Po raz drugi w tym tygodniu umieszczony przed wieżowcem Trump Tower na jezdni nowojorskiej Piątej Alei napis "Black Lives Matter" został oblany farbą. Wśród sprawców byli Afroamerykanie. W Stanach Zjednoczonych wciąż dochodzi do antyrasistowskich protestów.
Do incydentu doszło w piątek wieczorem. Hasło "Black Lives Matter" (Życia czarnoskórych mają znaczenie) - symbol ruchu sprzeciwiającego się rasizmowi wobec Afroamerykanów w USA - zostało oblane niebieską farbą. Wcześniej - w poniedziałek - napis oblano czerwoną farbą.
Zatrzymania
Policja wszczęła śledztwo, a napis oczyścili pracownicy służb miejskich. Jak twierdzi lokalna telewizja NY1 niebieski kolor farby może być znaczący, ponieważ pod hasłem "Blue Lives Matter" wiele osób manifestowało wcześniej swoje poparcie dla policji, która od śmierci w maju George'a Floyda podczas policyjnego zatrzymania, była przez dużą część amerykańskiej opinii publicznej oskarżana o nadmierną brutalność i rasizm.
Sprawcy, którzy w piątek zniszczyli napis, nie zbiegli z miejsca wydarzenia, tylko czekali na policję. Funkcjonariusze zatrzymali te osoby, postawiono im zarzuty, po czym wypuszczono do domów.
Jedna ze sprawczyń, 25-letnia Afroamerykanka D'Anna Morgan tłumaczyła w rozmowie z telewizją NBC, że jej działania były częściowo motywowane gniewem na burmistrza Nowego Jorku Billa de Blasio. Dodała, że jej krewni służą w organach ścigania i ma dość braku szacunku dla tej grupy w czasie rządów de Blasio i gubernatora stanu Nowy Jork Andrew Cuomo. Zaznaczyła, że sama jest Afroamerykanką i uważa, że "każde życie ma znaczenie, w tym czarnoskórych".
Krytyka Trumpa
Inna zatrzymana kobieta, 39-letnia Juliet Germanotta oceniła, że nie powinna być karana za swój czyn, ponieważ wyrażała tylko to, co myśli, a w Nowym Jorku wiele osób bezkarnie maluje graffiti.
Germanotta, która podczas niszczenia napisu ubrana była w bluzkę z napisem "All Lives Matter" (Każde życie ma znaczenie) i owinięta tęczową flagą z hasłem "LGBT for Trump" powiedziała NBC, że chce, aby ludzie wiedzieli, że jest osobą transpłciową, zarażoną wirusem HIV i zarejestrowaną jako wyborczyni Partii Demokratycznej, ale w listopadzie zamierza głosować na Donalda Trumpa.
Prezydent USA wcześniej publicznie krytykował napis znajdujący się przed należącym do niego wieżowcem przy nowojorskiej Piątej Alei. Nazwał go na Twitterze "symbolem nienawiści", który szpeci "tę luksusową aleję". Piętnował też władze miejskie za wydawanie pieniędzy na tego typu projekty, przy jednoczesnym okrajaniu budżetu policji o miliard dolarów. Słowa Trumpa spotkały się z krytyczną reakcją zarówno ze strony de Blasio, jak i Cuomo.
"Pełen przemocy tłum"
W Stanach Zjednoczonych wciąż dochodzi do antyrasistowskich protestów. W sobotę odbyły się one w Portland w stanie Oregon na północnym zachodzie USA. W mieście rozlokowano służby federalne. Republikanie zarzucają demonstrującym przemoc. Demokraci uważają, że funkcjonariusze przekraczają swoje uprawnienia.
Według lokalnych mediów protesty odbywały się w kilku dzielnicach miasta. Wieczorem manifestujący zgromadzili się w centrum. To już 51. dzień demonstracji w tym mieście po zabiciu pod koniec maja przez policję w Minneapolis Afroamerykanina George'a Floyda.
W trakcie manifestacji w Portland od czerwca dochodziło do starć protestujących ze służbami bezpieczeństwa oraz do niszczenia mienia. By ochronić budynki rządowe, w tym gmach sądu federalnego, prezydent USA Donald Trump zdecydował o rozlokowaniu w mieście sił federalnych. Niektóre specjalne jednostki ściągnięto aż spod granicy z Meksykiem.
W czwartek Portland odwiedził stojący na czele resortu bezpieczeństwa narodowego USA Chad Wolf. Protestujących nazwał "bezprawnymi anarchistami" i "pełnym przemocy tłumem". - Sąd federalny to symbol sprawiedliwości. Atakować go, to tak jak atakować Amerykę - powiedział.
"Zadawanie ran w reakcji na graffiti"
Zgodnie z doniesieniami lokalnych mediów niektórzy przedstawiciele federalnych służb nie mają na sobie oznaczeń, a podczas aresztowań nie podają swojej tożsamości. Wobec demonstrantów używany jest gaz łzawiący i gumowa amunicja.
Działania służb spotykały się z krytyką przedstawicieli Partii Demokratycznej. Przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi nazwała w sobotę na Twitterze funkcjonariuszy "szturmowcami" i oskarżyła ich o "porwania" oraz "zadawanie ran w reakcji na (malowanie) graffiti".
Odpowiedział jej republikański senator Ted Cruz. "Policjanci to nie są szturmowcy. Aresztowania to nie porwania. Terroryści z Antify to nie demonstrujący" - napisał na swoim koncie na Twitterze.
Demokratów oskarżył o "cyniczną polityczną decyzję", polegającą na "opowiadaniu się za przestępcami próbującymi zniszczyć Amerykę". "To nie jest Faludża. To nie jest Bejrut. To jest Ameryka" - dodał.
Fala protestów
Pod koniec maja w amerykańskich miastach wybuchła fala protestów wywołanych zabiciem przez policję czarnoskórego Floyda. W większości pokojowe demonstracje po zmierzchu niekiedy przeradzały się w zamieszki. W lipcu manifestacje znacznie osłabły; jednym z ich głównych haseł jest zaprzestanie finansowania policji.
Źródło: PAP