Uzbrojeni napastnicy odcięli przepływ wody w głównym wodociągu doprowadzającym wodę do oblężonej stolicy Libii, Trypolisu - poinformowała w poniedziałek agencja Reutera. Wokół metropolii od ponad miesiąca trwają walki między rządem a siłami generała Chalify Haftara, który chce przejąć władzę w całym kraju.
Grupa bojowników napadła w niedzielę na jedną ze stacji kontrolnych sieci Wielkiej Sztucznej Rzeki.
Wybudowany podczas rządów Muammara Kaddafiego wodociąg o tej nazwie doprowadza wodę do nadmorskich miast Libii z podziemnych złóż wody głębinowej znajdujących się pod piaskami Sahary.
W oblężonej obecnie przez wojska generała Chalify Haftara stolicy Libii mieszkają ponad dwa miliony ludzi.
Do ataku doszło około 400 km na południe od Trypolisu. Pracownicy obsługujący stację zostali zmuszeni do odcięcia przepływu wody przez rurociąg - donosi agencja Reutera.
Do odcięcia przepływu wody doszło także w 2017 roku. Podobnie jak wtedy, władze w Trypolisie i tym razem winą obarczyły grupę powiązaną z jednostkami Libijskiej Armii Narodowej (LNA) Haftara. LNA zaprzecza jednak tym zarzutom.
Marsz Haftara na Trypolis
Oddziały generała Haftara rozpoczęły operację oskrzydlania Trypolisu 4 kwietnia, gdy w mieście przebywał z oficjalną wizytą sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres, który swą obecnością chciał dać jasny sygnał wspólnocie międzynarodowej, pokazując, że powinna ona wspierać legalne władze kraju rezydujące w nadmorskiej metropolii.
W ciągu kilku tygodni walk zginęło w nich już jednak ponad 500 osób, tysiące cywilów i wojskowych zostało rannych, a 75 000 osób musiało opuścić swoje domy - podaje agencja Reutera. Niektóre południowe osiedla miasta opustoszały.
Dwuwładza w Libii
W trwającym od ośmiu lat konflikcie Libia stała się polem walki rozmaitych ugrupowań, milicji, gangów i radykalnych islamistów. Niektóre z ugrupowań islamistycznych są obecne w Trypolisie i niektóre z nich opowiedziały się za wspieranym przez ONZ rządem w jego walce z Haftarem, gdyż postrzegają go jako bezpośrednie zagrożenie dla swojego istnienia.
Od 2015 r. w Libii funkcjonują faktycznie dwa ośrodki władzy - jeden w Trypolisie, a drugi na wschodzie kraju w Bengazi.
Haftar od dawna zapowiadał zdobycie siłą Trypolisu, ale po części powstrzymywał go przed tym sprzeciw społeczności międzynarodowej, w tym USA. W ciągu ostatnich dwóch lat wpływy Haftara w Libii wzrosły i pozyskał on jako sojuszników Arabię Saudyjską i Egipt.
Trypolis oblężony, Haftar atakuje
Bitwa o Trypolis w przypadku zwycięstwa Haftara dałaby mu praktycznie absolutną kontrolę nad krajem.
Obalenie uznawanego na świecie rządu w tym mieście uważa on za ostatni etap swojej misji. Mimo rozpoczęcia świętego dla muzułmanów miesiąca ramadan, Haftar wzywał na początku maja do "zmiażdżenia przeciwników". Jego ambicja to skupienie całości władzy – tak jak obalonego i zabitego w 2011 roku wieloletniego dyktatora Muammara Kaddafiego, którego Haftar był sojusznikiem, a potem zaciekłym rywalem.
