- Kolumbia od dawna szukała następnego Carlosa Valderramy i wreszcie go znalazła - mówił o Jamesie Rodriguezie kilka dni temu... Carlos Valderrama. Wygląda na to, że legendarny pomocnik Los Cafeteros miał rację. Rodriguez w sobotę w pojedynkę poprowadził swoją reprezentację do największego sukcesu w historii.
Lider kolumbijskiej kadry piłkę nożną ma w genach - jego ojciec, Wilson James Rodriguez Bedolla, również był piłkarzem. To praktycznie jedyne, co Rodriguez junior mu zawdzięcza. Rodzice rozgrywającego rozwiedli się, gdy ten był jeszcze dzieckiem, i później wychowywała go matka.
15-letni debiutant
Do futbolu zrażona bynajmniej nie była i nie robiła problemów synowi, który od małego chciał być piłkarzem. Wychował się w klubie Envigado, w którego barwach zadebiutował w ekstraklasie. Miał wtedy... piętnaście lat.
To przyciągnęło uwagę południowoamerykańskich zespołów i w 2008 roku trafił do argentyńskiego Banfield. Na początku wchodził z ławki, ale już po kilku miesiącach wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie. Szybko pokazał swoje największe atuty - pierwsze dwie bramki zdobył potężnymi strzałami zza pola karnego.
Już po roku był bliski przejścia do Udinese, które od dawna ma świetne rozeznanie na tamtejszym rynku i z powodzeniem sprowadza Latynosów. Ostatecznie Banfield nie porozumiało się z Włochami, został w nim na rok i dopiero wtedy trafił do Europy.
Przenosiny do Porto
Miejsce na rozwój kariery wybrał najlepsze z możliwych. Porto to klub słynący z kształtowania talentów i puszczania ich dalej w świat, oczywiście z odpowiednią przebitką. Trzy lata spędzone w Portugalii Rodriguez wspomina na pewno dobrze - zdobył w tym czasie trzy tytuły mistrza kraju, Puchar Portugalii, trzy Superpuchary. Na deser dorzucić można triumf w Lidze Europy.
Konkurencja do miejsca w pierwszej jedenastce była spora, ale Rodriguez szybko je wywalczył. Bo oprócz potężnego strzału z dystansu czy umiejętności zagrania prostopadłej piłki obdarzony jest też dużą szybkością, dzięki której może grać nie tylko w środku, ale też i na skrzydłach.
To wszystko, a także bramkostrzelność i przebojowy styl grania nie mogło umknąć uwadze największych europejskich firm. O zawodnika biły się Juventus, Chelsea czy oba kluby z Manchesteru, ale Kolumbijczyk zdecydował się na finansowy raj Monako.
Wybrał dolary w Monaco
Klub napędzany dolarami rosyjskiego miliardera Dmitrija Rybołowlewa zapłacił za niego rok temu aż 45 milionów euro. Tym samym Rodriguez został najdroższym Kolumbijczykiem w historii i drugim po Hulku najdroższym piłkarzem sprzedanym przez portugalski klub. Dla Porto był to kolejny złoty interes, bo trzy lata wcześniej wyłożyło za niego niewiele ponad pięć milionów euro.
We Francji playmaker odpalił z miejsca, zaliczając w swoim debiutanckim sezonie dziewięć goli i trzynaście asyst. W Ligue 1 Monaco musiało uznać jednak wyższość PSG, którego potęgę jeszcze większymi pieniędzmi budują szejkowie. Skończyło się na wicemistrzostwie.
Czy Rodriguezowi dane będzie powalczyć o tytuł? Po tym, jak prezentuje się na mundialu, na pewno będą chcieć go do siebie ściągnąć potentaci. Jeśli dojdzie do transferu, to jego wysokość będzie astronomiczna, w końcu nie każdy zawodnik przed 23. urodzinami zdobywa 5 bramek i dorzuca dwie asysty na mistrzostwach świata.
Już napisał historię kolumbijskiej piłki
Dzięki jego fantastycznej grze Kolumbia już osiągnęła najlepszy wynik w swojej historii. Nigdy wcześniej nie udało jej się awansować do ćwierćfinału, nawet w czasach Valderramy. Jeśli dodać do tego, że legendarny pomocnik z blond afro na głowie specjalnej furory w Europie nie zrobił (grał trzy lata w Montpellier i rok w Realu Valladolid), to chyba Los Cafeteros doczekali się nawet kogoś większego kalibru.
Sam Rodriguez podchodzi do tego spokojnie. - To zaszczyt być porównywanym do El Pibe. Od małego byłem fanem Valderramy i zawsze chciałem być jak on - mówił kilka miesięcy temu zawodnik Monaco.
Sam Valderrama nie ukrywa jednak swojej wiary w młodego rodaka. - James ma potencjał, by stać się najwybitniejszym kolumbijskim piłkarzem w historii. Więcej, on może być jednym z najlepszych w dziejach futbolu! - zapewnia 111-krotny reprezentant kraju. Tytuł króla strzelców mistrzostw świata, po który zmierza Rodriguez, na pewno by mu pomógł w zostaniu i jednym, i drugim. Oraz medal, który staje się coraz bardziej prawdopodobny. Choć przeciwko sobie ma co najmniej dwieście milionów Brazylijczyków - by Kolumbia mogła walczyć o podium, 4 lipca musi pokonać w ćwierćfinale Canarinhos.
Autor: Marcin Iwankiewicz / Źródło: sport.tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: EPA