Przez miesiące Amina Arraf na swoim blogu pod tytułem "lesbijka z Damaszku" ("A gay girl in Damascus") opisywała wydarzenia w ogarniętej rebelią Syrii. Czytały to tysiące osób. Stała się popularna na całym świecie. Ale okazało się, że zdjęcia na blogu Aminy to tak naprawdę fotografie pewnej Brytyjki, która o Syrii wie niewiele, a na pewno tam nie mieszka. Nikt nigdy nie widział blogerki. Czy istnieje? I kim naprawdę jest? - zastanawiają się media.
Wpisy na blogu "Lesbijki z Damaszku" dotyczyły niemal wyłącznie bieżących wydarzeń w Syrii. Autorka wpisów była zagorzałym krytykiem prezydenta Baszara Assada, którego wojsko i służby bezpieczeństwa od ponad miesiąca krwawo tłumią protesty w wielu miastach kraju.
Uprowadzona?
Z tego powodu miała się narazić władzom, które próbowały ja porwać. Dziewczyna pisała, że jest gotowa na taką ewentualność.
Ostatecznie w poniedziałek na blogu pojawił się wpis od jej "brata", który poinformował, że trzech mężczyzn uprowadziło Aminę i nie ma z nią kontaktu. W tym momencie jej popularność eksplodowała.
Wcześniej jej blog czasem wspominano w mediach, teraz na Facebooku powstała wielotysięczna grupa żądająca jej uwolnienia. Mówią o niej media na całym świecie.
Kobieta fantom
Wraz z wielkim wzrostem zainteresowania Aminą, zdecydowanie więcej osób zaczęło dokładnie się jej przyglądać. Szukanie informacji o dziewczynie, okazało się bardzo trudne. Amerykańska ambasada w Damaszku nie miała o niej żadnej informacji, mimo że Amina twierdziła, iż ma podwójne obywatelstwo syryjsko-amerykańskie. Nikt z syryjskich opozycjonistów nigdy się z nią nie spotkał, mimo że miano porwać ją "w drodze na jedno ze spotkań z dysydentami".
Ponadto, do brytyjskich mediów zgłosiła się kobieta, która ku swojemu wielkiemu zdziwieniu odkryła, iż jej prywatne zdjęcia są pokazywane przez portale informacyjne i telewizje, jako zdjęcia syryjskiej blogerki-aktywistki. Jelena Lecic, mieszkanka Londynu, nigdy nie była Syrii i nie ma nic wspólnego z "lesbijką z Damaszku".
Główne zdjęcie, które ilustrowało blog i facebookową stronę Aminy, to zdjęcie pani Lecic wykonane podczas świętowania jej urodzin w Paryżu. Jak się okazało, wszystkie 200 zdjęć domniemanej Aminy zamieszczonych w internecie, zostało po prostu ukradzione z facebookowego konta Brytyjki.
- Szczerze sympatyzuję z Aminą, ale dla mnie to wszystko jest bardzo smutne. Nie czuje się najlepiej z tym, że moja twarz jest teraz wszędzie - mówi Lecic.
Kim jest Amina Arraf?
Okazuje się więc, że dziesiątki tysięcy internautów, którzy śledzili blog Syryjki, zostali uwiedzeni wizją młodej, ładnej dziewczyny, która pięknym poetyckim językiem krytykowała brutalny reżim. De facto nie wiadomo, kto stoi za stworzeniem osobowości "lesbijki z Damaszku".
- Jej sposób pisania, złożoność, dogłębna znajomość syryjskiego społeczeństwa i najnowszych wydarzeń w kraju. To wszystko zmusza czytelnika do uwierzenia, że autor jest szczerym aktywistą politycznym i homoseksualistą - mówi Mahmoud hamad, syryjski opozycjonista żyjący w Londynie.
Kanadyjka, Sandra Bagaria, która była wśród tysięcy czytelników bloga Syryjki, wymieniła z nią około 500 e-maili w przeciągu sześciu miesięcy. - Ktoś do mnie pisze i mogę zapewnić, że to nie byłam ja sama - powiedziała zagorzała fanka "lesbijki". Podobny kontakt utrzymywali z Aminą syryjscy opozycjoniści.
Rozmyta osobowość
Nie wiadomo, czy autorka popularnego bloga kradnąc zdjęcia Brytyjki ukrywała swoją osobowość przed reżimem, czy może w ogóle nigdy nie istniała. Być może prowadzeniem jej bloga zajmowała się grupa osób. Wskazuje na to między innymi liczba e-maili, na które odpowiadała. Jeśli bowiem tylko jedna Kanadyjka wysyłała jej średnio dwie wiadomości dziennie, na które otrzymywała odpowiedź, to przy dziesiątkach tysięcy czytelników, Syryjka musiałaby spędzać znaczną część dnia przed komputerem.
Stworzenie fałszywej tożsamości na potrzeby krytykowania reżimu mogło być wybiegiem grupy opozycjonistów, którzy chcieli skupić uwagę władz na wyimaginowanej dziewczynie. Ogłoszenie jej porwania też spełniło swoją funkcję. Od poziomu tysięcy wiernych czytelników jej popularność eksplodowała i czytają o niej już miliony.
Od zamieszczenia wiadomości o porwaniu, na blogu nie pojawiają się nowe wpisy. Wcześniej dziennie pojawiało się ich kilka.
Źródło: BBC News
Źródło zdjęcia głównego: Facebook