Amerykańscy żołnierze musieli milczeć, gdy opłacani przez wojsko USA lokalni watażkowie i dowódcy policji notorycznie uprawiali pedofilię i trzymali kilkunastoletnich „niewolników seksualnych” - pisze „New York Times”. Co więcej, ci Amerykanie którzy nie wytrzymali i np. w przypływie furii skatowali gwałciciela, mogli pożegnać się z karierą.
- Nocami słyszymy, jak krzyczą, ale mamy zakaz cokolwiek z tym zrobić - miał powiedzieć swojemu ojcu przez telefon kapral Gregory Buckley Jr., amerykański żołnierz, który służył w południowym Afganistanie i tam też zginął. Opisywał ojcu, że w ich bazie jest wielu chłopców, którzy są „seksualnymi zabawkami” afgańskich dowódców policji i lokalnych bojówek, organizowanych przy pomocy Amerykanów. Żołnierze mieli jednak przykaz, aby nic z tym nie robić. Mieli odwracać wzrok w imię wojny z talibami i dobrej współpracy z Afgańczykami.
Nie wszyscy potrafili milczeć
Oficerowie tłumaczyli, że taka jest afgańska kultura. Wpływowi mężczyźni często otaczają się tam młodymi chłopcami. Im są oni liczniejsi i ładniejsi, tym wyższy prestiż dla ich „posiadacza”. Oficjalnie nazywano ich „chłopcami od herbaty”, ale w praktyce mieli być seksualnymi niewolnikami. Choć taka miała być lokalna kultura, wielu żołnierzy nie mogło znieść tego, co widzi, a tym bardziej współpracować z ludźmi, którzy systematycznie uprawiali pedofilię. Na dodatek uzbrajano i utrzymywano ich za pieniądze amerykańskich podatników. Co więcej, ci Amerykanie, którzy nie wytrzymali mieli poważne problemy. Jak powiedział „NYT” Dan Quinn, były oficer oddziałów specjalnych US Army, za próby karania Afgańczyków można się było pożegnać z karierą. Tak stało się w jego przypadku. Złamała go historia opowiedziana przez biedną wieśniaczkę, której kilkunastoletniego syna uprowadził dowódca lokalnej milicji. Trzymał go przykutego do łóżka i regularnie wykorzystywał seksualnie.
Byliśmy tam podobno z tego powodu, że talibowie robili tym ludziom straszne rzeczy. Odbierali im podstawowe prawa człowieka. Tylko że my dawaliśmy władzę takim ludziom, którzy robili jeszcze gorsze rzeczy. były kpt. Dan Quinn
- Byliśmy tam podobno z tego powodu, że talibowie robili tym ludziom straszne rzeczy. Odbierali im podstawowe prawa człowieka. Tylko że my dawaliśmy władzę takim ludziom, którzy robili jeszcze gorsze rzeczy. Lokalna starszyzna bez przerwy mi to mówiła - opisywał Quinn. Kiedy usłyszał opowieść kobiety, wezwał do siebie oskarżanego dowódcę. Ten przyznał się do wszystkiego, ale nie uważał, aby zrobił coś złego. Gdy Amerykanin zaczął mówić o prawach człowieka, Afgańczyk miał mu się zaśmiać w twarz. - Nie wytrzymałem i rzuciłem go na ziemię - wspomina Quinn. Według „NYT” nie było to tylko „rzucenie na ziemię”. Quinn wraz z innym kolegą z sił specjalnych, sierżantem Charlesem Martlandem, miał dotkliwie pobić Afgańczyka. Po fakcie Quinn stracił dowództwo i został szybko odesłany do USA. Jak twierdzi, jego kariera została złamana. Niedługo później odszedł z wojska. Były wojskowy opisał też inna sprawę, która wywołała jego furię. Lokalny dowódca policyjny zgwałcił kilkunastoletnią dziewczynkę, którą dostrzegł na polu. W wyniku nacisków Amerykanina sprawa trafiła przed lokalny sąd, który skazał policjanta na dzień więzienia a dziewczynce nakazał wyjść za gwałciciela. Przełożeni Quinna pochwalili go za postawę i stwierdzili, że nic więcej nie musi robić.
Zemsta po latach?
Teraz, cztery lata po pobiciu Afgańczyka, problemy ma mieć też sierżant Martland. Wojsko ma się starać doprowadzić do przymusowego zwolnienia żołnierza, który służy od 11 lat. W jego obronę zaangażował się nawet Duncan Hunter, republikański kongresman z Kalifornii. "Wojsko jest zdania, że Martland i inni żołnierze powinni odwracać wzrok. Uważam, że to bzdura" - napisał polityk w liście do szefa biura wewnętrznych dochodzeń w Pentagonie. Wojsko nie komentuje bezpośrednio sprawy Martlanda, powołując się na obowiązek ochrony danych osobowych. - Ogólnie rzecz biorąc, zarzuty o przemoc seksualną wobec afgańskich sił zbrojnych czy policji są sprawą dla lokalnego wymiaru sprawiedliwości. Nie ma żadnego wymogu, aby żołnierze USA zgłaszali takie informacje - powiedział jedynie rzecznik amerykańskiego dowództwa w Afganistanie płk Brian Tribus.
Autor: mk / Źródło: New York Times
Źródło zdjęcia głównego: US Army