Trypolis miał upaść w kilka dni. Dyplomatyczne umiejętności i obietnice Haftara na arenie międzynarodowej oraz zręczność w zawiązywaniu koalicji w kraju zdawały się rzeczywiście zapewniać mu polityczną i wojskową przewagę. Przed ofensywą na Trypolis generał rozmawiał z szefem francuskiej dyplomacji Jeanem-Yves'em Le Drianem i odwiedził Zjednoczone Emiraty Arabskie oraz Arabię Saudyjską, uzyskując prawdopodobnie zielone światło dla swojej ofensywy. Już wcześniej bliskie relacje łączyły go z Egiptem oraz Rosją. Każdemu z tych państw wojskowy obiecywał błyskawiczną operację i kawałek tortu z zysków.
Moskwa od kilku lat zapewnia Haftarowi wsparcie w jego mateczniku na wschodzie kraju. W 2016 r. Rosja wydrukowała dla niego banknoty, rok później generał odwiedził pokład przepływającego przy libijskim wybrzeżu rosyjskiego lotniskowca Admirał Kuzniecow. W Libii - jak pisała brytyjska prasa - stacjonowali też rosyjscy najemnicy z tzw. grupy Wagnera. Ich celem było pilnowanie instalacji naftowych oraz szkolenie sił wiernych generałowi.
Szanse Haftara na przejęcie władzy w Trypolisie zdawały się tak duże, że przychylnym okiem na jego atak patrzyły zachodnie mocarstwa, w tym wpływowa w północnej Afryce Francja. Na swoją stronę udało mu się przeciągnąć i Stany Zjednoczone, mimo że początkowo sekretarz stanu USA Mike Pompeo wygłosił oświadczenie wzywające do wstrzymania ofensywy. 15 kwietnia prezydent Donald Trump w rozmowie z Haftarem chwalił go za walkę z terroryzmem i zabezpieczenie złóż surowców.
Generał czuł się na tyle pewnie, że rozpoczął oblężenie Trypolisu, gdy w mieście przebywał szef ONZ Antonio Guterres. Do dziś próbuje on mediować między stronami, by zapewnić zawieszenie broni. Władze Libii zarzucają zarazem światowej opinii publicznej bierność.
W maju premier Fajiz Mustafa as-Saradż przekonywał w europejskich stolicach, że jego rząd nie podda Trypolisu, ale potrzebuje pomocy. Nazywał Haftara "aspirującym dyktatorem" i ostrzegał, że konflikt w Libii wpłynie na "przepływy migracyjne".
W poczuciu osamotnienia rząd w Trypolisie sięgnął nawet po gospodarczy szantaż. Dzień po wizycie Saradża w Paryżu zażądał odnowienia licencji od 40 zagranicznych firm działających w Libii, w tym francuskiego giganta petrochemicznego Total. W przeciwnym razie operacje tych firm na terenie Libii mają zostać wstrzymane. Ugrzęźnięcie ofensywy kilkadziesiąt kilometrów od Trypolisu oraz dyplomatyczne, polityczne i gospodarcze argumenty strony rządowej zdają się przechylać szalę na stronę rządu.
Od Haftara zdystansowały się w środę Zjednoczone Emiraty Arabskie – minister stanu do spraw zagranicznych tego państwa Anwar ibn Muhammad Gargasz oświadczył, że Haftar nie konsultował z Abu Zabi swojej ofensywy. Wcześniej prezydent Francji Emmanuel Macron zapewniał po spotkaniu z Saradżem o wsparciu swojego kraju dla rządu w Trypolisie; wzywał też do zawarcia natychmiastowego zawieszenia broni.
Rozchwiana i podzielona na pomniejsze frakcje i sojusze Libia pozostaje łakomym kąskiem dla mocarstw i wielkich przedsiębiorstw. Scalenie kraju i utworzenie sprawnej władzy centralnej wydaje się w tej chwili niemożliwe. Organizacje międzynarodowe oraz państwa Starego Kontynentu, nauczone doświadczeniami z interwencji zbrojnej w 2011 roku, wolą tym razem ograniczać się do rytualnych oświadczeń i apeli o pokój. Nie przynoszą one większych efektów.
Autor: ft/adso / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock