|

Tajemnicza śmierć pod Matragoną. Nowe śledztwo po 25 latach

Grób w Krakowie, w którym Robert Wieczorek został pochowany jako osoba niezidentyfikowana
Miejsce, w którym na Matragonie znaleziono ciało w namiocie
Źródło: Łukasz Górnicki

Prokuratura Rejonowa w Lesku (woj. podkarpackie) wszczęła śledztwo w sprawie śmierci 37-letniego Roberta Wieczorka, którego ciało znaleziono 24 września 2000 roku w namiocie pod szczytem Matragony w Bieszczadach. Rodzina uważa, że mężczyzna mógł zostać zamordowany.

Kluczowe fakty:
  • Ciało Roberta Wieczorka odnaleziono w namiocie pod szczytem Matragony w Bieszczadach 24 września 2000 roku. Tożsamość udało się ustalić po 24 latach, dzięki nowym informacjom tvn24.pl.
  • W grudniu 2000 roku prokurator umorzył śledztwo w sprawie śmierci mężczyzny, wtedy jeszcze o nieustalonej tożsamości. Za najbardziej prawdopodobną przyczynę uznał samobójstwo.
  • Na wniosek córki zmarłego 37-latka Prokuratura Rejonowa w Lesku po ćwierć wieku jeszcze raz zbada sprawę jego śmierci.

Śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte przez Prokuraturę Rejonową w Lesku na Podkarpaciu 30 kwietnia 2025 roku z artykułu 155 Kodeksu karnego, który dotyczy nieumyślnego spowodowania śmierci. To standardowa kwalifikacja w śledztwach dotyczących niewyjaśnionych zgonów.

- Mam nadzieję, że śledczym uda się wyjaśnić, kto stoi za śmiercią mojego ojca i w końcu dowiemy się prawdy o tym, co dokładnie wydarzyło się na Matragonie. Wierzę, że osoba, która za tym wszystkim stoi poniesie konsekwencje. To nie jest kwestia jedynie zaginięcia i śmierci mojego ojca, ale też życia nas wszystkich, jego bliskich, na których jego zniknięcie odcisnęło swoje piętno i zaważyło na późniejszym życiu - mówi nam Magda Wieczorek.

Pierwsze śledztwo też prowadziła leska prokuratura. Zostało wszczęte 25 września 2000 roku i toczyło się z tego samego artykułu. 29 grudnia 2000 roku na postawie art. 17 par. 1 pkt 1 Kodeksu postępowania karnego, który mówi o tym, że "czynu nie popełniono albo brak jest danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie jego popełnienia" zostało ono umorzone.

Wówczas śledczy nie dopatrzyli się w śmierci mężczyzny udziału innych osób. Biegli z Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie, którzy badali jego szczątki, nie znaleźli na nich uderzeń, złamań, postrzałów czy nacięć skóry, które mogłyby świadczyć o tym, że mężczyzna mógł zostać zamordowany.

Za najbardziej prawdopodobną przyczynę śmierci 37-latka prokurator przyjął samobójstwo. W żołądku zmarłego biegli znaleźli bowiem tak zwaną masę tabletkową - czyli rozpuszczone przez kwas żołądkowy tabletki, co mogło wskazywać na śmiertelne zatrucie. Nie wiemy jednak, jaką zawierały substancję i czy to faktycznie ona spowodowała zgon. Prokurator, mimo iż sugerował to biegły wykonujący sekcję zwłok, nie zlecił wykonania badań toksykologicznych.

Wtedy od tej decyzji nikt się nie odwołał, ale też nie miał kto. Sprawa dotyczyła mężczyzny NN. To, że w namiocie pod szczytem Matragony w Bieszczadach zmarł Robert Wieczorek udało się ustalić dopiero po 24 latach dzięki nowym informacjom, do których dotarł tvn24.pl.

Robert Wieczorek z synem Michałem i córeczką Magdą
Robert Wieczorek z synem Michałem i córeczką Magdą
Źródło: Archiwum prywatne

W rozwikłaniu tej zagadki pomógł przypadek. Szczątki mężczyzny na polecenie Prokuratury Okręgowej w Krakowie w 2021 roku zostały ekshumowane do sprawy Tadeusza P., byłego milicjanta (a po 1990 roku policjanta), oskarżonego w 2024 roku o dwa zabójstwa - swojego podwładnego Krzysztofa Pyki oraz sanockiego dziennikarza Marka Pomykały. Przed Sądem Okręgowym w Krośnie trwa proces w tej sprawie.

Śledztwo po 25 latach

Teraz śledczy jeszcze raz spróbują rozwikłać zagadkę sprzed ćwierć wieku. Rodzina Roberta Wieczorka uważa, że 37-latek mógł paść ofiarą przestępstwa, że został zamordowany.

- Ojciec został odnaleziony zawinięty w koc, w zamkniętym namiocie, obok niego leżały kwiaty. Ktoś musiał być przy nim w chwili śmierci, ktoś musiał tę śmierć spowodować. Ojciec nigdy nie zażywał na stałe żadnych silnych leków, które mógłby przedawkować. Nie działo się nic w rodzinie, żeby mógł mieć myśli samobójcze. Moim zdaniem w jego śmiercią związek może mieć mężczyzna, którego ojciec poznał kilka miesięcy przed zaginięciem - mówiła nam Magda, córka Roberta Wieczorka.

Robert Wieczorek z córką Magdą
Robert Wieczorek z córką Magdą
Źródło: Archiwum prywatne

Mowa o młodym mężczyźnie, który - jak relacjonuje córka zmarłego 37-latka - miał stać na czele ormiańskiej-polskiej grupy przestępczej. W działania wciągnął Roberta Wieczorka. Grupa miała zajmować się m.in. włamaniami do domów w Warszawie i okradaniem ich. Robert Wieczorek miał brać udział w co najmniej dwóch takich zdarzeniach, stał na czatach - ustaliła jego córka.

- To było coś w rodzaju sekty. Ojciec spotykał się z tym mężczyzną. Zdarzało się, że przez kilka dni nie wracał do domu. Nie chciał mówić, gdzie wtedy przebywał i co robił - opowiada Magda.

Mężczyźni kontaktowali się m.in. za pomocą wiadomości zapisywanych na kartkach, które ukrywali w wyznaczonych miejscach. Część z nich zachowała się do dzisiaj, posiada je rodzina zmarłego Roberta Wieczorka. Z treści wynika, że mężczyzn łączyła silnie emocjonalna więź. - Ten człowiek miał na ojca spory wpływ, ojciec był przez niego mocno zmanipulowany - podkreśla córka 37-latka.

Magda zwraca uwagę na jeszcze jeden fakt. Po zaginięciu jej ojca ktoś wydzwaniał do ich domu, to były głuche telefony i telefony od obcych osób. - Tych telefonów było mnóstwo, nawet kilka razy dziennie. Mężczyzna przedstawiał się, że jest "guru", mówił, że Robert jest mu potrzebny, że już go nie wypuści. Ten ktoś obserwował nasz dom, zastraszał też moją mamę, mówił, żeby nie zgłaszała nic policji, a jak pójdzie na policję to on będzie wszystko wiedział, bo ma w policji kontakty - wspomina 26-latka.

Kilka dni po tym, jak jej ojciec wyszedł z domu i przepadł, ktoś zadzwonił i przekazał, że odda jego klucze, bo "Robertowi już się nie przydadzą". Tego samego dnia mężczyzna w kapturze przerzucił pęk kluczy przez bramę na ich podwórko. Ostatni telefon żona Roberta Wieczorka odebrała we wrześniu 2000 roku. Nieznany głos powiedział: "Robert do domu już nie wróci".

- Ten człowiek musiał wiedzieć, co się stało z ojcem, no bo w przeciwnym razie, po co mówiłby takie rzeczy? - zwraca uwagę Magda.

Kilka dni po zaginięciu do domu zadzwonił też Robert Wieczorek. Przekazał żonie, że do domu już nie wróci i że teraz ona i dzieci są już bezpieczne. Nie wyjaśnił jednak, co to znaczy.

Robert Wieczorek miał 37 -lat, kiedy zaginął
Robert Wieczorek miał 37 -lat, kiedy zaginął
Źródło: Policja
TVN24
Dowiedz się więcej:

TVN24

Czytaj także: