- Do mojej kancelarii przyszła kiedyś klientka. Mówiła, że córka wróciła z imprezy i od kilku dni nie wychodzi z pokoju, nie je, leży cały dzień w łóżku przy opuszczonych roletach. Nie chciała powiedzieć, co się stało. Matka podejrzewała, że córkę zgwałcono - i miała rację. Nie mogłam im niestety pomóc. Sprawa byłaby od razu umorzona, bo dziewczyna nie stawiała oporu. Pomyślałam, że dosyć tego, tak po prostu nie może być. To wadliwe prawo trzeba zmienić - mówi adwokatka Danuta Wawrowska, współautorka nowelizacji prawnej definicji zgwałcenia, którą przyjęto większością 335 sejmowych głosów.
- Ustawa trafiła do Senatu, we wtorek 9 lipca nowelizacją zajmowała się komisja senacka. Zdecydowała jednak o przełożeniu prac na następne posiedzenie, by mieć czas na wypracowanie dokładnych poprawek". Jest szansa, że głosowanie odbędzie się w przyszłym tygodniu.
- Definicja zgwałcenia ma zostać poszerzona o zapis o zgodzie. Prawo musi stać również po stronie osób pokrzywdzonych, które nie krzyczały i nie broniły się. Obowiązujące zapisy skupiają się bowiem na tym, czy ofiara stawiała opór.
- O ile wydaje się, że parlament jest za, to niektórzy prawnicy, którzy zajmują się przemocą na tle seksualnym, i aktywiści - niekoniecznie. Ich zdaniem nowy zapis niewiele wniesie, a sądy nadal będą badać to, czy osoba pokrzywdzona dostatecznie się broniła.
- Współautorka nowelizacji mec. Danuta Wawrowska: "Wypracowaliśmy kompromis".
Iga Dzieciuchowicz: - 335. Tylu posłów i posłanek głosowało za projektem poselskim w sprawie zmiany prawnej definicji zgwałcenia. Dlaczego to prawo trzeba zmienić?
Danuta Wawrowska, adwokatka: - W polskim Kodeksie karnym wciąż widnieje zapis definicji zgwałcenia, który ma prawie 100 lat! Zakłada on domniemanie zgody na seks. Prawo to nie stoi po stronie osób pokrzywdzonych. Od początku prowadzonego postępowania zarówno przez prokuraturę, jak i sąd muszą one udowadniać, jak bardzo broniły się przed niechcianym stosunkiem. Jeśli nie krzyczały, nie kopały, były pod wpływem alkoholu czy narkotyków i nie mogły się aktywnie bronić, to nie było zgwałcenia. Sprawa kończyła się umorzeniem dochodzenia lub uniewinnieniem sprawcy - czyli ofiary przestępstwa zgwałcenia miały niewielkie szanse na sprawiedliwość.
Nowa definicja zakłada, że jeśli nie ma zgody na stosunek seksualny, mamy do czynienia ze zgwałceniem. Eliminuje zatem domniemanie zgody, wprowadzając pojęcie autonomii seksualnej, w której tylko "tak" oznacza zgodę na zbliżenie. Takie prawo funkcjonuje już w 16 krajach europejskich, w Kanadzie i w niektórych stanach w USA.
Nowa definicja ma brzmieć: "Kto doprowadza inną osobę do obcowania płciowego przemocą, groźbą bezprawną, podstępem lub w inny sposób mimo braku jej zgody, podlega karze pozbawienia wolności od 2 do 15 lat". Definicja poszerza się więc o zapis "w inny sposób mimo braku jej zgody".
Nie wszyscy rozumieją, że aktualny zapis zakłada domniemanie zgody na seks i to osoba pokrzywdzona musi to domniemanie obalić. W nowej definicji tego domniemania zgody już nie ma. Zapis zakłada, że tę zgodę trzeba każdorazowo wyrazić. To jest najistotniejsza zmiana.
Pojawiły się jednak krytyczne głosy wobec tej propozycji. Wątpliwości budzi łączenie zapisu o przemocy, groźbie i podstępie z zapisem o zgodzie. Krytycy wskazują, że nowy przepis powinien być wiernym odzwierciedleniem zapisu art. 36 konwencji stambulskiej, czyli zapis powinien wprost wskazywać, że zgoda musi być "świadoma" i "dobrowolna".
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam