Jakie mogą być efekty rozmów między Stanami Zjednoczonymi a Rosją dotyczące sytuacji wokół Ukrainy? - Żądania rosyjskie dla Zachodu, NATO i USA są nie do przyjęcia, więc możliwe są dwa scenariusze - tłumaczył w TVN24 analityk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Wojciech Lorenz. Zauważył przy tym, że ze strony NATO został wysłany sygnał, że Rosji nie uda się "wbić klina między Europę a USA, czy między państwa NATO-wskie".
W poniedziałek w Genewie rozpoczęły się rozmowy przedstawicieli Stanów Zjednoczonych i Rosji w ramach dialogu o stabilności strategicznej. Dotąd odbyły się dwie rundy rozmów w tym formacie, stworzonym w następstwie spotkania prezydentów obu państw, Joe Bidena i Władimira Putina w czerwcu 2021 roku.
Przedstawiciele Białego Domu i amerykańskiego Departamentu Stanu zapowiadali, że przedmiotem rozmów dwustronnych będzie jedynie wąski zestaw spraw dwustronnych, głównie kontroli zbrojeń.
Dwa scenariusze
O pespektywy tych rozmów pytany był na antenie TVN24 Wojciech Lorenz, analityk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i doktor nauk o polityce i administracji. - Ważne jest to, że rozmowy się odbywają. Oczywiście nie wiemy, do czego doprowadzą, ale Rosjanie rzeczywiście przystawili tutaj broń do skroni Ukrainie, ale także całemu Zachodowi - mówił Lorenz, tłumacząc, że Rosja wyszła z propozycjami traktatów między Rosją a Stanami Zjednoczonymi i Rosją a NATO, które gdyby miały być przyjęte, oznaczałyby "usankcjonowanie rosyjskiej strefy wpływów i strefy buforowej, która obejmuje także nowe państwa członkowskie w NATO".
Zwrócił przy tym uwagę, że "żądania rosyjskie są w zasadzie dla Zachodu, dla NATO, dla USA nie do przyjęcia, więc możliwe są dwa scenariusze". W jednym z nich "Rosjanie rzeczywiście szukają pretekstu, żeby zaatakować Ukrainę i dalej podważać jej integralność terytorialną, zdestabilizować ją politycznie". - Drugi jest taki, że będą jednak gotowi na jakiś proces polityczny, dyplomatyczny z USA i z NATO oraz w innych formatach, także OBWE, licząc na to, że uda się im uzyskać inne ustępstwa - wymienił.
Lorenz tłumaczył, że główne ustępstwa dotyczą przede wszystkim "ograniczenia obecności amerykańskiej w Europie, na wschodniej flance NATO, rezygnacji z tak zwanej tarczy antyrakietowej". - No i przede wszystkim, w ten czy inny sposób, wstrzymania rozszerzenia NATO na Wschód - dodał.
NATO "pokazuje, że nie uda się Rosji podzielić w trakcie tych rozmów"
Czy wobec eskalacji tej sytuacji siły Zachodu, w tym Stany Zjednoczone, nie powinny skierować większych sił wojskowych na wschód? - Podjęte zostały działania, które miały wysłać sygnał dla Rosji, że atak na Ukrainę rzeczywiście spotka się ze zdecydowaną reakcją Zachodu, że na Rosję zostaną nałożone olbrzymie koszty, przede wszystkim gospodarcze, ale nie można też wykluczyć działań, które będą niekorzystne z rosyjskiej perspektywy, jeśli chodzi o bezpieczeństwo, czyli dalszego wzmacniania obecności NATO i USA w regionie - odpowiedział Lorenz.
- Są też sygnały płynące ze Szwecji i Finlandii, że z ich perspektywy absolutnie nie może być mowy o usankcjonowaniu jakiejkolwiek strefy buforowej, strefy wpływów, zabronienia suwerennym państwom wchodzenia do NATO, więc dyskusja w tych państwach o ewentualnym wejściu do NATO też pewnie by uległa nasileniu, co jest niezgodne z rosyjskim interesem - zauważył.
Dlatego też, jak tłumaczył, "Sojusz pokazuje, że nie uda się Rosji podzielić w trakcie tych rozmów, wbić klina między Europę a USA, czy między państwa natowskie". - Po to zorganizowano między innymi nadzwyczajne spotkanie ministrów spraw zagranicznych Sojuszu w piątek: żeby pokazać, że NATO będzie bronić zasad, na których opiera się bezpieczeństwo europejskie - zwrócił uwagę. - A jedną z tych zasad jest między innymi swoboda wybierania swoich sojuszy - dodał.
Lorenz podsumował, że "sygnał został do Rosji wysłany" i teraz Moskwa może wykorzystać niespełnienie jej żądań jako pretekst do ataku lub też "podejmie dyplomatyczną grę". - Możemy się czuć w miarę bezpiecznie, ale jeżeli Rosja zdecyduje się na atak, to będziemy musieli podejmować decyzję, jak dalej wzmacniać nasze bezpieczeństwo - mówił.
Pytany, na jakim poziomie wyszkolenia i wyposażenia jest ukraińska armia, Lorenz wyjaśnił, że to "zupełnie inna armia niż w 2014 roku", czyli wtedy gdy doszło do aneksji Krymu. - Teraz jest o wiele silniejsza i gdyby Rosja zdecydowała się na atak, to musiałaby się liczyć z bardzo wysokimi stratami - ocenił.
Źródło: TVN24