Wtorek, 27 lipca Romska rodzina z Limanowej, skłócona z resztą osiedla, ma zamieszkać na odosobnionej działce w kontenerze. Władze miasta zdecydowały się ją przenieść, bo mieszkańcy mówili wprost: jeśli nic się nie zmieni, to wezmą sprawy w swoje ręce.
Władze Limanowej postanowiły rozwiązać sąsiedzki konflikt, zanim dojdzie do tragedii. Bo polscy sąsiedzi jednej z romskich rodzin nie zostawiają złudzeń, co do dalszego rozwoju sytuacji. - Jak ich nie wysiedlą, to my sami się tym zajmiemy. Nie mówię, że będzie wszystko zgodnie z prawem, ale samy sobie damy radę, jak policja nic nie załatwi - zapowiada pan Sławomir, mieszkaniec Limanowej.
Władze miasta i powiatu szukały tylko pretekstu by romską rodzinę z bloku przy ulicy Fabrycznej 1 przenieść. Najlepszym z możliwych było to, że lokatorzy zalegają z czynszem na ponad trzydzieści tysięcy złotych. - Kontener ma być zakupiony przez władze miasta. Na działce odosobnionej, żeby nie było znowu zakłóceń porządku przez tą rodzinę - mówi Jan Puchała, Starosta Powiatu Limanowskiego.
"To nie jest konflikt rasowy"
Konflikt z rodziną o korzeniach romskich, narastał tutaj od lat. - To nie jest konflikt na tle rasowym. Tylko to jest konflikt z rodziną. Jak by się nie nazywali – tak samo byśmy się zachowywali - tłumaczy Agata Smoleń, mieszkanka Limanowej. - Nie da się z nimi mieszkać, tak jak z normalnymi ludźmi. To nie chodzi o to, że to jest cygańska rodzina, tylko o to, że to jest patologiczna rodzina - dodaje Zofia Lorek, mieszkanka Limanowej.
Co takiego robią? Zaczęło się od tego, że jeden z członków rodziny poszczuł psem ciężarną kobietę. Oskarżony odpowiada, że pies był spokojny do momentu, aż go nie zaczepiono. - Nie pogryzł ją pies, tylko obwąchiwana była - mówi właściciel zwierzęcia.
Mieszkańcy trzymają się jednak swoich wersji. - Siekierą dostałem w głowę, miałem sześć szwowi i trzy żebra połamane od siekiery - mówi Roman Guzik. - Mają wyroki, ale chodzą śmieją się i jeszcze odgrażają - dodaje.
Rozładować napięcie przed tragedią
Policjanci twierdzą, że nie mieli żadnych zgłoszeń o łamaniu prawa, ale kilka dni temu omal nie doszło do samosądu. Pod blokiem rodziny zebrało się ponad sto osób. Doszło do zamieszek. Na miejscu pojawiły się oddziały policji, a w ruch poszły nawet koktajle mołotowa. - Stałem w oknie, a gówniarz, za przeproszeniem, podpalił butelkę i wyrzucił nad policją na boisko - opowiada Leszek Noga. Butelka z płonącą benzyną rozbiła się za plecami policjantów. Mimo, że świadków zdarzenia było wielu – policja utrzymuje, że nic się nie stało. - Są filmiki gdzie widać, że ten koktajl leci. Będziemy to analizować. Musimy wszystko dokładnie sprawdzać. Jeżeli będzie naruszony jakiś przepis, to ktoś zostanie ukarany - mówi podinsp. Krzysztof raczek, z policji w Limanowej.
Do czasu przeniesienia rodziny, osiedle ma być patrolowane przez całą noc przez policjantów, a przed blokiem ma stanąć monitoring.