|

Zimowe igrzyska na piasku, klimatyzowany mundial. Jak pieniądze szejków urządzają światowy sport

GettyImages-1442446907
GettyImages-1442446907
Źródło: Fu Tian/China News Service via Getty Images
Arabia Saudyjska zorganizuje w 2029 roku igrzyska azjatyckie. A dokładniej - zimowe igrzyska azjatyckie. Kraj, w którym śnieg spada raz na kilkadziesiąt lat, a ujemne temperatury uchodzą za anomalię, będzie areną zmagań narciarzy, łyżwiarzy i snowboardzistów. Do tego w kurorcie, który na razie nie istnieje. Brzmi kuriozalnie, ale to po prostu kolejny odcinek sportowej telenoweli serwowanej przez szejków. Zahipnotyzowani seansem mamy przymykać oczy na brudne interesy i nieprzestrzeganie praw człowieka. Kolejny taki seans właśnie zaczyna się w Katarze.Artykuł dostępny w subskrypcji

Saudyjczycy zadebiutowali na zimowych igrzyskach olimpijskich dopiero w tym roku. Problemu z wyborem chorążego nie było, bo w delegacji do Pekinu znalazł się tylko jeden sportowiec - alpejczyk Fayik Abdi.

Niektórzy do olimpijskiej rywalizacji przygotowują się latami. On miał kilkanaście miesięcy, bo o możliwości wyjazdu dowiedział się przypadkiem, gdy brał udział w nagrywaniu klipu promującego powstający w Arabii kurort Trojena.

- Wcześniej nawet nie wiedziałem, że mamy w kraju federację narciarską - mówił w wywiadzie dla "Arab News".

W slalomie gigancie Abdi zajął 44. miejsce na 91 startujących. Jego występ rodacy potraktowali jako ciekawostkę, ale dla rządzących krajem szejków to musiał być powód do dumy. Arabia Saudyjska stała się bowiem pierwszym krajem znad Zatoki Perskiej, reprezentowanym na zimowych igrzyskach. Sąsiedzi z Emiratów, Bahrajnu czy Kataru na swój debiut muszą poczekać. Może właśnie ta duma stała za decyzją o zgłoszeniu się na gospodarza zimowych igrzysk azjatyckich w 2029 roku.

Z flagą: Fayik Abdi, chorąży i jedyny zawodnik delegacji Arabii Saudyjskiej
Z flagą: Fayik Abdi, chorąży i jedyny zawodnik delegacji Arabii Saudyjskiej
Źródło: David Ramos/Getty Images

Saudyjska kandydatura to prospekt.

Podejmujący decyzję delegaci z Olimpijskiej Rady Azjatyckiej, gdyby pojechali na miejsce przyszłych igrzysk, zobaczyliby marsjańskie krajobrazy pełne wąwozów i skał. Sportowe areny? W planach. Ujemne temperatury? Anomalia. Śnieg? W prospekcie dodany komputerowo.

Na swojego konia wyścigowego saudyjscy oficjele wybrali Trojenę - kurort, w którym Fayik Abdi kręcił reklamówkę. Na razie to nawet nie jest plac budowy. Ale plany są więcej niż ambitne.

Infrastruktura ma być wtopiona w krajobraz. Coś dla siebie znajdą tu narciarze, ale też fani nurkowania. Tym drugim powinno być nawet łatwiej, bo w chłodniejszych miesiącach średnia temperatura to 15 stopni.

Kurort XXII wieku to tylko część ultranowoczesnego megapolis Neom - miasta, które ma powstać na pustyni od zera. Oprócz Trojeny będzie tu miasto na wodzie w Zatoce Akaba i 170-kilometrowa metropolia The Line, zbudowana - jak wskazuje nazwa - na planie linii. Bez dróg i samochodów, za to z punktami usługowymi schowanymi pod ziemią i metrem jeszcze piętro niżej. Całość ma kosztować 500 miliardów dolarów.

Organizacja zimowych igrzysk azjatyckich to zatem tylko część wielkiego projektu. Jego interaktywna wizytówka. Siedem lat przygotowań może zamienić się w siedem lat państwowej kampanii marketingowej nowego, ponaftowego oblicza Arabii.

