Michael Phelps już wcześniej zapowiedział, że po igrzyskach w Londynie kończy karierę. Pożegnanie z basenem zaczął słabo, co sam zresztą przyznał. - Miałem szczęście, że w ogóle awansowałem do finału - ocenił.
Największą sensacją sobotnich zmagań na olimpijskim basenie było dopiero czwarte miejsce słynnego Phelpsa na 400 m stylem zmiennym. Złoto zgarnął mu sprzed nosa jego główny rywal z kadry USA, Ryan Lochte.
Okazji do rehabilitacji w Londynie Amerykanin będzie miał jeszcze sześć. Jeśli dotrzyma słowa, to po igrzyskach zakończy karierę.
Dobra tylko połowa
- To niespodzianka, bo niedawno popłynął dwie sekundy lepiej. On zazwyczaj pływa na najważniejszych imprezach bardzo szybko. To na pewno sensacja - ocenił jego sobotni występ były pływak, a obecnie trener Otylii Jędrzejczak i Konrada Czerniaka, Bartosz Kizierowski. - Dużo się o tym mówi w wiosce olimpijskiej - dodał.
Sam Phelps wydaje się pogodzony z porażką. - Czułem się dobrze tylko przez 200 metrów. A potem po prostu popłynęli lepiej ode mnie - powiedział.
- Wszyscy byli lepiej ode mnie przygotowani. To frustrujące - dodał. Otuchy Phelpsowi dodaje Lochte. - Michael to i tak jeden z największych pływaków w historii - powiedział.
Autor: kcz / Źródło: TVN24, tvn24.pl, Reuters