|

Nowy papież na nowe czasy. Jakie wyzwania czekają następcę Franciszka?

Kardynałowie podczas wielkanocnej mszy na placu Świętego Piotra w Watykanie
Kardynałowie podczas wielkanocnej mszy na placu Świętego Piotra w Watykanie
Źródło: PAP/EPA/ANGELO CARCONI

Konklawe, na którym wybrany zostanie następca Franciszka, będzie pierwszym w nowych czasach. Porządek światowy zmienia się błyskawicznie, co już będzie wyzwaniem dla nowego papieża. Dodatkowo on sam musi nie tylko pogodzić różne nurty w Kościele, ale i podjąć kluczowe decyzje co do Jego przyszłości - pisze dla TVN24+ filozof i publicysta katolicki Tomasz P. Terlikowski.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Dwanaście lat minęło od momentu, gdy w Kaplicy Sykstyńskiej kardynałowie wybierali kardynała Jorge Bergoglio na nowego papieża. I choć mogłoby się wydawać, że to niewiele, to od tamtego czasu zmieniło się aż nadto wiele. Ukraina została dwukrotnie zaatakowana przez Rosję, dramatycznie zmieniła się sytuacja na Bliskim Wschodzie, a w USA prezydentem i to dwukrotnie został Donald Trump, który wywrócił geopolityczny stolik. Jeśli do tego dodać pandemię COVID-19, zmiany klimatyczne i wielką wędrówkę ludów, a także rozwój sztucznej inteligencji oraz związaną z mediami społecznościowymi rewolucję informacyjną - to obraz zmian stanie się pełny.

Świat, w którym żyjemy, głęboko się zmienił, a Kościół jest zmuszony na te zmiany odpowiadać. Tym zaś, który powinien nadać twarz tej odpowiedzi, będzie kolejny papież. Jego rolą będzie jednak też - i o tym zapominać nie można - odpowiedź na wyzwania, które dręczą Kościół, a także zachowanie Jego jedności. I to również nie będzie proste.

Terlikowski o niektórych faworytach do zostania nowym papieżem
Źródło: TVN24

Wykluczeni i migranci w centrum misji Kościoła

Kierunki możliwych odpowiedzi na wyzwania, o jakich mówimy, wskazał już Franciszek. Ten papież - głęboko zakorzeniony jeszcze w starych czasach, odwołujący się częściej do Pawła VI niż do Jana Pawła II i Benedykta XVI - zaczął swój pontyfikat od ekologicznej i radykalnie niechętnej "bezbożnemu kapitalizmowi" encykliki "Laudato si", a potem zasłynął kolejnymi dokumentami i gestami, w których niezmiennie stawał po stronie migrantów.

Można powiedzieć, że klamrą spinającą jego pontyfikat jest temat migracji. Pierwszą jego pielgrzymką była ta na Lampedusę, a ostatnim poważnym dokumentem Franciszka był list do biskupów amerykańskich, w którym odcinał się od polityki migracyjnej Donalda Trumpa.

Wzywam wszystkich wiernych Kościoła katolickiego oraz wszystkich mężczyzn i kobiety dobrej woli, aby nie poddawali się narracjom, które dyskryminują i powodują niepotrzebne cierpienie naszych braci i sióstr migrantów i uchodźców

- wskazał papież w liście do biskupów amerykańskich.

"… wszyscy jesteśmy wezwani do życia w solidarności i braterstwie, do budowania mostów, które coraz bardziej zbliżają nas do siebie, do unikania murów hańby" - pisał. "Uważnie śledziłem poważny kryzys, który ma miejsce w Stanach Zjednoczonych wraz z rozpoczęciem programu masowych deportacji. Poprawnie ukształtowane sumienie nie może nie dokonać krytycznej oceny i nie wyrazić sprzeciwu wobec środków, które milcząco lub wyraźnie utożsamiają nielegalny status niektórych migrantów z przestępstwem" - wskazywał zmarły papież.

Dlaczego przypominam te słowa? Bo następca Franciszka w tej sprawie z całą pewnością nie zmieni stanowiska. Dlaczego? Bo stosunek do migrantów i uchodźców od Starego Testamentu jest miarą autentyzmu religijnego. "Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie (…) Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25, 35-40).

