W jego kraju grozi mu kara za unikanie podjęcia służby wojskowej. Hassan al-Kontar miał 7 marca wylecieć z Malezji do Kambodży, aby nie wracać do objętej wojną Syrii, z której pochodzi. Odmówiono mu jednak wstępu do kraju i wysłano z powrotem do Kuala Lumpur. Tam na lotnisku spędził już 38 dni. W rozmowie z tvn24.pl zdradził, że władze kraju proponują mu wydanie przepustki na zasadach syryjskiego programu dla uchodźców. Mężczyzna miał odrzucić propozycję, bo - jak twierdzi - czeka na rozwiązanie, które pozwoli mu na stałe osiedlenie się i legalną pracę.
Historia Hassana al-Kontara przypomina tę z filmu Stevena Spielberga pt. "Terminal". W momencie, gdy Viktor Navorski z Krakozhii przylatuje do Nowego Jorku, w jego kraju ma miejsce zamach stanu. Amerykańskie władze nie uznają jego paszportu i w ten sposób zagubiony turysta z Europy Wschodniej musi odnaleźć się w ogromnym terminalu i próbować się tam zadomowić.
Wędrówka z kraju do kraju
Kiedy wybuchła wojna w Syrii, Hassan al-Kontar pracował w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie zatrudniony był od 2006 roku. Opuścił rodzinny dom, by uniknąć powołania do syryjskiej armii.
- Jestem człowiekiem, nie uznaję za stosowne brać udział w wojnie - powiedział BBC. - Nie jestem maszyną do zabijania i nie chcę brać udziału w procesie niszczenia Syrii - dodał.
W 2016 roku al-Kontar stracił pracę, a wraz z nią pozwolenie na pobyt w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Niedługo potem został stamtąd deportowany.
W styczniu 2017 roku przybył do Malezji, jednego z niewielu krajów, które uznają syryjskie wizy. Tam otrzymał pozwolenie na trzymiesięczny pobyt turystyczny, który nielegalnie przedłużył i rozpoczął pracę, oszczędzając pieniądze na wyjazd do Ekwadoru. Kiedy ponad rok później próbował się do niego dostać, został wycofany z pokładu samolotu i finalnie niewpuszczony na pokład.
Awaryjnym kierunkiem była Kambodża, która miała być jego domem przez trzy dni, na czas poszukiwania sposobu na dostanie się do Ekwadoru. Z lotniska w Phnom Penh, stolicy Kambodży, został jednak cofnięty do Kuala Lumpur. Tam, jak relacjonuje, zabrano mu paszport i nie wydano wizy.
Do sprawy odniosły się władze Kambodży. Na łamach anglojęzycznego dziennika "The Phnom Penh Post" przedstawiciele poinformowali, że Syryjczycy mogą otrzymać wizę przy przylocie, jednak istnieje możliwość odmowy, jeśli nie spełnią wymagań. Nie zdradzili jednak, jakich mężczyzna nie spełnił.
"Czekam na rozwiązanie"
- Nie wiem, co powiedzieć i co robić. Potrzebuję rozwiązania i bezpiecznego miejsca, w którym mógłbym legalnie podjąć pracę - powiedział dziennikarzom dziennika "The Guardian" przez szklaną szybę korytarza przylotów, którego nie może opuścić.
- Powrotu do Syrii nie biorę pod uwagę, nawet jeśli mam tutaj, na lotnisku, spędzić resztę życia. Nie chcę brać udziału w walkach. Nie chcę nikogo zabić ani zostać zabitym. To nie moja wojna - kontynuował.
W odpowiedzi na zarzut tchórzostwa w rozmowie z agencją Reutera zaznaczył: - Boję się deportacji do Syrii nie dlatego, że nie wiem jak walczyć, tylko dlatego, że nie wierzę w walkę.
W wymianie wiadomości z portalem tvn24.pl al-Kontar poinformował, że otrzymał już propozycję wydania przepustki na zasadach syryjskiego programu dla uchodźców, ale jej nie przyjął. "Dziękuję za wszelką pomoc, ale potrzebuję stałego rozwiązania, które pozwoli mi na legalne osiedlenie się i podjęcie pracy" - napisał Syryjczyk.
"Znienawidzeni, odrzuceni, niechciani, słabi i samotni"
W zamieszczanych przez siebie materiałach wideo w serwisie Twitter mężczyzna opisał, jak wygląda życie Syryjczyków uciekających przed wojną. "Czujemy się znienawidzeni, odrzuceni, niechciani, słabi i samotni" - mówił.
Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych do Spraw Uchodźców potwierdził, że zapoznał się ze sprawą Hassana, ale dodał, że nie może komentować indywidualnych przypadków.
Autor: akw//ŁUD / Źródło: BBC, The Guardian, The Star Online, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Hassan al-Kontar