Minister obrony Serbii powiedział, że transportowy antonow z ukraińską załogą, który w sobotę rozbił się na północy Grecji, przewoził 11,5 tony wyprodukowanych w Serbii pocisków, których nabywcą był resort obrony Bangladeszu. Szef ukraińskiej linii lotniczej Meridian potwierdził, że w wyniku katastrofy zginęło wszystkich ośmiu członków załogi.
Minister obrony Serbii Nebojsa Stefanowić, cytowany przez agencję Reutera, powiedział w niedzielę, że ładunek antonowa zawierał oświetlające pociski moździerzowe i pociski ćwiczebne. - Samolot przewoził 11,5 tony towarów wyprodukowanych przez nasz przemysł obronny. Nabywcą było ministerstwo obrony Bangladeszu – przekazał serbski polityk. Dodał, że ładunek samolotu należy do serbskiej firmy z zarejestrowaną działalnością w dziedzinie handlu zagranicznego sprzętem wojskowym i innymi produktami przemysłu obronnego, posiadającej "wszystkie uprawnienia według wszystkich światowych standardów".
Według ministra Stefanowicia pojawiające się nieoficjalne doniesienia, jakoby broń była przewożona do Ukrainy, są "złośliwe i fałszywe". Serbską wersję potwierdził Denys Bohdanowycz, szef ukraińskiej linii lotniczej Meridian, operatora maszyny, która uległa katastrofie. W rozmowie telefonicznej z Reuterem zapewnił, że sprawa ładunku "nie jest związana z Ukrainą ani Rosją".
Kijów: zginęła cała, ukraińska załoga
Wcześniej Denys Bohdanowycz powiedział w rozmowie z niemiecką rozgłośnią Deutsche Welle, że wszyscy członkowie załogi samolotu byli obywatelami Ukrainy. Taką samą informację podał - według Reutera - rzecznik resortu spraw zagranicznych w Kijowie. Oficjalnie potwierdzono, że żadna z ośmiu osób obecnych na pokładzie nie przeżyła katastrofy.
Bohdanowycz ocenił, że jej przyczyną była awaria techniczna, do której miało dojść w powietrzu.
Dron zamiast strażaków
Wcześniej w niedzielę greckie media poinformowały, że eksperci wojskowi oraz reprezentujący Komisję Energii Atomowej zdecydowali o użyciu drona do zbadania miejsca katastrofy transportowego antonowa z obawy przed toksycznością ładunku i innymi związanymi z nim zagrożeniami.
- Traktujemy ładunek jako materiał niebezpieczny - powiedział przedstawiciel miejscowej straży pożarnej.
W sobotni wieczór, gdy samolot rozbił się na północy kraju, osoby mieszkające w promieniu dwóch kilometrów zostały poproszone o pozostanie w domu i założenie masek ochronnych. Z miejsca katastrofy w niedzielę wcześnie rano wycofani zostali strażacy po tym, jak dwóch z nich miało problemy z oddychaniem i zostało przewiezionych do szpitala. Zastąpili ich członkowie specjalnej jednostki, ubrani w kombinezony.
Antonow spadł w pobliżu Kawali
Samolot transportowy Antonow An-12 rozbił się w sobotni wieczór w pobliżu miasta Kawala na północy Grecji. Świadkowie widzieli płonącą maszynę i słyszeli eksplozje - poinformowała agencja Athens News.
- O 22.45 zaskoczył mnie dźwięk silnika samolotu. Wyszedłem i zobaczyłem płonący samolot – powiedział telewizji publicznej ERT jeden z nich, Giorgos Archontopoulos.
"Pierwsze zdjęcia z miejsca katastrofy są szokujące, ponieważ staje się jasne, że samolot praktycznie zniknął. Na miejscu znaleziono białą substancję niewiadomego pochodzenia" - relacjonował lokalny grecki portal athina984.gr.
Maszyna spadła na obszar niezabudowany. Według władz na miejsce katastrofy przyjechało siedem wozów strażackich, ale nie mogły one zbliżyć się do samolotu wstrząsanego kolejnymi eksplozjami.
Lot z Serbii do Jordanii
Greckie media przekazały, że maszyna leciała z serbskiego miasta Nisz do stolicy Jordanii, Ammanu. Załoga antonowa miała zgłosić problemy techniczne i poprosić o pozwolenie na lądowanie awaryjne na lotnisku w Kawali, ale nie zdążyła już wykonać żadnego manewru.
Telewizja ERT poinformowała, powołując się na świadków, że antonow był w płomieniach, zanim się rozbił.
Źródło: PAP, ERT, dw.com, Reuters