Pierwszy medal igrzysk w Pjongczangu dla Szwedki Charlotte Kalla. To za bieg łączony na 15 kilometrów. Justyna Kowalczyk zajęła 17. miejsce.
To był bieg, który pierwszą część należało pokonać techniką klasyczną, później panie musiały przejść na technikę łyżwową, tak przecież nielubianą przez Kowalczyk. Ona od kilku sezonów odpuszczała łyżwę. Kowalczyk jej nie znosi, miała z nią wielokrotnie problem, a konkretnie z piszczelem nadmiernie obciążonym w biegu tą techniką. - Gdy biegnę łyżwą, to cierpię - wyznała kiedyś Polka. Plan na sobotę był więc jasny: pobiec jak najszybciej w pierwszej części dystansu. Na wiele nie liczyła.
Bjoergen dała się wyprzedzić
Do połowy dystansu Justyna trzymała się w czołówce. Zaczęła odstawać chwilę przed tym, gdy trzeba było zmienić narty. Była dziesiąta, później trzynasta. Prowadziły Norweżki - Marit Bjoergen i Heidi Weng. Wydawało się, że Bjoergen dopnie swojego i zgarnie siódme olimpijskie złoto.
Nic z tych rzeczy, bo z czasem zaatakowała Kalla. Pozwoliła się wyszumieć rywalkom i pokonała najszybciej długie podejście, ostatnie na trasie. Wyszła na prowadzenie, a za chwilę miała już dziesięć sekund zaliczki. Mogła być spokojna. Na mecie skakała z radości, było widać łzy. To jej trzeci złoty medal na igrzyskach. Kowalczyk skończyła na 17. miejscu, z minutą i 45 sekundami straty do mistrzyni. Justyna nastawia się przede wszystkim na sprint i maraton. Tam ma być lepiej.
Autor: twis / Źródło: sport.tvn24.pl