Podczas wtorkowej rozmowy w Kanale Zero Artur Łącki pytany był m.in. o sprawę dotacji z Krajowego Planu Odbudowy, o które mogły ubiegać się firmy z branży HoReCa. Według mediów o środki wnioskowała też żona Łąckiego - prowadząca ośrodek wypoczynkowy. Potwierdził to potem sam poseł, wskazując, że pieniądze jeszcze do niej nie trafiły.
- Można było, nie wiem, przyjść na klub (...), i powiedzieć: "będzie rozpisywany konkurs HoReCa, ale ludzie nie lubią tego, jak dostają takie pieniądze małżonkowie polityków, więc nie aplikujcie". Już wtedy by wiedzieli. Ja bym im powiedział: "sorry Winnetou, ale nie na to się pisałem, dziękuję" albo bym powiedział "dobra, bo powiedzieliście" - mówił w wywiadzie Łącki, przekonując m.in., że przedsiębiorcy mają obowiązek dbać o swój biznes. - Nie będę przepraszał za nic, bo nic złego nie zrobiłem. Nie będę mówił, że tam zgodnie z prawem, czy niezgodnie z prawem, bo to jest mało ważne. Dlaczego wyklucza się moją żonę z normalnego życia społecznego? - dodał w późniejszej części rozmowy.
Poseł Łącki o środkach z KPO
Poseł KO ocenił przy tym, że "przyniesienie KPO" - czyli odblokowanie środków, które za czasów PiS nie były wypłacane Polsce m.in. w związku z kwestią praworządności - było wyborczym projektem Koalicji Obywatelskiej. - To było i jest oczko w głowie pana premiera Donalda Tuska. Muszę powiedzieć, że zrobił jeden podstawowy błąd (...) tym błędem było oddanie kontroli nad wydawaniem KPO partii Polska 2050 - powiedział.
Dopytywany o hipotetyczną sytuację, w której obecnie rządzący już za czasów PiS mogliby przekonać Komisję Europejską do wypłaty środków, Łącki odparł, że "oni (Komisja Europejska - red.) też są ludźmi normalnymi, którzy muszą pilnować pieniędzy". - Więc powiedzieli: "owszem, damy, ale wygrajcie wybory" - powiedział. Na pytanie, czy wypłata środków była uzależniona tylko od wyników wyborów, Łącki zaprzeczył. - Nie. Od wyniku wyborów i od tego, że było pewne, że my się zajmiemy tym, czym się zajmujemy - powiedział.
Rzeczniczka KO o wypowiedziach posła
Rzeczniczka klubu KO Dorota Łoboda poinformowała PAP, że wypowiedzi posła KO w wywiadzie w Kanale Zero wyrażają jego własne opinie i nie są stanowiskiem klubu. Dodała też, że wobec ataku na Łąckiego i jego żonę ten ma prawo do obrony i z tego prawa skorzystał.
- Wypowiedzi Artura Łąckiego w Kanale Zero wyrażają jego własne opinie, nie są stanowiskiem klubu KO. Poseł Łącki i jego żona od kilku dni są atakowani w mediach, ma prawo do obrony i przedstawienia swojego stanowiska i z tego prawa skorzystał - przekazała PAP rzeczniczka klubu KO, pytana o wywiad posła w Kanale Zero.
Artur Łącki - kim jest
Artur Łącki jest jednym z najbogatszych posłów. Jak pisaliśmy w czerwcu, w oświadczeniu majątkowym poseł KO podał, że jest współwłaścicielem domu o powierzchni 350 mkw. o wartości 2,5 mln zł oraz właścicielem domu o pow. 250 mkw. o wartości 1,5 mln zł. Ponadto posiada osiem mieszkań, czy gospodarstwo rolne. Ma też na własność nieruchomości o powierzchni 6051 mkw. i 4860 mkw. oraz jest współwłaścicielem nieruchomości o powierzchni 25 786 mkw. - te trzy nieruchomości mają wartość 64 mln zł. Posiada też kilka milionów złotych w oszczędnościach i papierach wartościowych oraz udziały w spółkach, luksusowe zegarki i dzieła sztuki.
Przedsiębiorca i były samorządowiec, a z wykształcenia prawnik, działa w branży hotelarskiej, o czym mówił w wywiadach. - Wszystkie oszczędności włożyliśmy w inwestycje, o których już wiemy, że się nie zwrócą - stwierdził w rozmowie z "Faktem" w kwietniu 2020 roku. - Normalnie tylko z jednego hotelu mieliśmy w ciągu marca i kwietnia ok. 600 tys. zł przychodu. Ze świąt organizowanych w ośrodku w Międzywodziu ok. 120 tys. zł. W tym roku tego wszystkiego nie było, nie było nawet świąt! - dodawał wówczas.
