Zakończyły się prace specjalnej komisji, która miała wyjaśnić, dlaczego dyspozytor pogotowia odmówił wysłania karetki do trzyletniej dziewczynki. Rodzice sami zawieźli dziecko do szpitala w Nowym Tomyślu (woj. wielkopolskie). Niestety dziewczynki nie udało się uratować. Według komisji, powodem niewysłania karetki był "brak staranności w zbieraniu wywiadu medycznego" przez dyspozytora.
Kilkanaście dni temu (6 listopada) pod Grodziskiem Wielkopolskim rodzina najprawdopodobniej zatruła się oparami z preparatu na gryzonie. Pastylki z trucizną rozłożono na zewnątrz domu m.in. w różnych szczelinach. Objawy zatrucia pojawiły się u kobiety w ciąży, jej 7-letniej córki i 3-letniej. Najmłodsza dziewczynka zmarła.
Karetki nie wysłano, dziecko zmarło
Po śmierci dziecka lokalne media informowały o tragicznych okolicznościach zdarzenia. Początkowo wynikało z nich, że matka zaniepokojona stanem zdrowia 3-latki próbowała wezwać pogotowie. Dyspozytor jednak odmówił wysłania karetki. Wobec tej odmowy rodzice mieli sami zwieźć córkę do szpitala. Kiedy dotarli na miejsce, dziecko już nie dawało oznak życia. Podjęto tam reanimację, która nie przyniosła efektów.
- Na miejsce zdarzenia karetka z zespołem ratownictwa medycznego, niestety, nie została zadysponowana - powiedział Mateusz Mucha, rzecznik wojewody wielkopolskiej i poinformował o powołaniu specjalnej komisji, której zadaniem było ustalenie, dlaczego odmówiono przysłania karetki.
Wyniki pracy komisji
W poniedziałek urząd wojewódzki poinformował o wynikach pracy komisji. W składzie zespołu znaleźli się m.in.: dyrektor Wydziału Zdrowia, dyrektor Wydziału Powiadomienia Ratunkowego i kierownik Wydziału Prawnego Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego.
- Wnioski, które wypracowała komisja w toku przeprowadzonych prac dotyczą tego, że dyspozytor nie dochował należytej staranności podczas przyjmowania zgłoszenia. Przede wszystkim nie zastosował w całości procedury ogólnej, na którą składa się chociażby potwierdzenie adresu czy danych osób, których dotyczy zgłoszenie - powiedziała we wtorek dziennikarzom Liwia Polcyn-Nowak, dyrektorka wydziału zdrowia w Urzędzie Wojewódzkim w Poznaniu.
Po analizie sytuacji w ocenie zespołu "dyspozytor medyczny nie zastosował się w pełni do algorytmu zbierania wywiadu medycznego dotyczącego powodu wezwania: Inne/złe samopoczucie". Ponadto "decyzję dyspozytora medycznego o niezadysponowaniu ZRM uznać należy za niewłaściwą z uwagi na brak staranności w zbieraniu wywiadu medycznego. Uzyskane informacje nie były wystarczające do podjęcia decyzji o zadysponowaniu lub niezadysponowaniu ZRM".
W ocenie komisji "na tym etapie nie można stwierdzić, czy gdyby ZRM został zadysponowany i dojechał w najkrótszym możliwym czasie, możliwe byłoby uratowanie dziecka".
Jak wyglądało zgłoszenie?
Sprawie przygląda się Łukasz Wójcik, reporter TVN24. - Zdaniem zespołu zabrakło pewnych pytań, które być może pozwoliłyby bardziej realnie ocenić stan zdrowia dziecka. Krótko mówiąc, dyspozytor zbyt szybko stwierdził, że objawy, które zgłoszono niekoniecznie świadczą o zagrożeniu życia - relacjonował w TVN24.
Z nieoficjalnych ustaleń naszego reportera wynika, że to ojciec dziecka, a nie matka zadzwonił pod numer 112. Mężczyzna miał poinformować, że 3-latka, 7-latka i jego żona wymiotują. Zgłaszający nie przekazał, że niedawno rozłożył wokół domu truciznę na gryzonie. Dyspozytor miał uznać, że objawy najprawdopodobniej wskazują na jelitówkę. Karetki nie wysłał, za to polecił kontakt z lekarzem. W chwili zgłoszenia dziecko było przytomne.
- Z drugiej strony, osoby zajmujące się tą sprawą, mówią, że nawet pogłębiony wywiad mógłby nie wystarczyć do uznania, że wysłanie karetki jest zasadne. Chyba że informacja o zastosowaniu trutki padłaby w rozmowie - ustalił reporter TVN24.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock