"Nasza silna obecność na Bliskim Wschodzie będzie trwać"


- Stany Zjednoczone nigdy się nie zawahają w obronie swoich sojuszników, partnerów i interesów - oświadczył Barack Obama w przemówieniu z okazji wizyty premiera Iraku Nuriego al-Malikiego. Prezydent zapewnił, że mimo wycofania wojsk amerykańskich z Iraku USA pozostaną mocno zaangażowane na Bliskim Wschodzie, także militarnie.

- Nasza silna obecność na Bliskim Wschodzie będzie trwać. Kiedy kończymy tę wojnę i Irak spogląda w przyszłość, iracki naród musi wiedzieć, że nie zostajecie sami - oświadczył Obama, zwracając się do Malikiego.

Wielki brat

Słowa prezydenta odczytano jako zawoalowane ostrzeżenie pod adresem Iranu, który jest podejrzewany o plany wzmocnienia swych wpływów w Iraku po ewakuacji stamtąd sił amerykańskich do końca tego roku.

Obama podkreślił, że USA i Irak będą teraz łączyły "normalne stosunki istniejące między suwerennymi narodami, oparte na wspólnych interesach i wzajemnym szacunku". Zgodnie z poprzednimi zapowiedziami oznajmił, że w Iraku nie będzie amerykańskich baz wojskowych.

Zapowiedział jednak, że USA będą szkoliły pilotów irackich sił powietrznych. Irakijczycy zdecydowali się na zakup amerykańskich myśliwców F-16. Obama powiedział też, że planuje się prowadzenie wspólnych iracko-amerykańskich manewrów wojskowych. Maliki podkreślił, że liczy na pomoc wojskową Waszyngtonu.

Na konferencji prasowej obu przywódców padło pytanie o politykę Iraku wobec Syrii. Bagdad nie przyłączył się do innych stolic arabskich w potępieniu reżimu prezydenta Baszara el-Asada, który brutalnie tłumi powstanie przeciw dyktaturze. Stanowisko Iraku tłumaczy się wpływami Iranu. Obama powiedział jednak, że "nie ma wątpliwości", iż decyzje w sprawie Syrii rząd w Bagdadzie podjął "opierając się na tym, co jest najlepsze dla Iraku, a nie tym, czego chciałby Iran".

Źródło: PAP