Drugą miałby być piłkarski mundial. Saudyjczycy - nie chcąc być gorsi od Kataru - zgłosili chęć organizacji mistrzostw świata w 2030. Nie sami. Do dość egzotycznej koalicji należą też Egipt i Grecja. Na dobry początek kraje podpisały dwustronne umowy biznesowo-energetyczne.

Sport opaską na oczy

2 października 2018 roku saudyjski dziennikarz Dżamal Chaszodżdżi wszedł do konsulatu swojego kraju w Turcji. Już z niego nie wyszedł. Został zabity, poćwiartowany, a ciało najprawdopodobniej rozpuszczono w kwasie. To miała być vendetta za krytykę saudyjskiej władzy, którą Chaszodżdżi - jako dysydent mieszkający w USA - regularnie przedstawiał w swoich artykułach, publikowanych m.in. na łamach "The Washington Post".

Chaszodżdżi zginął na długo przed powstaniem koncepcji o zimowych igrzyskach, ale doczekał prezentacji Neom. I nie mógł zrozumieć, dlaczego rodzina królewska zamierza przeznaczyć połowę rocznego PKB kraju na tę inwestycję.

- Pół biliona dolarów. A co, jeśli się nie uda? Przecież nikt nawet nie może zrecenzować projektu na miejscu - mówił na antenie otwartej na każdą szpilkę wbijanej Saudom katarskiej Al Jazeery.

Zabójstwo Chaszodżdżiego jest faktem, choć Saudyjczycy osiemnaście dni zaprzeczali oskarżeniom. Ostatecznie zarzuty usłyszało kilkanaście osób, ale powszechnie wiadomo, że to płotki. Mogli wiedzieć o sprawie, a w najgorszym razie wykonać brudną robotę.

Decyzję o "jak najszybszym uciszeniu" dziennikarza miał podjąć sam książę koronny Muhammad bin Salman. Niezbite dowody o jego osobistym zaangażowaniu - w tym nagranie rozmowy telefonicznej - ma posiadać CIA.

Ale nawet tak zimnokrwiście zaplanowana i precyzyjnie dokonana zbrodnia nieszczególnie naruszyła interesy, czy choćby wizerunek Saudyjczyków. Nie wiadomo, czy należy tu doszukiwać się ciągu przyczynowo-skutkowego, ale kilka miesięcy po tym zabójstwie przystąpili oni do marketingowej ofensywy, hurtowo kontraktując goszczenie u siebie prestiżowych wydarzeń sportowych.

W 2019 w Arabii został rozegrany mecz o piłkarski Superpuchar Włoch. Swoje pierwsze edycje miały wtedy prestiżowe turnieje golfowe i tenisowe oraz wyścigi Formuły E, organizowane po dziś dzień. Rok zwieńczyła gala bokserska w Diriyah. W najważniejszej walce wieczoru, o zunifikowany tytuł mistrza świata wagi ciężkiej czterech federacji, zmierzyli się Anthony Joshua i Andy Ruiz Jr. Zainteresowanie pojedynkiem było ogromne. W Wielkiej Brytanii padł rekord wykupionych transmisji pay-per-view.

Później tempo już tylko rosło. Pojawiły się: Superpuchar Hiszpanii, Formuła 1, Rajd Dakar. W tym roku znów doszło tam do kolejnej bokserskiej superwalki: Ołeksandr Usyk zmierzył się z Anthonym Joshuą.

Za możliwość organizacji wszystkich tych eventów trzeba słono płacić: od kilku do kilkudziesięciu milionów dolarów za każdy. Ale pieniądze nie grają roli, gdy na szali jest reputacja. A praktyka pokazuje, że w blasku sportowców łatwo ją podreperować. Albo przynajmniej zamaskować szpecące rysy. Takie działanie ma nawet swoją anglojęzyczną nazwę - sportswashing (washing - mycie)

Wiedzieli o tym Chińczycy, organizując letnie igrzyska w 2008 i zimowe w 2022 roku. Wiedział Władimir Putin, upierając się na organizację zimowych igrzysk w 2014 w Soczi - kurorcie letnim. Podczas gdy kibicie fetowali sukcesy sportowców, on przygotowywał się do ataku na Ukrainę i zajęcia Krymu. Manewr powtórzył zresztą w tym roku, z niecierpliwością czekając u granic Ukrainy na zakończenie igrzysk w Pekinie.