Dwa lata później w rozmowie z tygodnikiem "Wprost" Łącki ocenił, że skutki wybuchu wojny w Ukrainie mogą być bardziej dotkliwe dla branży niż pandemia. - Rok wojenny może być gorszy od pandemicznego. Część turystów boi się przyjeżdżać do nas nad morze, bo Polska jest dla nich krajem frontowym - stwierdził polityk cytowany w portalu gazety.
Artur Łącki w Sejmie
Artur Łącki zasiada w izbie niższej polskiego parlamentu od blisko sześciu lat. W kampanii wyborczej przed wyborami w 2019 roku zachęcał do oddawania głosów, częstując paprykarzem w Szczecinie. Do Sejmu dostał się również w kolejnych wyborach. Otrzymał wówczas 6100 głosów, co zapewniło mu miejsce w pierwszej dziesiątce posłów, którzy otrzymali najmniej głosów.
W czasie pierwszej kadencji w Sejmie Łącki został ukarany za udział w happeningu na sali plenarnej. Gdy w grudniu 2019 roku poseł Solidarnej Polski Jan Kanthak mówił z sejmowej mównicy o projekcie nowelizacji ustawy o ustroju sądów powszechnych, Sądzie Najwyższym i niektórych innych ustaw (tzw. ustawa "represyjna"), troje posłów Koalicji Obywatelskiej: Klaudia Jachira, Artur Łącki i Urszula Zielińska wstało z miejsc, trzymając wspólnie szalik z napisem "konstytucja". Prezydium Sejmu zdecydowało o obniżeniu im uposażenia o jedną czwartą na okres miesiąca, o czym informowała m.in. "Rzeczpospolita". Każdy z ukaranych stracił około 2 tysięcy złotych.
Wicemarszałek reaguje na wypowiedź Łąckiego
W poprzednich latach głośno było również o wypowiedziach Artura Łąckiego. Gdy wiosną 2024 roku posłowie w Sejmie zajmowali się punktem dotyczącym informacji o istotnych problemach wynikających z działalności i orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego w 2022 roku, głos z mównicy zabrał m.in. poseł KO. - Proszę państwa, tak, żeby załagodzić trochę tę dyskusję, żeby spokojniej było. Pani prezes, jest pani niewątpliwie piękną kobietą, trzeba powiedzieć - powiedział Łącki na początku swojego wystąpienia. - Problem polega na tym, że Rzeczpospolita Polska na przestrzeni wieków zawsze miała problemy z pięknymi kobietami - dodał, wskazując na cesarzową Austrii Marię Teresę i carycę Rosji Katarzynę Wielką.
- Pani prezes, i pani stała się taką carycą tego naszego wymiaru sprawiedliwości, Trybunału Konstytucyjnego. Taką carycą, która rozwaliła to wszystko od wewnątrz i spowodowała to, że Polki i Polacy nie mają wsparcia w tej instytucji i nie mogą patrzeć w przyszłość jasno, że wszyscy sędziowie będą bronili ich praw - kontynuował Łącki. - I to jest pytanie, czy jest pani dumna z tego, że można panią nazwać carycą Polskiego Trybunału Konstytucyjnego? - dodał.
Podczas wypowiedzi podniosły się głosy oburzenia ze strony posłów PiS. Prowadzący obrady wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski zwrócił się do Łąckiego, mówiąc, że jego wystąpienie "nie trzymało się norm wystąpienia parlamentarnego". Jak dodał, "to jest najdelikatniejsza ocena".
Sprzeczka posłów i alkomat, którego nie było
W marcu tego roku poseł Jarosław Urbaniak (KO) przerwał obrady sejmowej komisji regulaminowej po tym, jak politycy PiS złożyli wniosek o zbadanie Artura Łąckiego alkomatem. Argumentowali to zachowaniem posła w czasie posiedzenia.
Po ogłoszeniu przerwy na korytarzu doszło do słownej przepychanki posła KO z posłem Rafałem Bochenkiem (PiS). Łącki poprosił Straż Marszałkowską o przyniesienie alkomatu. Apelował też, aby zbadać nim również posłanki PiS, które miały być "prowodyrkami" wspomnianego wniosku. - Coś mi się wydaje, że panie z PiS-u są pod wpływem alkoholu - dodał. Do badania alkomatem nie doszło, ponieważ sprzęt "poszedł do kalibracji" - poinformował jeden ze strażników. Łącki nie wrócił już na posiedzenie komisji.
Autorka/Autor: wac//am
Źródło: PAP, Wprost, Fakt, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Marcin Obara/PAP