Tysiące ludzi demonstrowały w sobotę wieczorem na ulicach Belgradu przeciwko prezydentowi Aleksandarowi Vucziciowi i jego Serbskiej Partii Postępowej. Demonstranci żądali wolności mediów i uczciwych wyborów.
Była to piętnasta sobota z rzędu, kiedy na ulice stolicy Serbii wyszli przeciwnicy prezydenta. Tym razem grupa demonstrantów wdarła się do siedziby państwowej telewizji RTS, którą opozycja uważa za tubę propagandową Vuczicia i kontrolowanego przez niego rządu.
Demonstranci, wśród których było kilku polityków opozycji, domagali się umożliwienia im wystąpienia na żywo w telewizji. Zostali jednak usunięci z budynku RTS przez specjalne jednostki policji.
Atak na lidera opozycyjnej partii
Demonstracje przeciwko Vucziciowi wywołał atak na lidera niewielkiej opozycyjnej partii Lewica Serbii Borko Stefanovicia. 23 listopada ub. roku w mieście Kruszevac na południu kraju został on pobity przez grupę mężczyzn ubranych na czarno.
Zdaniem Vuczicia napastnicy zostali zatrzymani wkrótce po zajściu. Opozycjoniści utrzymują natomiast, że z atakiem mają związek osoby z Serbskiej Partii Postępowej (SNS), czemu rządząca partia stanowczo zaprzecza.
Spadek poparcia dla prezydenta
Od zwycięstwa wyborczego w 2017 roku poparcie dla prezydenta znacznie spadło, jednak wciąż jest on popularnym politykiem w Serbii. Jego rządząca koalicja ma 160 miejsc w 250-osobowym parlamencie. Vuczić sugerował możliwość rozpisania przedterminowych wyborów, jednak opozycja zapowiedziała, że zbojkotuje głosowanie.
Vuczić to dawny skrajny nacjonalista współpracujący w latach 90. m.in. z sądzonym w Hadze za zbrodnie wojenne serbskim ultranacjonalistą Vojislavem Szeszeljem. Od lat Vuczić deklaruje się jako prounijny reformator, równocześnie jednak stara się blisko współpracować z Rosją.
Jego krytycy zauważają, że Vuczić jako prezydent ograniczył w Serbii swobody demokratyczne, w tym wolność mediów.
Autor: kk/adso / Źródło: PAP, tvn24.pl