Wiedzą o tym też Katarczycy, którzy za chwilę uraczą nas piłkarskimi mistrzostwami świata.

Zróbmy sobie mundial

Na przygotowanie mundialu mieli bezprecedensowe dwanaście lat. Imprezę - niczym Saudyjczycy zimowe igrzyska azjatyckie - też dostali na bazie folderu reklamowego i zapewnień, że zmaterializują rozrysowane w nim projekty. I kilku przelewów w odpowiedniej wysokości, wysłanych do odpowiednich ludzi.

Delegacja FIFA, która w udała się do Kataru na etapie oceny jego kandydatury, wynotowała w blisko 40-stronnicowym raporcie swoje zastrzeżenia do powierzania organizacji mundialu krajowi o powierzchni województwa świętokrzyskiego, który musi wszystko zbudować od zera. Uwadze oficjeli nie uszły tamtejsze temperatury i istotne kwestie społeczne.

- Obchodzony w Katarze ramadan może zakłócić przygotowania do organizacji turnieju w kluczowej fazie, tuż przed jego rozpoczęciem - zapisano w raporcie.

Faworytami do organizacji turnieju byli Amerykanie, ale po czterech seriach głosowań na wyciągniętej przez przewodniczącego FIFA Seppa Blattera kartce widniało pięć liter: "QATAR".

Grudzień 2010 roku, Sepp Blatter ogłasza organizatora mistrzostw w 2022 roku
Grudzień 2010 roku, Sepp Blatter ogłasza organizatora mistrzostw w 2022 roku
Źródło: Laurence Griffiths/Getty Images

Jednocześnie z przygotowaniami do mistrzostw ruszyły prokuratorskie i dziennikarskie śledztwa, mające zweryfikować, czy w walce o mundial Katarczycy grali czysto. Szybko okazało się, że nie, a oprócz podejrzanych przepływów finansowych - w tle pojawiła inwigilacja działaczy FIFA i parakorupcyjne gierki. Ówczesnego przewodniczącego UEFA Michela Platiniego do głosowania na Katar nakłaniał sam prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Liczył przy tym na wielomiliardowe kontrakty wojskowe z szejkami i ich zaangażowanie w Paris Saint-Germain. Prezesem klubu był wówczas przyjaciel Sarkozy'ego - Sebastien Bazin.

Już rok później PSG było w katarskich rękach. W ciągu kolejnych lat Katarczycy zakupili kilkadziesiąt francuskich myśliwców i śmigłowców.

Dziś Qatar Sports Investments wciąż pompuje w PSG ogromne pieniądze, licząc, że w końcu uda się wygrać Ligę Mistrzów. Sebastian Bazin jest prezesem hotelowego potentata Accor. Nicolas Sarkozy zasiada w radzie dyrektorów tej firmy. Accor sponsoruje PSG. Podobnie jak Qatar Airways, których logo znajdowało się już na koszulkach Barcelony, Bayernu Monachium czy Romy.

Mundial - największa obok igrzysk impreza sportowa na świecie - to crème de la crème katarskiego sportswashingu. Ale imprez rangi mistrzostw świata i kontynentu Katarczycy zorganizowali od 2010 roku kilkanaście, traktując je jako poligon doświadczalny przed zmaganiami piłkarzy.

Mistrzowskie lekcje

- Ścigamy się jak w saunie - mówiła mediom Holenderka Roxane Knetemann po swoim starcie w kolarskich mistrzostwach świata w Katarze w 2016.

Po blisko czterech godzinach jazdy w tamtejszym słońcu Belg Enzo Wouters zemdlał zaraz za linią mety. Dziesiątki kolarzy rezygnowało z jazdy, bo upały były nie do wytrzymania i zagrażały ich zdrowiu.

Wniosek był prosty: skoro zawodnicy ścigają się we wrześniu, a temperatury i tak są nieznośne, o organizacji mundialu w tradycyjnym letnim terminie nie ma mowy. W 2015 FIFA oficjalnie ogłosiła, że mistrzostwa zostaną bezprecedensowo rozegrane w listopadzie i w grudniu.

Perypetie kolarzy mogły przyczynić się do podjęcia decyzji, by wszystkie stadiony w czasie piłkarskich mistrzostw świata były klimatyzowane. Próbą były mistrzostwa lekkoatletyczne rozegrane w Dausze trzy lata temu.

- Prędzej zamarzniemy, niż umrzemy z gorąca - mówił mediom norweski trener Gjert Ingebrigsten. W Dausze biegała trójka jego synów. Przed startem chadzali po stadionie w czapkach.

W ostatnich latach Katarczycy gościli też najlepszych na świecie pływaków, gimnastyków, bokserów i piłkarzy ręcznych. Szlifowali swoje kompetencje organizacyjne, czasem błądząc - po to, by na mundialu błędów już nie było. Zaplanowany w dniu święta narodowego (18 grudnia) finał będzie pokazem katarskiej siły. Organizacyjnej, finansowej i politycznej. Niekoniecznie sportowej, bo katarskich piłkarzy w tym finale trudno się spodziewać.

Na tym stadionie w Katarze zostanie rozegrany finał Mistrzostw Świata
Na tym stadionie w Katarze zostanie rozegrany finał Mistrzostw Świata
Źródło: Fu Tian/China News Service via Getty Images

Bojkot nie wchodzi w grę

Mundial w Katarze - w zamyśle mający poprawić wizerunek kraju - na razie paradoksalnie go nadszarpnął. Skupił bowiem uwagę na katarskim prawie pracy, któremu podlegają tysiące robotników budujących tamtejsze stadiony, drogi i hotele.

Status pracowników w Katarze często określany jest jako współczesne niewolnictwo. Nawet jeśli oceniać go nieco łagodniej, faktem jest, że przyjezdni, przede wszystkim z biedniejszych krajów Afryki i Azji, są de facto uzależnieni od swoich pracodawców. W okresie zatrudnienia nie mogą bez pozwolenia opuszczać kraju czy zmieniać pracodawcy. Latami musieli oddawać dokumenty. Do tego dochodzą głodowe stawki i ekstremalnie trudne warunki pracy.

Według ostrożnych szacunków w ciągu ostatniej dekady zginęło co najmniej 6 500 robotników, którzy przyjechali do Kataru za chlebem.

Sponsor techniczny reprezentacji Danii przygotował na mistrzostwa koszulki, na których logo federacji stapia się ze strojem. - Nie chcemy być widoczni w czasie turnieju, którego organizacja kosztowała życie tysięcy ludzi - napisała firma w oświadczeniu.

Trzeci komplet strojów ma czarny kolor. Dla upamiętnienia zmarłych w Katarze pracowników.

W Niemczech wielu restauratorów zrezygnowało z pokazywania meczów w swoich lokalach. W Barcelonie, Paryżu, a także kilku innych francuskich miastach nie powstaną strefy kibica.

- Ten turniej jest absurdalny z punktu widzenia praw człowieka, środowiska i sportu. Nie będziemy transmitować żadnego meczu na telebimach - powiedziała mer Lille Martine Aubry.

To jednak odosobnione gesty. Większość z oficjalnych sponsorów mistrzostw w żaden sposób - choćby słownie - nie opowiedziała się w sprawie towarzyszących mundialowi kontrowersji. Do bojkotu imprezy nawoływali aktywiści zajmujący się prawami człowieka, ale ten scenariusz nigdy nie był poważnie brany pod uwagę. Ani przez FIFA, ani przez któregokolwiek z uczestników turnieju.

A mieszkający od tego roku w Katarze prezydent FIFA Gianni Infantino pewnie już ma szkic przemówienia, w którym zachwali katarski mundial jako jeden z najlepszych w historii.

Czytaj także: