Dwa lata po oficjalnym wycofaniu się z afgańskiej wojny, Amerykanie po raz pierwszy wysyłają w Hindukusz nowych żołnierzy. Chcą bronić rządu z Kabulu przed nacierającymi coraz śmielej partyzantami. Sytuację w regionie opisuje znawca regionu Wojciech Jagielski.
Trzystu żołnierzy piechoty morskiej ma wylądować w Afganistanie wczesną wiosną, kiedy po przeczekaniu surowej zimy partyzanci zwykle nasilają swoją działalność. Amerykańska piechota morska zostanie skierowana do południowej prowincji Helmand, jednego z mateczników talibów. W zeszłym roku talibowie przejęli kontrolę nad całą niemal prowincją i przecinającą ją najważniejszą w Afganistanie drogą, łączącą Kabul z Kandaharem i Heratem.
Panowanie rządowych wojsk sprowadza się do większych miast i stolicy Laszkar Gah, którą partyzanci już szturmowali jesienią i niewiele brakowało, by ją zdobyli. Według amerykańskich generałów w rękach talibów znajduje się dziś 85 proc. terytorium Helmandu (dwa lata temu kontrolowali najwyżej jedną piątą prowincji), będącego największym w Afganistanie narkotykowym zagłębiem, z którego talibowie czerpią pieniądze na wojnę (ok. 4 mld dolarów rocznie).
Pole bitewne
Od zachodniej inwazji na Afganistan jesienią 2001 r. Helmand pozostaje niezmiennie najważniejszym polem bitewnym afgańskiej wojny. W żadnej innej afgańskiej prowincji nie zginęło tylu zachodnich żołnierzy, co w Helmandzie – ponad 1 tysiąc, w ogromnej większości Amerykanów i Brytyjczyków.
Na początku swojej prezydentury, aby złamać opór talibów i powtórzyć wojskowy – jak się okazało krótkotrwały – sukces z Iraku, prezydent Barack Obama posłał do Helmandu prawie 30 tys. żołnierzy, ale gdy w grudniu 2014 r. zostali wycofani, talibowie powrócili, przejmując kontrolę nad kolejnymi powiatami (z 14 helmandzkich powiatów sprawują niepodzielną władzę w co najmniej 10).
Trzystu żołnierzy z piechoty morskiej dołączy w Afganistanie do 8,5-tysięcznego amerykańskiego kontyngentu, pozostawionego tam po wycofaniu zachodnich wojsk w grudniu 2014 r. Oficjalnie pozostali pod Hindukuszem Amerykanie, a także ok. 1,5 tys. żołnierzy z innych krajów zachodniej koalicji zajmują się doradzaniem i szkoleniem afgańskiej armii rządowej. W rzeczywistości coraz częściej, choć nieoficjalnie, samodzielnie podejmują operacje przeciwko talibom i hindukuskim filiom Al-Kaidy i tzw. Państwa Islamskiego (IS) oraz uczestniczą w działaniach zbrojnych, prowadzonych wraz z afgańskim wojskiem. W czerwcu zeszłego roku Obama oficjalnie zezwolił amerykańskiemu lotnictwu wspierać z powietrza afgańskich żołnierzy.
Raport inspektora
W tym tygodniu w Waszyngtonie ujawniono fragmenty raportu, jaki sporządził dla Kongresu i nowej administracji USA specjalny inspektor ds. wydatków w Afganistanie John Sopko. Stwierdził on m.in., że afgańskie wojsko wciąż nie jest w stanie samodzielnie walczyć z talibami. Mimo miliardów wydanych na ich wyposażenie i wyszkolenie, afgańscy żołnierze radzą sobie z obroną dużych miast, ale nie potrafią powstrzymać talibów na prowincji, gdzie partyzanci z każdym miesiącem poszerzają kontrolowane przez siebie terytorium.
Sopko obliczył, że jeszcze jesienią 2015 r. afgańskie wojsko panowało w trzech czwartych afgańskich powiatów. Dziś panuje najwyżej w dwóch trzecich. Według Sopki, plagą w wojsku są dezercje i korupcja, sprawiająca, że komendanci z afgańskiej partyzantki coraz częściej kupują od afgańskich dowódców i urzędników przysyłaną przez Amerykanów broń, a afgańscy oficerowie zawyżają liczebność swoich oddziałów (oficjalnie rządowe wojsko liczy 320 tys. ludzi) żeby napychać własne kieszenie żołdem dla "martwych dusz".
Przedstawiciele afgańskich władz z Kabulu z radością powitali decyzję o wysłaniu dodatkowych amerykańskich wojsk pod Hindukusz. Z obawą do tych wieści odnieśli się natomiast wodzowie pasztuńskich plemion z Helmandu, którzy obawiają się, że obecność dodatkowych amerykańskich żołnierzy nie przestraszy talibów i przyczyni się tylko do eskalacji wojny. W Laszkar Gah już dziś koczuje ponad 30 tys. uchodźców z wiosek zajętych przez talibów i objętych walkami.
Cele talibów
Ogłaszając wiosną zeszłego roku początek nowej ofensywy, talibowie oznajmili, że jednym z ich celów będzie zdobycie stolicy którejś z prowincji. W 2015 r. na kilka dni zajęli położony na północy kraju Kunduz. W tym roku zaatakowali ponownie, a także oblegali przez kilka dni Laszkar Gah w Helmandzie. Żadnej ze stolic nie udało im się jednak zdobyć. Mieszkańcy Helmandu obawiają się, że jeśli talibowie w tym roku postanowią osiągnąć to, czego nie udało się im w roku zeszłym, ich stolica Laszkar Gah może okazać się najłatwiejszym celem.
W ciągu 15-letniej afgańskiej wojny, najdłuższej, w jakiej kiedykolwiek uczestniczyły Stany Zjednoczone, zginęło 2,3 tys. amerykańskich żołnierzy, a ponad 20 tys. zostało rannych.
Autor: tas\mtom / Źródło: PAP (Wojciech Jagielski)