Macron grzmi. "Pakt z diabłem"

Źródło:
PAP

Szef francuskiej prawicowej partii Republikanie Eric Ciotti został w środę wykluczony z jej szeregów, bo poparł sojusz ze skrajnie prawicowym Zjednoczeniem Narodowym. Wcześniej w tym dniu prezydent Emmanuel Macron wezwał do połączenia sił umiarkowanych z różnych stron sceny politycznej w obliczu ofensywy radykalnej lewicy i skrajnej prawicy. Ruch Ciottiego nazwał "paktem z diabłem".

O wykluczeniu Erica Ciottiego biuro polityczne partii zadecydowało jednogłośnie. Dwoje polityków: Annie Genevard i Francois-Xavier Bellamy zostało upoważnionych do kierowania tym ugrupowaniem. Xavier-Bellamy otwierał listę wyborczą Republikanów w niedawnych wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Po decyzji biura politycznego Ciotti oświadczył, że nadal pozostaje na czele Republikanów. - Jestem i pozostaję przewodniczącym naszego stronnictwa politycznego, wybranym przez jego zwolenników - oznajmił. Dodał, że "żadne decyzje podjęte na tym spotkaniu (biura politycznego) nie mają mocy prawnej".

Politycy partii Republikanie przed zwołaniem posiedzenia TERESA SUAREZ/PAP/EPA

Złamanie tradycji

Republikanie to partia kontynuująca tradycje gaullistowskie. Z tego ruchu, występującego pod różnymi nazwami (Zgromadzenie na rzecz Republiki, Unia na rzecz Ruchu Ludowego) wywodzili się prezydenci Jacques Chirac i Nicolas Sarkozy. W ostatnich latach partia ta jednak bardzo straciła na znaczeniu; wielu jej członków przeszło albo do centrowego Odrodzenia prezydenta Emmanuela Macrona, albo do skrajnej prawicy.

Po wyborach w 2022 roku Republikanie mieli w Zgromadzeniu Narodowym tylko 61 deputowanych (na 577), jednak wspierali partię prezydencką w kluczowych głosowaniach. Gdy 9 czerwca tego roku Macron rozwiązał parlament i ogłosił nowe przedterminowe wybory parlamentarne, Ciotti wykluczył sojusz z nim. We wtorek opowiedział się za współpracą ze skrajnie prawicowym Zjednoczeniem Narodowym, łamiąc tradycję swej partii, by nie wchodzić w sojusze polityczne z ruchem założonym przez Jean-Marie Le Pena.

Macron ponosi "odpowiedzialność"

Emmanuel Macron rozwiązał w niedzielę francuski parlament, decydując się na ten krok w następstwie wyraźnego zwycięstwa prawicowego Zjednoczenia Narodowego w wyborach do Parlamentu Europejskiego. 

W czasie środowej konferencji prasowej Macron przyznał, że ponosi "odpowiedzialność" za przegraną obozu prezydenckiego w wyborach do Parlamentu Europejskiego i zdecydowane zwycięstwo skrajnej prawicy. - Nie zapewniłem dość szybkich i zdecydowanych odpowiedzi na uzasadnione niepokoje naszych współobywateli - oświadczył.

Emmanuel Macron TERESA SUAREZ/PAP/EPA

Broniąc decyzji o rozwiązaniu parlamentu, prezydent przypomniał, że po wyborach parlamentarnych w 2022 roku obóz prezydencki nie mógł "zbudować trwałej koalicji" w niższej izbie, Zgromadzeniu Narodowym. Podkreślił, że w niedzielnych wyborach do Parlamentu Europejskiego niemal 40 procent głosów uzyskała skrajna prawica (głównie Zjednoczenie Narodowe, dawny Front Narodowy Marine Le Pen). - Wyniki te są faktem politycznym, którego nie można ignorować - uznał.

CZYTAJ: Marine Le Pen przejmie władzę? Konsekwencje zaskakującej decyzji Macrona

Macron o pakcie z diabłem

Macron przekonywał, że w obliczu przedterminowych wyborów spadają maski. Wskazał na kryzys na prawicy, przypominając, że Eric Ciotti poparł sojusz wyborczy ze Zjednoczeniem Narodowym. Macron ostro zaatakował Ciottiego, mówiąc, że zawarł pakt z diabłem.

Skrytykował też lewicę, która tworzy własny sojusz przed wyborami, nazwany "frontem narodowym". Oskarżył radykalnie lewicową Francję Nieujarzmioną o antyparlamentaryzm, tworzenie ciągłego zamieszania w Zgromadzeniu Narodowym, a także o antysemityzm. Macron oznajmił również, że twórca historycznego Frontu Narodowego z lat 30. XX wieku Leon Blum "przewróciłby się w grobie" z powodu obecnego sojuszu i przekonywał, że "niektórzy deputowani socjalistyczni i socjaldemokratyczni nie mają nic wspólnego z Francją Nieujarzmioną".

Oba projekty - zapewniał Macron - nie są większością pozwalającą rządzić. Prezentował swój obóz polityczny jako trzecią drogę i przekonywał, że "blok centrowy - postępowy i republikański" - ma jasną wizję kraju i Europy.

CZYTAJ: "Chłopak z sąsiedztwa" z wytrenowanym uśmiechem wstrząsnął Francją. Kim jest Jordan Bardella?

Główne kierunki kampanii

Macron przedstawiał główne kierunki kampanii swego obozu przed wyborami w sferze gospodarczej i społecznej. Przyznał, że potrzebne są "konkretne odpowiedzi" w sprawie wzrostu cen energii, a "praca powinna być lepiej opłacana". Potwierdził plany budowy ośmiu nowych reaktorów jądrowych, koniecznych do transformacji energetycznej.

Mówił też o odpowiedzialnym modelu socjalnym, o doinwestowaniu wymiaru sprawiedliwości i szkolnictwa. Wspomniał o zakazie używania mediów społecznościowych przez młodzież poniżej 15. roku życia. Mówił o potrzebie "otworzenia wielkiej debaty na temat laickości".

Prezydent Francji przekonywał, że w polityce zagranicznej dwa skrajne bloki nie zapewnią wizji Francji jako niezależnej potęgi, zajmującej zrównoważone stanowisko w sprawie Ukrainy i Bliskiego Wschodu. Podkreślał, że Zjednoczenie Narodowe "zawsze było dwuznaczne, jeśli chodzi o Rosję" i jest to "problem dla Europy i dla Francji".

- Jesteśmy gotowi włączyć idee socjaldemokratów, przedstawicieli "prawicy gaullistowskiej" i ekologów - zadeklarował, apelując do sił politycznych, które nie podzielają "gorączki ekstremistycznej". W trakcie wystąpienia podkreślał kilkakrotnie, że umocnienie się skrajnej prawicy "musi zostać usłyszane" i że ma zaufanie do obywateli.

Zapewnił, że nie poda się do dymisji, jeśli jego obóz polityczny przegra wybory 30 czerwca, w których - według sondaży - może wygrać Zjednoczenie Narodowe, kierowane obecnie przez Jordana Bardellę.

Autorka/Autor:tas/kab

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: TERESA SUAREZ/PAP/EPA