Wsparcie migrantów i uchodźców jest zresztą obecne w Kościele od dekad. I Katechizm Kościoła Katolickiego, i papieże Jan Paweł II i Benedykt XVI jasno i jednoznacznie wspierali prawo do migracji i bronili - także nielegalnych - uchodźców. Ich następca będzie więc z całą pewnością robił to samo. Jeśli coś będzie różnić jego sytuację, to raczej skala migracji, wykorzystywanie jej do wojen hybrydowych przez Rosję i Białoruś (ale także do nacisków politycznych choćby przez Turcję), jak również rosnące w siłę nurty populistyczne, które opierają swoją polityczną tożsamość na odwołaniach do cywilizacji chrześcijańskiej.

I to będzie potężne wyzwanie dla nowego papieża, bo jego rolą będzie jasne wskazanie, że ten rodzaj populizmu, mimo odwołań do chrześcijaństwa, jest mu w istocie obcy. Obce jest mu zwłaszcza instrumentalne wykorzystanie wartości religijnych do budowania fundamentalnie niechrześcijańskiej polityki. Tego rodzaju "podszywanie się" pod chrześcijaństwo jest dla Kościoła bardzo niebezpieczne, co pokazał nazizm, który niemal sto lat temu część ludzi Kościoła uznawała za sojusznika w walce z komunizmem. Ten właśnie czas powinien przypominać, że nawet jeśli Donald Trump i J.D. Vance sprzeciwiają się części agendy lewicy - która koliduje z nauczaniem Kościoła - to jednocześnie wykorzystują chrześcijaństwo do własnych politycznych celów. A do tego sprzeciwiają się innym elementom kluczowym dla Ewangelii.

Prezydent USA Donald Trump, wiceprezydent J.D. Vance i sekretarz stanu Marco Rubio
Prezydent USA Donald Trump, wiceprezydent J.D. Vance i sekretarz stanu Marco Rubio
Źródło: YURI GRIPAS/PAP/EPA

Kościół globalnego Południa

Kolejny papież - niezależnie od tego, skąd będzie pochodził - musi mieć także świadomość, że serce Kościoła bije obecnie w krajach globalnego Południa.

Chrześcijaństwo, w tym katolicyzm, rozwija się obecnie najszybciej w Afryce, a jeśli wielkie, tradycyjne zakony i zgromadzenia wciąż są żywe, to dzięki powołaniom w Afryce i Azji. Wiele z niemieckich, francuskich, holenderskich czy belgijskich parafii żyje, bo obsługują je księża z krajów globalnego Południa, a zasilają je liczbowo migranci i uchodźcy. Każdy, kto był na mszy świętej w Waterloo, Brukseli, Amsterdamie, Monachium czy Londynie ma świadomość, że sporą część wiernych stanowią uchodźcy i migranci lub ich dzieci.

- Są oni ludźmi praktykującymi swą wiarę i czasami mają bardzo dobry wpływ na holenderskich katolików, ponieważ pobudzają ich do uczestniczenia w adoracji, do pobożności, udziału w Eucharystii, odmawiania różańca. Na przykład w diecezji Rotterdam stanowią około 20 procent wiernych. Ich wpływ jest bardzo pozytywny i są aktywni - mówi o tej grupie uchodzący za konserwatystę holenderski kardynał Willem Eijk. A inni zachodni biskupi przyznają, że ich diecezji już by nie było, gdyby nie uchodźcy i migranci.

Jeszcze istotniejsze jest to, że interesy globalnego Południa, jego wojny, jego problemy, a także jego perspektywy, muszą być obecne w myśleniu Watykanu. Jeśli ktoś sądzi, że z perspektywy Watykanu najważniejszym miejscem jest Polska czy nawet Europa, to zwyczajnie nie rozumie sytuacji współczesnego Kościoła.

Co z tego wynika dla kolejnego konklawe? Odpowiedź jest prosta, a będzie to coś, co dla wielu zachodnich katolików - szczególnie tych, których uwiodły populistyczne retoryki - może być szokiem. Każdy kolejny papież będzie mocno i jednoznacznie odcinał się od kolonializmu i neokolonializmu (jeśli poczytać oświadczenia afrykańskich czy azjatyckich biskupów, to znajdziemy w nich taki właśnie język), a także jasno wskazywał, że neoliberalny porządek gospodarczy, który promuje globalną Północ, jest fundamentalnie niesprawiedliwy, i powinien być zmieniony. I nie, nie chodzi o to, że Kościół dał się zwieść lewicy, lecz po prostu… rozpoznał rzeczywistość, która wygląda radykalnie inaczej z perspektywy innej niż zachodnia.

