Protesty w Izraelu przeciwko reformie sądownictwa. Były premier: jeśli będą kontynuować to szaleństwo, niech nie opowiadają nam o jedności

Źródło:
PAP

Mieszkańcy Izraela ponownie wyszli na ulice w poniedziałek w proteście przeciwko reformie wymiaru sprawiedliwości forsowanej przez rząd Benjamina Netanjahu. W Jerozolimie i innych większych miastach zebrały się tysiące manifestantów, w tym przedstawiciele partii opozycyjnych. - Jeśli będą kontynuować to szaleństwo, niech nie opowiadają nam o jedności - mówił do tłumu były premier Jair Lapid. 

Demonstranci pochodzą z różnych środowisk. Na protesty miały przyjechać tysiące lekarzy, przedstawiciele setek firm z sektora wysokich technologii oraz kancelarii prawnych, studenci i uczniowie oraz wiele innych grup - przekazali organizatorzy.

Obywatele sprzeciwiają się planowi reformy systemu wymiaru sprawiedliwości. Zakłada on m.in. zwiększenie kontroli rządu nad procesem wyborów sędziów Sądu Najwyższego, a także możliwość uchylania orzeczeń tego sądu większością 61 głosów w 120-osobowym parlamencie - Knesecie.

Opozycyjni deputowani wyrzuceni z obrad

W poniedziałek komitet ds. konstytucji, prawa i sprawiedliwości Knesetu zaakceptował kontrowersyjną reformę, co oznacza, że jest ona o krok bliżej do wejścia w życie. Przed głosowaniem w komisji deputowani opozycji zostali wyrzuceni siłą z sali obrad po tym, gdy zaczęli skandować "wstyd" i "hańba".

Odbyło się ono pomimo wezwania prezydenta Izaaka Herzoga do wstrzymania prac legislacyjnych, a koalicja rządowa planuje poddać pierwsze przepisy reformy sądownictwa pod głosowanie w pierwszym czytaniu w środę lub w poniedziałek, 20 lutego, co potwierdził w poniedziałek rano rzecznik ministra sprawiedliwości Jariwa Lewina, architekta reformy. Według "Jerusalem Post" do głosowania dojdzie najprawdopodobniej za tydzień, co da stronom konfliktu czas na próbę podjęcia negocjacji.

"Nie ma prawicy czy lewicy, są źli ludzie kontra dobrzy ludzie"

- To nie jest reforma, ale rewolucja. Reformy zostają wdrożone, aby naprawiać różne kwestie. Ta nadchodzi, aby niszczyć - mówił jeden z protestujących mężczyzn.

Burmistrz Tel Awiwu Ron Chuldaj stwierdził w wywiadzie dla telewizji Channel 13, że "jeśli Izrael stanie się dyktaturą, powróci do demokracji dopiero po rozlewie krwi". - Politycy nie są zainteresowani próbą ugody prezydenta. Apeluję do każdego poważnego człowieka, który zna Państwo Izrael - musicie zrozumieć, że teraz nie ma prawicy czy lewicy, są tylko źli ludzie kontra dobrzy ludzie - powiedział Chuldaj, odnosząc się do wezwania do kompromisu, jaki przedstawił prezydent Herzog.

Chuldaj był jednym z dziesiątek tysięcy demonstrantów, którzy zgromadzili się w poniedziałek wokół budynku Knesetu w Jerozolimie, aby protestować przeciwko planowanej reformie.

- Jeśli będą kontynuować to szaleństwo, niech nie opowiadają nam o jedności. Nie ma jedności, dopóki jedna strona wyznacza zasady - powiedział do zebranego tłumu były premier, a obecnie lider opozycji Jair Lapid. - Obywatele Izraela, będziemy walczyć na ulicach, będziemy walczyć aż do zwycięstwa - oświadczył Lapid.

Autorka/Autor:ft/kab

Źródło: PAP