekspert.

- Nie mam jednak wątpliwości, że planem Izraela jest zniszczenie istnienia Palestyńczyków w Gazie, niekoniecznie fizyczne, ale ma ich po prostu nie być w Strefie Gazy - dodaje. I zauważa, że chociaż nie jest to plan zabicia dwóch milionów ludzi, to i tak jest on niezwykle krwawy. - Oficjalny wskaźnik pokazuje już 54 tysiące ofiar śmiertelnych, ale wiadomo, że nie jest miarodajny, tylko zaniżony. Według niedawnych szacunków tygodnika "Economist", rzeczywista liczba ofiar śmiertelnych waha się między 77 a 109 tysięcy - wskazuje ekspert. A nasilający się głód i epidemie mogą gwałtownie zwiększyć te liczby. 

"Chociaż nie jest to plan zabicia dwóch milionów ludzi, to i tak jest on niezwykle krwawy"
"Chociaż nie jest to plan zabicia dwóch milionów ludzi, to i tak jest on niezwykle krwawy"
Źródło: Majdi Fathi/NurPhoto/GettyImages

Powstaje pytanie, czy wykształcony, znający świat naród izraelski wciąż popiera tę wojnę? Czy wobec ogromu ofiar i zniszczeń, stworzenia dwóm milionom ludzi "piekła na Ziemi", Izraelczycy nie sprzeciwiają się trwającej ofensywie? Marek Matusiak przyznaje, że nie. - Wśród Izraelczyków wciąż silne jest poczucie, że ta wojna jest sprawiedliwa, a w Strefie Gazy nie ma niewinnych ludzi - mówi. - W Izraelu nie ma refleksji na ten temat, trochę jak w Rosji na temat wojny w Ukrainie. Protestują tylko jednostki i te protesty niczego nie zmieniają. 

Ekspert OSW przytacza przy okazji wyniki sondaż, jaki kilka tygodni temu przeprowadził nacjonalistyczny izraelski kanał telewizyjny - Kanał 13. Spytano w nim, czy Izrael powinien dopuścić do Strefy Gazy pomoc humanitarną. I większość Izraelczyków (53 procent) zagłosowała przeciwko. - A weźmy pod uwagę, że 20 procent ludności Izraela to Arabowie, którzy też na pewno głosowali. Wśród samych Żydów ten sprzeciw musiał więc by być jeszcze większy - zaznacza Marek Matusiak. 

Widoków na pokój brak. 

Czytaj także: