Monika Pyrek, po nieudanym występie na olimpijskiej skoczni, poważnie rozważa zakończenie kariery. - Zobaczę, czy dalej będę się przygotowywać, choć generalnie myślę, że jednak już gdzieś indziej mnie potrzebują - powiedziała wielokrotna medalistka mistrzostw świata i Europy. Do zwieńczenia pięknej kariery zabrakło jej tylko krążka olimpijskiego.
By znaleźć się w finałowej dwunastce, trzeba było skoczyć 4,55 metra. Pyrek uzyskała tylko 4,40 i walkę o medale obejrzy z trybun.
Galimatias
- Rywalizowałyśmy w bardzo trudnych warunkach, wiało, padało. Do tego panował galimatias organizacyjny. Wczoraj o godz. 23, kiedy już spałam, dzwonił do mnie trener z informacją, że ze względu na dużą liczbę zawodniczek wydłużona zostanie rozgrzewka. Tymczasem dwa dni wcześniej na odprawie padło pytanie w tej sprawie, ale odpowiedź była negatywna. Dla mnie to bardzo ważne, bo trzeba wstać o innej porze, inaczej zjeść. Każda minuta jest ważna - żaliła się polska tyczkarka.
Eliminacje zaczęła nieżle, ale potem przyszedł kryzys. - Przy tej pogodzie ciężko utrzymać koncentrację. Spodziewałam się, że wynik 4,50-4,55 powinien zapewnić miejsce w finale. Nie udało się, ale ja nie byłam faworytką, nikt chyba nie oczekiwał ode mnie cudów i skakania po 4,80. Nie odpuściłam, walczyłam do końca - tłumaczyła Pyrek, dla której były to już czwarte igrzyska.
Pozostać przy sporcie
Na piąte już nie pojedzie, niewykluczone, że odłoży tyczkę w kąt. - Zastanawiam się nad zakończeniem kariery. Zobaczę, czy dalej będę się przygotowywać, choć generalnie myślę, że jednak już gdzieś indziej mnie potrzebują. Mam nadzieję, że uda mi się pozostać przy sporcie, pomagać młodym lekkoatletom, dalej prowadzić mój program stypendialny - powiedziała.
W finale honoru polskiej tyczki bronić będzie była mistrzyni świata, Anna Rogowska. Pyrek stawia jednak na inne tyczkarki. - Znakomicie wygląda Rosjanka Jelena Isinbajewa, zapewne tłum poniesie też Holy Bleasdale (Brytyjkę - red.) - oceniła. Teraz wybiera się na wakacje do Brazylii.
Autor: kcz//kdj / Źródło: PAP, tvn24.pl