Barack Obama, zapowiadając 11 września rozprawę z Państwem Islamskim, oświadczył, że w walce z dżihadystami Stany Zjednoczone nie będą osamotnione, lecz będą działać w koalicji. Do tej pory była to koalicja państw niechętnych bezpośredniej akcji wojskowej, jednak ataki na Syrię wskazują, że USA znalazły skorych do pomocy sojuszników.
- Mogę potwierdzić, że amerykańskie siły zbrojne i ich partnerzy podejmują działania wojskowe przeciw terrorystom z ISIL w Syrii, z użyciem myśliwców, bombowców i pocisków Tomahawk - powiedział w poniedziałek wieczorem czasu lokalnego rzecznik Pentagonu, kontradmirał John Kirby, oznajmiając, że Amerykanie przeprowadzili naloty na Państwo Islamskie. Kirby nie sprecyzował, które kraje uczestniczą obok USA w tych atakach. - Operacja trwa i nie jesteśmy w stanie podać w tej chwili szczegółów - powiedział rzecznik Pentagonu. Jednak według proszącego o anonimowość przedstawiciela amerykańskiej administracji, na którego powołuje się agencja Reutera, w atakach na terytorium Syrii uczestniczyły kraje arabskie - Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Jordania i Bahrajn. Ich rola w operacji nie została sprecyzowana. Rolę pomocniczą odegrał Katar - dodało źródło.
Ostatecznie amerykańskie Centralne Dowództwo potwierdziło te informacje.
Kto przy boku USA?
Rząd w Rijadzie chociażby do tej pory mówił jedynie o pomocy humanitarnej dla ofiar Państwa Islamskiego czy szkoleniach syryjskich rebeliantów na swoim terytorium. Jordania za to wykluczała udział swoich sił zbrojnych w operacjach, choć dawała do zrozumienia, że w konflikcie dużą rolę odgrywa jej wywiad.
Najbardziej skore do działania były zaś, według amerykańskich źródeł dyplomatycznych Zjednoczone Emiraty Arabskie, które już w przeszłości brały udział w akcjach militarnych wespół z Amerykanami, czego dobitnym przykładem były naloty na wojska Muammara Kaddafiego podczas libijskiej rebelii w 2011 roku.
Autor: mtom / Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: USAF