Przed Sądem Okręgowym w Krośnie ruszył proces 65-letniego Tadeusza P., byłego milicjanta, a później także policjanta, oskarżonego m.in. o zabójstwo milicjanta Krzysztofa Pyki, dziennikarza Marka Pomykały i usiłowanie zabójstwa żony Ewy P. Po odczytaniu aktu oskarżenia proces został utajniony. Tadeusz P. nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Grozi mu dożywocie.
Proces toczy się przed Sądem Okręgowym w Krośnie. Ruszył po 39 latach od niewyjaśnionej do dzisiaj śmierci milicjanta Krzysztofa Pyki i 27 latach od zaginięcia dziennikarza Marka Pomykały. Mimo że w tej sprawie w latach 2014-2015 toczyło się już śledztwo, wówczas prowadzone przez rzeszowskich śledczych, sprawy nie udało się wyjaśnić i zakończyła się umorzeniem.
W 2020 roku, po tym, jak za sprawą ojca dziennikarza sprawę nagłośniły media, do ponownego rozpatrzenia dostali ją śledczy z Krakowa. Po ponad dwóch latach żmudnej pracy sformułowali przeciwko Tadeuszowi P. akt oskarżenia, który objął w sumie siedem zarzutów: zabójstwa Krzysztofa Pyki, zabójstwa Marka Pomykały, usiłowania zabójstwa Ewy P., posiadania i udzielania środków odurzających oraz przywłaszczenia kilku dokumentów potwierdzających tożsamość innej osoby.
Skuty, w czerwonym drelichu, pod eskortą policjantów
W czwartek na pierwszej rozprawie stawił się m.in. Kazimierz Pomykała, ojciec zamordowanego dziennikarza, Marta Pyka, córka zamordowanego milicjanta oraz Ewa P., była żona oskarżonego. Wszyscy w procesie pełnią rolę oskarżycieli posiłkowych.
Sam oskarżony na salę rozpraw został doprowadzony przez uzbrojonych policyjnych konwojentów. Tadeusz P. miał na sobie czerwony kombinezon i skute kajdankami dłonie i stopy. Z nikim nie rozmawiał, nic nie mówił. Był spokojny.
Czekał na ten dzień 27 lat
Przed rozprawą Kazimierz Pomykała mówił dziennikarzom, że czekał na ten dzień od 27 lat. Dodał, iż od początku podejrzewał, że jego syn nie odebrał sobie życia ani nie wyjechał za granicę, jak twierdzili śledczy, którzy sprawę zaginięcia dziennikarza próbowali wyjaśnić w dwóch śledztwach: w 1999 roku i w latach 2014-2015.
- Wiedziałem, że syn padł ofiarą przestępstwa, tylko przez długi czas nie wiedziałem, kto jest sprawcą. Teraz, po przeczytaniu aktu oskarżenia, nie mam już wątpliwości - mówił ojciec zamordowanego dziennikarza. Dodał, że ważniejsze od ukarania sprawcy, choć i to jest dla niego istotne - jest odnalezienie szczątków syna, aby mógł je jeszcze przed swoją śmiercią złożyć do symbolicznego grobu, który od lat stoi pusty na sanockim cmentarzu.
Czytaj też: Chciał wiedzieć, gdzie są szczątki jego syna. Napisał do oskarżonego. "Kpina, co on odpisał"
Z wyłączoną jawnością
Obrona zawnioskowała o wyłączenie jawności, a prokurator oraz dwie oskarżycielki posiłkowe poparli wniosek. Przeciwny był jedynie Kazimierz Pomykała, który życzył sobie na sali rozpraw obecności mediów. - To dzięki dziennikarzom to (wyjaśnienie sprawy i doprowadzenie do postawienia aktu oskarżenia - przyp. red.) się udało - mówił. Skład sędziowski zdecydował jednak na wyłączenie jawności procesu po odczytaniu aktu oskarżenia.
Siedem zarzutów
Prokuratura Okręgowa w Krakowie zarzuciła Tadeuszowi P. popełnienie łącznie siedmiu przestępstw.
Pierwsze dotyczy zabójstwa milicjanta Krzysztofa Pyki w Polańczyku (powiat leski) w nocy z 12 na 13 grudnia 1985 roku. Jak referował prokurator Tomasz Boduch, oskarżony "wykorzystując stan nietrzeźwości pokrzywdzonego, zepchnął go do jeziora Solińskiego w rejonie pomostu służącego do cumowania łodzi zlokalizowanego przy ośrodkach wypoczynkowych Jawor i Siarkopol, w wyniku czego pokrzywdzony zmarł na skutek utonięcia". Miał to zrobić, bo chciał "uniknąć odpowiedzialności karnej i dyscyplinarnej za spowodowanie w stanie nietrzeźwości wypadku komunikacyjnego w dniu 21 listopada 1985 roku w miejscowości Łączki".
Drugi zarzut dotyczy zabójstwa Marka Pomykały między 30 kwietnia a 1 maja w Wołkowyi (powiat leski). Jak odczytał prok. Boduch, Tadeusz P. "pod pozorem udzielenia mu wywiadu o okolicznościach wypadku (w Łączkach - przyp. red), podstępnie zwabił pokrzywdzonego do domku letniskowego, następnie doprowadził go do stanu nietrzeźwości i, wykorzystując ten stan, udusił pokrzywdzonego". Miał to zrobić, bo bał się odpowiedzialności karnej za spowodowanie wypadku w Łączkach.
Trzeci zarzut dotyczy usiłowania zabójstwa żony, Ewy P. Jak ustalili śledczy, Tadeusz P. od "nie wcześniej niż od 1 stycznia 2015 roku do bliżej nieustalonego dnia listopada 2016 roku" próbował pozbawić żonę życia "poprzez spowodowanie zatrucia jej organizmu". Jak ujawnił prok. Boduch, oskarżony robił to poprzez "systematyczne dodawanie do wypijanych przez nią napojów różnorodnych leków psychotropowych, zaś jesienią 2016 roku (...) umieścił w jej papierosach rtęć, co w przypadku ich wypalenia (...) skutkowałoby jej śmiercią".
Czwarty zarzut dotyczy posiadania środka odurzającego w postaci Pentobarbitalu (środek używany w niektórych stanach USA do wykonywania wyroków kary śmierci, jest substancją czynną Morbitalu stosowanego do eutanazji zwierząt - przyp. red.).
Piąty - posiadania konopi innych niż włókniste, szósty - udzielenia jej innej osobie.
Siódmy zarzut dotyczy przywłaszczenia dokumentów.
Tadeusz P. w śledztwie nie przyznał się do postawionych mu zarzutów. Złożył wyjaśnienia, ale śledczy nie ujawnili ich treści.
Tajemnica trzech śmierci w Bieszczadach
Sprawę wypadku w Łączkach, śmierci milicjanta Krzysztofa Pyki i zaginięcia dziennikarza Marka Pomykały opisaliśmy szeroko w grudniu 2022 roku. Wszystko zaczęło się 21 listopada 1985 roku, kiedy pijany Tadeusz P. śmiertelnie potrącił Edwarda Krajnika. Winę wziął na siebie ojciec P.
Trzy tygodnie po wypadku w tajemniczych okolicznościach zaginął milicjant Krzysztof Pyka, który wiedział, że okoliczności wypadku zostały zafałszowane. Jego ciało wyłowiono z jeziora Solińskiego 3 lutego 1986 roku. W 1997 roku wypadkiem i śmiercią milicjanta zainteresował się sanocki dziennikarz Marek Pomykała. Mężczyzna w nocy z 29 na 30 kwietnia wyszedł z domu i ślad po nim zaginął. Do dzisiaj nie znaleziono też jego ciała.
CZYTAJ WIĘCEJ: "MILCZAŁEM. WSZYSCY MILCZELIŚMY". BYŁY MILICJANT I TAJEMNICA TRZECH ŚMIERCI W BIESZCZADACH >>>
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Martyna Sokołowska