Rosja wydaje się być neutralna, nie psuje relacji z protestującymi i nie zrywa relacji z Łukaszenką - mówił na antenie TVN24 dziennikarz Andrzej Poczobut, działacz mniejszości polskiej na Białorusi. Komentował trwające w kraju protesty i relacje Łukaszenki z Moskwą.
Na Białorusi trwają protesty przeciw władzy. W poniedziałek prezydent Alaksandr Łukaszenka poleciał śmigłowcem na rozmowy do zakładów ciągników kołowych w Mińsku (MZKT). Robotnicy na placu powitali Łukaszenkę okrzykami: "Odejdź!".
"Walczy jak lew"
- Te obrazki są dla niego zabójcze - ocenił dziennikarz Andrzej Poczobut, działacz mniejszości polskiej na Białorusi. Wyjaśnił, że Łukaszenka pojechał w poniedziałek do fabryki, ponieważ wielokrotnie odwiedzał różnego rodzaju fabryki, w tym również tę konkretną, i był przekonany, że "uda mu się przełamać nastroje społeczne w bezpośredniej konfrontacji z robotnikami". - Moim zdaniem on nie ma po prostu dzisiaj oferty dla tych ludzi, którzy są zmęczeni jego 26-letnimi rządami - dodał.
- Trzeba Łukaszence oddać, że on walczy jak lew, dlatego że na pewno nie była dla niego przyjemna perspektywa jechania do zbuntowanej fabryki i podejmowania bezpośredniej konfrontacji z robotnikami, ale on taki krok zrobił - ocenił dziennikarz. - Łukaszenka przez 26 lat otaczał się ludźmi instrumentami. Ludźmi, którzy wykonują jego wolę, nie są samodzielni. Dzisiaj w warunkach, kiedy trzeba być mocną osobowością, stanąć naprzeciwko tłumu, to takich rozpoznawalnych ludzi, oprócz Łukaszenki, obóz władzy nie ma. I dlatego on właśnie musi robić to osobiście i jest przekonany, że tylko on potrafi to robić, ale na razie wyniki tego są bardzo skromne - powiedział.
Skomentował też proponowane przez Łukaszenkę referendum konstytucyjne. - Ta śpiewka jest na Białorusi bardzo dobrze znana i dlatego to nie jest traktowane jako jakakolwiek oferta. O tym w ogóle nie rozmawia się na ulicy. Na to zwróciły uwagę media, głównie zagraniczne, a na Białorusi to przeszło bez echa - stwierdził Poczobut.
- Dla ludzi, którzy wychodzą na ulicę, Swiatłana Cichanouska jest politykiem, na którego oni oddali swój głos i który ich zdaniem zwyciężył wybory - powiedział. Dodał, że ludzie nazywają Łukaszenkę "byłym prezydentem", a Cichanouską uważają za osobę, która może być przywódcą Białorusi.
"Propaganda nadal pracuje"
Odniósł się również do protestu pracowników państwowej telewizji, gdzie w poniedziałek rano przez moment pokazywano puste studio. - To był bardzo mocny gest, ale okazało się, że Łukaszence udało się to spacyfikować. Znaleziono ludzi, którzy są gotowi pracować w tych warunkach, dlatego że już wieczorem przekaz telewizji był absolutnie tradycyjny. Wizyta w fabryce została tak przedstawiona, że wyciszono wszystkie krzyki - mówił Poczobut. - Propaganda nadal pracuje. Gdyby się załamała propaganda, to byłoby kwestią czasu, aż aparat urzędniczy przestałby funkcjonować normalnie. Dlatego Łukaszenka tyle sił włożył w opanowanie sytuacji w telewizji - dodał.
Przyznał, że ma wrażenie, że Alaksandr Łukaszenka "spodziewa się, że to się rozejdzie po kościach". - Jak na razie widzimy, że dynamika protestu jest taka, że on rośnie. Dołączają do niego nowi ludzie, są sygnały o różnych pęknięciach wewnątrz aparatu. Jeżeli to będzie trwało, to wygląda na to, że tych pęknięć będzie coraz więcej - stwierdził Poczobut. - Dynamika protestu utrzymuje się i szansę na zwycięstwo oni mają duże - dodał, mówiąc o protestujących.
Ocenił, że ważną rolę pełni tu również stanowisko świata zewnętrznego, zwłaszcza brak jednoznacznego poparcia ze strony prezydenta Rosji Władimira Putina.
- Zachowanie władzy przez Łukaszenkę potrzebuje przemocy. Dlatego że jest wrażenie, że 80 procent społeczeństwa jest radykalnie przeciwko niemu. Pomóc jemu w jej stosowaniu Zachód nie może, Rosja może, ale wyraźnie nie chce. Znaczna część białoruskiego społeczeństwa jest prorosyjsko nastawiona i jakiekolwiek wtrącanie się Moskwy po stronie Łukaszenki byłoby ciosem w te prorosyjskie nastroje i sprzyjałoby nastrojom prozachodnim. Dlatego Moskwa wydaje się być neutralna w tym konflikcie - wyjaśnił Poczobut. - Rosja nie psuje relacji z protestującymi i nie zrywa relacji z Łukaszenką. Gra na dwóch fortepianach - podsumował.
Wybory i protesty na Białorusi
W wyborach prezydenckich na Białorusi, które odbyły się 9 sierpnia, ubiegający się o piątą reelekcję Alaksandr Łukaszenka według oficjalnych wyników otrzymał ponad 80 procent głosów, a jego główna rywalka, kandydatka opozycji Swiatłana Cichanouska - 10 procent poparcia.
Według opozycji wyniki zostały sfałszowane. Po ich ogłoszeniu na ulicach wielu białoruskich miast odbyły się protesty osób przeciwnych dalszym rządom Łukaszenki. W czasie manifestacji, które trwają do dziś, dochodziło do starć manifestujących z milicją. Tysiące osób zostało zatrzymanych.
Źródło: TVN24, PAP