W Egipcie rozpoczęły się w poniedziałek trzydniowe wybory prezydenckie, w których po wycofaniu się prawie wszystkich kandydatów opozycji praktycznie zapewnione zwycięstwo ma obecny prezydent Abd el-Fatah es-Sisi. Niewiadomą jest tylko frekwencja - pisze agencja AP.
Jedynym rywalem Sisiego jest mało znany polityk centrowy Musa Mustafa Musa, lider pozaparlamentarnej partii Jutro (Hizb el-Ghad). Ale jest on znany z tego, że popiera obecnego przywódcę Egiptu i sam zapewnił, że opowiada się za reelekcją Sisiego - zwraca uwagę portal BBC News.
Musa nie deklarował chęci startu w wyborach aż do ostatniego dnia przed upłynięciem terminu zgłoszeń. Do 20 stycznia jego partia zbierała podpisy osób popierających kandydaturę Sisiego. Działacze opozycji w mediach społecznościowych wyśmiewali kandydaturę Musy, opisując ją jako próbę stworzenia pozorów elekcji przez stronnictwo prezydenta. Według obserwatorów "perspektywa jednoosobowych wyborów rzuciła cień na głosowanie".
Liczący 84 miliony mieszkańców Egipt jest największym krajem arabskim i odgrywa kluczową rolę w polityce bliskowschodniej.
Zastraszani
Początkowo do startu w wyborach zgłosiło się siedmiu kandydatów, ale większość z nich wycofała się z wyścigu. Na przykład niezależny adwokat specjalizujący się w prawach człowieka Chaled Ali i były premier Ahmad Szafik zrezygnowali, ponieważ - jak twierdzili - byli zastraszani. Kandydaci, którzy chcieli rywalizować z Sisim, skarżyli się na ataki mediów czy zastraszanie swych zwolenników w celu utrącenia kampanii, zanim je jeszcze rozpoczęli.
Ali, znany w Egipcie jako zwolennik walki z korupcją i zasłużony obrońca niezależnych związków zawodowych i praw pracowniczych, wstrzymał swą kampanię, bo - jak tłumaczył - warunki w kraju uniemożliwiają uczciwą rywalizację. Z kolei Szafik, ostatni premier Egiptu za prezydentury Hosniego Mubaraka, oznajmił niedawno, że nie uważa, aby był "idealnym politykiem" do kierowania krajem. Mówił, że po wielu latach mieszkania za granicą stracił kontakt z egipską polityką.
Z walki o fotel prezydencki zrezygnował także były deputowany Mohammed Anwar Sadat, tłumacząc to między innymi obawami o bezpieczeństwo swych zwolenników. Jest on spokrewniony z prezydentem Egiptu z lat 1970-1981 Anwarem Sadatem, który zginął w zamachu.
Z kolei były szef sztabu egipskich sił zbrojnych generał Sami Anan, który był uważany za ostatniego liczącego się potencjalnego rywala Sisiego, został zatrzymany w styczniu po tym, jak ogłosił, że zamierza kandydować i "chce uratować Egipt przed złą polityką".
Anan wezwał instytucje państwowe do zachowania neutralności wobec wszystkich kandydatów, a armia oskarżyła go o złamanie przepisów wojskowych poprzez ubieganie się o urząd bez jej zgody.
Zatrzymanie Anana spowodowało apel kilku opozycjonistów o bojkot głosowania.
Walka o frekwencję
Tymczasem władze zachęcają do udziału w wyborach. Autobusy z głośnikami, z których dochodzą piosenki wzywające do pójścia do urn, przejeżdżają przez stolicę kraju, Kair - relacjonuje BBC News.
Wynik głosowania praktycznie jest już znany, więc wysoka frekwencja jest szczególnie ważna dla Sisiego, gdyż jego reżim będzie na tym opierał swoje prawo do rządzenia - ocenił cytowany przez agencję AP Ziad Akl z Centrum Studiów Politycznych i Strategicznych Al-Ahram.
Abd el-Fatah Sisi jest u władzy od 2013 roku, od czasu przewrotu wojskowego, który obalił islamistycznego prezydenta Mohammeda Mursiego. Sisi był wówczas ministrem obrony oraz naczelnym dowódcą egipskiej armii. Rok później zwyciężył w wyborach prezydenckich, uzyskując ponad 96 procent głosów. Od tego czasu egipskie władze stosują represje na szeroką skalę wobec swych przeciwników.
Ewentualna druga tura wyborów prezydenckich odbędzie się 24-26 kwietnia, jeśli żaden z kandydatów nie uzyska 50 procent głosów w pierwszej rundzie. Są to trzecie wybory szefa państwa od czasu rewolucji z 2011 roku, w wyniku której obalony został wieloletni przywódca kraju, Hosni Mubarak.
Autor: pk/adso / Źródło: PAP