Wywiad w izraelskiej telewizji z palestyńskim prezydentem Mahmudem Abbasem wywołał burzę. Przez weekend Abbasa skrytykował rządzący w Strefie Gazy radykalny ruch Hamas, premier Izraela Benjamin Netanjahu oraz kilku jego ministrów. O co poszło?
W czwartek wieczorem w wywiadzie dla izraelskiego kanału 2. Abbas powiedział m.in., że "Zachodni Brzeg, Strefa Gazy i Jerozolima Wschodnia to Palestyna, a cała reszta to Izrael - teraz i na zawsze". Dodał też, że miasto Safed leżące na północy Izraela, z którego jego rodzina została wygnana w 1948 roku, gdy Abbas miał 13 lat, chciałby jedynie odwiedzić, ale nie zamieszkać w nim.
Szerokie interpretacje
Słowa Abbasa wywołały burzę wśród Palestyńczyków, bowiem dla nich znaczyły one tyle, że Abbas jednoznacznie zrzekł się prawa palestyńskich uchodźców do powrotu na ziemie, z których musieli uciekać lub zostali wygnani w trakcie wojny powstającego Izraela z sąsiednim krajami arabskimi w 1948 roku.
Palestyńczycy domagają się, by tak jak inni uchodźcy, mogli wrócić do swoich domów, które dziś znajdują się na terytorium Izraela. Jednak Izrael odrzuca taką możliwość m.in. z powodów demograficznych. Palestyńskich uchodźców i ich potomków jest około pięciu milionów, a ludność Izraela to niecałe 8 mln osób.
- Żaden Palestyńczyk nie zaakceptowałby zrzeczenia się prawa naszych ludzi do powrotu do ich domów, wiosek i miast, z których byli wysiedleni. Jeśli Abu Mazen (Abbas) nie chce Safedu, Safed będzie zaszczycony niegoszczeniem ludzi takich jak on - powiedział rzecznik rządzącego Strefą Gazy Hamasu cytowany przez palestyńską agencję Maan. Wywiad Abbasa wzbudził protesty w obozach dla uchodźców w Gazie, gdzie spalono jego zdjęcia.
Abbas w sobotnim wywiadzie dla egipskiej gazety "Al-Hajat" tłumaczył, że mówił o swoim osobistym stanowisku i jego wcześniejsza wypowiedź nie oznaczała zmiany polityki. - Nikt nie zrezygnowałby ze swojego prawa do powrotu. Ale wszystkie międzynarodowe ustalenia dotyczące kwestii uchodźców (...) mówią o rozwiązaniu, na które zgodzi się również Izrael - powiedział Abbas.
Izraelskie reakcje
Wypowiedź prezydenta Autonomii wywołała też burzę w Izraelu. Bezpośrednio po wyemitowaniu wywiadu premier Benjamin Netanjahu potępił Abbasa i w oświadczeniu prasowym zarzucił mu, że jego słowa nie mają pokrycia w czynach. Niedzielne otwarcie posiedzenia izraelskiego rządu premier również zaczął od kwestii wywiadu z Abbasem. - Słyszałem, że już się wycofał ze swoich słów. To kolejny dowód na to, jak ważne są bezpośrednie negocjacje bez żadnych warunków wstępnych. Jerozolimę i Ramallah dzieli zaledwie siedem minut - powiedział Netanjahu.
W zamian obenego premiera ostro zaatakował były premier Ehud Olmert, który właśnie rozważa powrót do polityki. Olmert oskarżył obecny gabinet o odpowiedzialność za brak rozmów pokojowych z Palestyńczykami i narażanie kluczowych interesów Izraela. - Zamiast promować negocjacje, izraelski rząd podjął kroki, które wzmacniają Hamas i osłabiają władze Autonomii Palestyńskiej pod przywództwem Abbasa, władze, które wierzą w pokój, a nie w przemoc - powiedział Olmert. Izraelski minister spraw zagranicznych Awigdor Lieberman stwierdził jednak, że liczy się to, co Abbas mówi "swoim ludziom po arabsku", a minister edukacji Gideon Saar oskarżył Abbasa o próbę wpływania na zbliżające się izraelskie wybory parlamentarne.
Abbasa chwalił za to izraelski prezydent Szimon Peres. Podkreślił, że Abbas jest prawdziwym partnerem do rozmów pokojowych, a jego obietnica unikania przemocy i szukanie rozwiązania dla problemu palestyńskich uchodźców poza granicami Izraela to ważne stwierdzenia, idące w parze z tym co myśli większość Izraelczyków.
Autor: mk\mtom / Źródło: PAP