Aktualnie czytasz: Nowy papież na nowe czasy. Jakie wyzwania czekają następcę Franciszka?

Watykan i jego przywódca - i to niezależnie od tego, kto nim będzie - z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie też opowiadał się za światem wielobiegunowym (choć inaczej rozumianym niż chciałyby tego Chiny i Rosja). Papiestwo nie jest już polityczną siłą Zachodu, bo po pierwsze, w zachodnich społeczeństwach laicyzacja sprawia, że Kościół przestaje mieć istotne znaczenie, a po drugie, dlatego że doświadczenie katolików globalnego Południa uświadamia Kościołowi zagrożenie, jakim było dla niego uwikłanie w umacnianie wpływów Europy. Kościół z głosiciela Ewangelii zbyt często przez stulecia przemieniał się w siłę wspierającą niekiedy głęboko niemoralny kolonializm. I świadomość tego jest obecna wśród kardynałów, także tych pochodzących z krajów zachodnich.

Wszyscy papabile, którzy wymieniani są przez poważnych watykanistów, choć pochodzą z krajów zachodnich, są doskonale zorientowani w perspektywie globalnego Południa. A dotyczy to zarówno kardynała Pietro Parolina, który jako dyplomata zna świat, jak i pochodzącego z Malty kardynała Mario Grecha, który świetnie zna zarówno perspektywę migrancką, jak i świat nieodległej Afryki; wreszcie kardynała Pierbattisty Pizzaballi, franciszkanina, który jest patriarchą łacińskim Jerozolimy, co daje mu bardzo specyficzną perspektywę Bliskiego Wschodu.

Jeden katolicyzm już nie istnieje

Ale to nie wszystko. Kardynałowie, którzy już zbierają się w Watykanie, wiedzą też doskonale, że nic takiego jak jedna forma katolicyzmu już od dziesięcioleci nie istnieje. Kościół pozostaje jeden, ale modele i style wyznawania wiary są odmienne. I nie chodzi tylko o model pobożności, radykalnie odmienny w roztańczonej Afryce i bardziej oszczędnej Europie, i nawet nie tylko o różnice między religijnością bardziej formalną i charyzmatyczną, ale o sięgające o wiele głębiej różnice doktrynalne.

Czasy, gdy o wszystkim decydował Rzym, który dyktował, w co wierzyć i jak żyć mają katolicy w różnych kulturach, minął wiele dziesięcioleci temu, gdy znacząca część zachodnich biskupów odrzuciła nauczanie zawarte w "Humanae vitae" Pawła VI. Od tego momentu katolicka teologia zaczęła rozwijać się w bardzo różnych kierunkach, i to nie tylko kwestiach moralnych, ale także choćby odnośnie kategorii i rozumienia prawdy, a także dialogu religijnego. Ani Jan Paweł II, ani Benedykt XVI nie zdołali tego trendu odwrócić, a Franciszek - wprowadzając kategorię decentralizacji i synodalizacji - w istocie zaakceptował katolicki wielogłos, i to nawet w kwestiach kluczowych.

O czym mówię? Odpowiedź jest prosta. Gdy w Niemczech katolik po rozwodzie, w nowym związku albo w związku jednopłciowym, może przystępować do Komunii, a nawet uzyskać ryt błogosławieństwa, to w Polsce czy Afryce jest to niemożliwe. A z drugiej strony - w Afryce debatuje się nad duszpasterskim podejściem do poligamii, które w Europie nawet nikomu jako temat nie przyszłoby do głowy. W jednych miejscach w Kościele poważnie pracuje się nad próbą inkulturacji Ewangelii w terminach filozofii i religii Dalekiego Wschodu, a w innych - by przypomnieć Polskę - przekonuje się, że joga (którą ćwiczy się w niektórych katolickich zakonach nie tylko w Indiach) stanowi gigantyczne zagrożenie duchowe. I tego nikt nie jest w stanie zmienić.

