W mieście Betlejem na Zachodnim Brzegu Jordanu w solidarności z dziećmi ginącymi w Strefie Gazy powstała bożonarodzeniowa szopka przedstawiająca Jezusa rodzącego się w pełnym gruzów żłobie. - Nie możemy świętować, gdy w Gazie zginęło tak wiele osób - mówi portalowi BBC Abood Subouh, właściciel sklepu na lokalnym targu.
Kościoły w całej Palestynie ogłosiły odwołanie wszystkich uroczystości bożonarodzeniowych w wyrazie solidarności ze Strefą Gazy, ograniczając swoją działalność do nabożeństw i modlitw. W jednym z kościołów ustawiono szopkę, w której Jezus przychodzi na świat pośród gruzów w Gazie.
Ulice i podwórka Betlejem są w większości puste, a drogi prowadzące do miasta zostały zablokowane przez siły izraelskie.
Pastor ewangelicko-luterańskiego kościoła Narodzenia Pańskiego w Betlejem Munther Isaac powiedział dziennikowi "Washington Post", że "nie da się radować" w tym roku, kiedy toczy się "ludobójcza wojna przeciwko naszemu narodowi w Strefie Gazy".
Kościół zdecydował, że tegoroczna szopka bożonarodzeniowa będzie odzwierciedlać "bolesną rzeczywistość" dzieci żyjących obecnie w Palestynie i dlatego umieszczono Dzieciątko Jezus w zniszczonym, pełnym gruzów żłobie, jako "przesłanie solidarności z cierpiącymi w Gazie" – stwierdził Isaac.
- Gdyby Chrystus miał się dzisiaj narodzić, narodziłby się pod gruzami – dodał.
Grecko-prawosławny proboszcz parafii Narodzenia Pańskiego w Betlejem, Issa Thaljieh, powiedział Al-Dżazirze, że odwołanie obchodów Bożego Narodzenia w ramach solidarności z mieszkańcami Gazy stanowi jasny "przesłanie dla świata".
- Widzimy, jak wśród wszechobecnych zniszczeń giną dzieci, kobiety i osoby starsze. Trudno milczeć na temat tego, co się dzieje – powiedział Thaljieh.
"Modlimy się tylko, żeby wydostać się stąd żywi"
- W mieście brak szczęścia, radości, dzieci i Świętego Mikołaja. W tym roku nie ma żadnych uroczystości - mówi BBC Madeleine, mieszkanka Betlejem na Zachodnim Brzegu. Nie ma tam słynnej choinki, która zwykle stoi na środku placu. Nie ma kolęd i stoisk bożonarodzeniowych.
W pustym kościele Narodzenia Pańskiego ojciec Eissa Thaldjiya mówi brytyjskiemu portalowi, że jego miasto wydaje się być cieniem samego siebie. - Jestem księdzem w tym kościele od 12 lat. Urodziłem się w Betlejem i nigdy czegoś takiego nie widziałem - nawet podczas pandemii covid-19 - stwierdził. - Mamy braci i siostry w Gazie - to właśnie utrudnia świętowanie… Ale dobrze jest być zjednoczonym w modlitwie - dodał..
Jawdat Mikhael mieszka w Betlejem, ale jego rodzina jest uwięziona w północnej części Strefy Gazy. Jego rodzice, brat i dziesiątki innych krewnych schronili się w kościele Świętej Rodziny w pobliżu Shejaiya na wschodzie miasta Gaza - obszarze zniszczonym przez izraelskie bombardowania. Kiedy Jawdat rozmawia z dziennikarzem BBC, przychodzi telefon od jego ojca, Han'ny Mikhaela. Połączenie jest niestabilne, jednak mimo to stara się zobaczyć swojego tatę.
Han'na mówi synowi, że rodzina ma się dobrze. Mówi, że po raz pierwszy od ponad dwóch tygodni udało mu się wyjść z kościoła, aby znaleźć coś do jedzenia. Mówi, że wokół kościoła pozostały gruzy, a wszystkie sklepy zostały spalone. - To totalna destrukcja - mówi.
Opowiada, że łączność została zerwana i że nie ma wody. Dostawy jedzenia też są rzadkością - "wystarczające, aby utrzymać cię przy życiu, ale nie, aby wypełnić żołądek" - mówi. Han'na płacze, opowiadając o tym, jak inne były Święta Bożego Narodzenia w zeszłym roku. - W takie dni jak ten dekorowaliśmy kościół. Śpiewano kolędy. Ludzie przychodzili, żeby pomóc. A teraz modlimy się tylko, żeby wydostać się stąd żywi - mówi.
Tydzień temu babcia Jawdata, Naheda Khalil Anton - która również ukrywała się w kościele w Gazie - została dwukrotnie postrzelona w brzuch, gdy szła do łazienki. Na pomoc rzuciła się jej ciotka Samar Kamal Anton, która została postrzelona w głowę. Jego rodzina od początku wojny ukrywała się w kościele Świętej Rodziny. Teraz pochowali tam swoich bliskich.
Rodzina obwinia izraelskich snajperów za ich śmierć. IDF (Izraelskie Siły Obronne) twierdzą, że będą kontynuować dochodzenie w tej sprawie. Han'na przez łzy mówi, że na jego oczach zginęło dwóch członków jego rodziny: - To był szok... To było nie do zniesienia - opowiada.
"Nie możemy świętować, gdy w Gazie zginęło tak wiele osób"
W niedzielny poranek w Betlejem biły dzwony kościelne, gdy niektórzy miejscowi zgromadzili się wokół Jezusa rodzącego się w otoczeniu gruzów. Z głośników leciały arabskie pieśni, z których jedna wzywa do salam - pokoju - dla dzieci - pisze BBC. Dziesiątki ludzi stoi pośrodku, trzymając wielką palestyńską flagę i machając nią w górę i w dół.
Łaciński patriarcha Jerozolimy, Pierbattista Pizzaballa, przybył do Betlejem wygłosić tradycyjne kazanie. Miał na sobie tradycyjny palestyński szalik w czarno-białą kratkę. Zanim wszedł do Bazyliki Narodzenia Pańskiego, powiedział, że to "bardzo smutne Boże Narodzenie". - Toczymy wojnę, straszliwą wojnę. Nasze myśli kierują się przede wszystkim do Gazy, do naszych obywateli w Gazie… Cierpią dwa miliony - mówił. Dodał, że "zawieszenie broni nie wystarczy". - Musimy zaprzestać tych działań wojennych i iść dalej, ponieważ przemoc rodzi tylko przemoc - powiedział.
Kilka kroków od Manger Square po obu stronach Star Street znajdują się sklepy z pamiątkami, nie ma tam jednak klasycznego dla tego miejsca zgiełku kupowania, sprzedawania i targowania się. Słynne szaliki, poszewki na poduszki i artefakty szyte palestyńskim ściegiem wiszą przed sklepami w nienaruszonym stanie. Zwykle jest to szczyt sezonu na rynku. Nie w tym roku.
- Nie możemy świętować, gdy w Gazie zginęło tak wiele osób - mówi Abood Subouh, właściciel sklepu na lokalnym targu niedaleko Manger Square. Mówi, że choć smutne jest takie postrzeganie jego miasta i jego firmy, obchodzenie Bożego Narodzenia w tym roku wydaje się niewłaściwe: - Nie możemy być szczęśliwi, bo nie jesteśmy na drugim końcu świata. Nadal jesteśmy w Palestynie - mówił.
Źródło: BBC, tvn24.pl