Kościół katolicki jest na drodze ku głębokiej decentralizacji i różnorodności. Można nawet powiedzieć, że jest na drodze do anglikanizacji, czyli zaakceptowania sytuacji, w której w jednej wspólnocie wiary istnieją nurty, które w wielu sprawach są ze sobą sprzeczne. Anglikanizm łączy posługa biskupia, a w przypadku tak rozumianego katolicyzmu tym łącznikiem będzie papież, choć i jego posługa jest coraz bardziej odmiennie rozumiana.

Ten krótki opis uświadamia, że niezależnie od tego, kto zostanie papieżem, wiele się w tych sprawach nie zmieni. Jeśli to będzie zwolennik reform Franciszka (a to jest - biorąc pod uwagę skład kolegium kardynalskiego - prawdopodobne), to i tak nie dokona on czystki i nie wyrzuci bardziej konserwatywnych katolików z Kościoła. Ale i konserwatysta, jeśli zostanie papieżem (co jest mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe, bo Franciszka wybrali kardynałowie wskazani przez Jana Pawła II i Benedykta XVI), to i on nie odwróci kierunku zmian i nie dokona, wbrew temu, co się niektórym wydaje, kontrrewolucji. Dlaczego nie? Bo to mogłoby się skończyć schizmą, a tego nikt nie chce. Żaden papież nie chce przejść do historii jako ten, za którego czasów doszło do rozłamu w Kościele.

Ale jest jeszcze jeden powód. Każdy z potencjalnych kandydatów ma świadomość, że na wiele pytań, które obecnie stają przed Kościołem i przed światem, nie ma prostych odpowiedzi. Mocne argumenty w debacie nad święceniami kapłańskimi dla kobiet mają zarówno ci, którzy uchodzą za progresywistów, jak i ci, którzy przypominają o starej tradycji Kościoła. Dyskusja o znaczeniu islamu czy wielkich religii Dalekiego Wschodu wcale nie jest jeszcze na finiszu, a pytania o transpłciowość, które dzielą nie tylko społeczeństwa zachodnie, ale i Kościół, potrzebują jeszcze pogłębienia i większej wiedzy medycznej do rozstrzygnięcia. Tu potrzebny jest czas. Ale purpuraci wiedzą też, że Kościół jest obecnie wspólnotą różnych prędkości, i że to, co jest do zaakceptowania dla zachodniej części Kościoła, jest absolutnie nie do zaakceptowania przez Afrykę czy Azję. Inaczej na pewne sprawy spoglądają Polacy, a inaczej Niemcy. I z tym także trzeba się liczyć, by uniknąć napięć, których można uniknąć. Nowy papież, ktokolwiek nim będzie, będzie musiał nawigować wielkim bytem, który jest rozrywany w różne strony.

Do Watykanu lecieli, by "zobaczyć Franciszka żywego". "Nie ma audiencji, są inne wydarzenia". Rozmowa Mai Wójcikowskiej z polską rodziną
Źródło: TVN24

Raczej Franciszek II niż Jan Paweł III

Jakie z tego wszystkiego płyną wnioski? Jeśli dodać do tego fakt, że osiemdziesiąt procent kardynałów elektorów to nominaci Bergoglio, to można - bez ryzyka wielkiego błędu - stwierdzić, że jego następcą będzie raczej ktoś, kogo określić można mianem Franciszka II niż Jana Pawła III (o Piusie XIII nie wspominając).

Aktualnie czytasz: Nowy papież na nowe czasy. Jakie wyzwania czekają następcę Franciszka?

Jednak niezależnie od tego, kto zostanie nowym papieżem, nie należy spodziewać się po nim ani przesadnego przyspieszenia zmian (w Rzymie słychać, że kardynałowie chcieliby raczej chwili odpoczynku i oddechu, a nie kolejnych reform), ani ich zatrzymania. Synodalność jest procesem, który został wprowadzony w ruch i nie da się go po prostu zatrzymać. Tak jak nie da się zmienić sytuacji Kościoła i świata. I już tylko dlatego - mimo wielkich zmian w świecie - to nie będzie pontyfikat rewolucji (ani kontrrewolucji), a raczej kontynuacji.

Świat jednak zmienił się tak głęboko, że i papiestwo będzie się zmieniać. A kierunek wyznaczył w tej sprawie już Franciszek.

Czytaj także: