Od środy 6 lipca lekarze mogą, choć nie muszą, wpisywać do dokumentacji medycznej informację o ciąży pacjentki. Za trzy miesiące, od października, będą mieli taki obowiązek. - Dostawcy oprogramowania nie są jeszcze na to gotowi - uważa Tomasz Zieliński, lekarz rodzinny, wiceprezes Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie. Według resortu zdrowia sprawozdawanie ciąż jest w interesie pacjentki, ale część kobiet, lekarzy i prawników obawia się, że tak wrażliwe dane mogą dostać się w niepowołane ręce.
6 lipca 2022 r. weszło w życie rozporządzenie w sprawie szczegółowego zakresu danych zdarzenia medycznego przetwarzanego w systemie informacji oraz sposobu i terminów przekazywania tych danych do Systemu Informacji Medycznej (SIM). Zgodnie z nową regulacją lekarz wpisze do SIM informacje o grupie krwi, alergiach, implantach, o rozpoczęciu i zakończeniu hospitalizacji, dane służące identyfikacji podmiotu medycznego i o wyrobach medycznych, kod ICF w zakresie rehabilitacji leczniczej i informację o ciąży. Na razie obowiązuje okres przystosowawczy nowego prawa.
- To znaczy, że od środy 6 lipca do 30 września lekarze mogą wpisywać do elektronicznej dokumentacji medycznej dane o ciąży fakultatywnie, czyli nieobowiązkowo. Mogą je wpisać, ale nie muszą. Od 1 października 2022 r. będą mieli taki obowiązek - tłumaczy doktor hab. Radosław Tymiński, radca prawny specjalizujący się w prawie medycznym i autor bloga PrawaLekarzy.pl.
Kobiety boją się konsekwencji karnych
Chociaż Ministerstwo Zdrowia wielokrotnie podkreślało w mediach, że "rozporządzenie nie tworzy żadnego rejestru ciąż", pacjentki nie mają takiej pewności. Ginekolodzy przyznają, że kobiety od roku pytają o konieczność wpisywania do dokumentacji medycznej informacji na temat ciąży, a niektóre proszą, by tego nie robili. Wiele obawia się sytuacji, w której ciążę stracą i będą musiały tłumaczyć się z poronienia. Nie są pewne, czy nie zostaną oskarżone o dokonanie aborcji, a one nie będą w stanie wytłumaczyć, że było inaczej. Wiele ciąż ronionych jest bowiem samoistnie, w warunkach domowych, a nie szpitalnych.
Stołeczny ginekolog Ryszard Rutkowski zgadza się, że sama informacja o ciąży jest ważną informacją medyczną i wpisanie go do dokumentacji nie powinno rodzić obaw. - Tyle, że żyjemy w kraju, w którym ginekolog boi się przeprowadzić aborcję ratującą życie pacjentki w obawie przed sankcjami karnymi - zaznacza lekarz, który przyjmuje pacjentki w ramach NFZ.
Michał Gontkiewicz, ginekolog-położnik ze Szpitala w Płońsku (woj. mazowieckie), pytania o wpisywanie ciąż do rejestru słyszy od roku, gdy rozporządzenie na temat wpisywania danych o ciąży znajdowało się jeszcze na etapie projektu. Teraz znów przybrały na sile. Lekarz rozumie kobiety - poronienie samo w sobie jest przeżyciem traumatycznym, a teraz dojdzie do niego lęk przed ewentualnymi konsekwencjami czynu, którego pacjentka nie popełniła. Jego zdaniem może się to przełożyć na zmniejszenie dzietności. O podobnych obawach mówi nam pięciu innych ginekologów-położników z całego kraju. Wolą nie wypowiadać się pod nazwiskiem, bo - jak mówią - temat jest "śliski" i można łatwo narazić się resortowi zdrowia. - A nikt nie chce mieć kontroli - tłumaczy jeden z nich.
Prawnik: takie dane gromadzone są od dawna
Doktor hab. Radosław Tymiński uspokaja: - Te dane już dziś są gromadzone w dokumentacji medycznej, ponieważ informacja o tym, że pacjent ma w ciele pewne wyroby medyczne, na przykład rozrusznik serca, czy o tym, że pacjentka jest w ciąży, ma istotne znaczenie kliniczne dla każdego lekarza. Przykładowo, ma to znaczenie dla radiologa, który u pacjentki w ciąży nie może wykonać RTG, lecz inne badania obrazowe, czy dla każdego lekarza, który musi wiedzieć o ciąży, żeby przypadkiem nie przepisać pacjentce leków o potencjalnym działaniu teratogennym, czyli szkodliwym dla płodu - tłumaczy.
Precyzuje, że przepisy nakazują lekarzowi raportowanie informacji o ciąży, a nie rozpoznania ciąży. Co to znaczy? - Że nie musi mieć badania USG czy betaHCG (ludzkiej gonadotropiny kosmówkowej wytwarzanej przez łożysko, hormonu, którego wysokie stężenie informuje o ciąży - przyp. red.), by rozpoznać ciążę. Wystarczy, że pacjentka mu o tym powie. To dana z wywiadu lekarskiego, którą już dziś lekarz powinien wprowadzić do dokumentacji medycznej - tłumaczy prawnik.
Tyle, że - jak tłumaczy doktor Artur Drobniak, ginekolog-położnik z Naczelnej Rady Lekarskiej - informację o ciąży wpisuje do dokumentacji medycznej jedynie położnik i - jeśli pacjentka nie wyrazi na to zgody - żaden inny lekarz nie ma do niej dostępu. Teraz się to zmieni.
Oprogramowanie niegotowe
Obaw co do nowego rozporządzenia nie ma doktor Tomasz Zieliński, lekarz rodzinny, wiceprezes Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie. - Uważam, że oznaczenie w zdarzeniu medycznym, że pacjentka jest w ciąży, nie jest niczym złym. To istotna informacja na temat stanu zdrowia, w dodatku bardzo ważna dla lekarza. Jako orędownik cyfryzacji medycyny, nie widzę w tym nic niewłaściwego - mówi dr Zieliński i uspokaja, że prawdopodobnie dane o ciąży wpisywane będą do rejestru dopiero od października. - Dostawcy oprogramowania nie są jeszcze na to gotowi. Największe problemy rodzi wpisywanie informacji o alergii, bo potrzebny jest ogólnodostępny, czyli udostępniony przez Centrum e-Zdrowia, słownik alergenów, którego jeszcze nie ma - tłumaczy.
Według doktora Zielińskiego lekarz, który nie jest ginekologiem, informację o ciąży wpisuje do dokumentacji medycznej, czy to papierowej, czy elektronicznej, tylko w sytuacji, gdy jest ona związana z leczeniem. Jeśli pacjentka przyjdzie do niego na przykład ze skręceniem kostki, a leczenie nie będzie wymagało podania leków potencjalnie szkodliwych dla płodu, nie musi uwzględniać tej informacji. - W ciąży nie podajemy większości leków, standardowo unikamy w farmakoterapii, szczególnie w newralgicznym momencie, czyli na początku ciąży - tłumaczy dr Zieliński.
Jak wykorzystać informację
Skoro wcześniej nie było takiego obowiązku, dlaczego wprowadzać go teraz? - Mamy do czynienia z informatyzacją ochrony zdrowia i to jest jej element. Ja uważam, że dla każdego lekarza informacja, że pacjentka jest w ciąży lub że ma rozrusznik serca, jest informacją istotną. Oczywiście, każdą informację można źle wykorzystać. Ale w przepisach nie ma mowy o tym, by przekazywać ją komuś do tego niepowołanemu - precyzuje dr hab. Radosław Tymiński.
Jarosław Rybak, główny specjalista w Biurze Komunikacji i Promocji w Ministerstwie Zdrowia, wyjaśnia, że przepisy rozporządzenia nie regulują dostępu do danych zdarzenia medycznego przetwarzanych w SIM, "a jedynie szczegółowy zakres danych zdarzenia medycznego przetwarzanego w SIM, a także terminy i sposób przekazywania danych do systemu". "Dostęp do danych osobowych lub jednostkowych danych medycznych z systemu teleinformatycznego usługodawcy lub z Systemu Informacji Medycznej co do zasady uwarunkowany jest od zgody pacjenta. Jedynie ściśle określony katalog usługodawców posiada dostęp do danych pacjenta, z mocy prawa. Do podmiotów tych zaliczamy pracownika medycznego, który wytworzył elektroniczną dokumentację medyczną zawierającą dane, pracownika medycznego wykonującego zawód u usługodawcy, u którego została wytworzona elektroniczna dokumentacja medyczna, w związku z wykonywaniem przez niego zawodu, jeżeli jest to niezbędne do prowadzenia diagnostyki lub zapewnienia ciągłości leczenia, lekarza, pielęgniarkę lub położną podstawowej opieki zdrowotnej, a także każdego pracownika medycznego w sytuacji zagrożenia życia - precyzuje Rybak.
RPO ma wątpliwości
Raportowanie danych o ciążach zaniepokoiło Rzecznika Praw Obywatelskich Marcina Wiącka. "W systemie informacji w ochronie zdrowia przetwarzane są dane niezbędne do prowadzenia polityki zdrowotnej państwa, podnoszenia jakości i dostępności świadczeń opieki zdrowotnej oraz finansowania zadań z zakresu ochrony zdrowia. Tymczasem dane, o które projektodawca zamierzał poszerzyć katalog - zwłaszcza zaś informacja o ciąży usługobiorcy i o wyrobach medycznych zaimplementowanych u usługobiorcy - wykraczają poza zakres ich niezbędności, określony w ustawie o o systemie informacji w ochronie zdrowia. Prawo do prywatności (art. 47 Konstytucji) jest zagwarantowane m.in. przez ochronę danych osobowych (art. 51 Konstytucji). Zasada autonomii informacyjnej (art. 51 ust. 2 Konstytucji) stanowi szczególny wyraz prawa do prywatności - prawo do samodzielnego decydowania o ujawnianiu innym informacji dotyczących swojej osoby oraz prawo do kontroli nad tymi informacjami, gdy są w posiadaniu innych podmiotów" - pisał RPO do ministra zdrowia . Podkreślał, że przepisy są niezgodne z konstytucją, bo naruszają wymaganą ustawową formę dla ograniczeń prawa do prywatności i autonomii informacyjnej.
"Głównym celem nałożenia na usługodawców obowiązku raportowania do SIM danych zdarzenia medycznego było stworzenie narzędzia umożliwiającego pozyskanie przez nich istotnych i kompleksowych informacji o stanie zdrowia pacjenta" - odpowiedziało ministerstwo Rzecznikowi Praw Obywatelskich. "Nie można zgodzić się z zarzutem, że przekazywanie informacji dotyczących stanu zdrowia pacjenta w kontekście udzielanych mu świadczeń zarówno w chwili przekazywania tych informacji, jak również ich późniejsze wykorzystywanie w celu prowadzonego leczenia może być nieproporcjonalne i naruszać prywatność jednostki. Tego typu wnioski negowałyby bowiem w ogóle celowość wywiadu medycznego" - argumentowali urzędnicy Ministerstwa Zdrowia.
To jednak nie uspokaja samych pacjentek, które obawiają się pytań o utraconą ciążę. Część ginekologów uważa jednak, że "rejestr" niczego w tej kwestii nie zmienia: - Tak naprawdę informację o poronieniu muszę wpisać już dzisiaj. Jeśli przychodzi do mnie kobieta z krwawieniem i przyznaje, że powodem jest zabieg przerwania ciąży, a nie samoistne poronienie, to powinienem odnotować to w dokumentacji, nawet jeśli prosi mnie o dyskrecję. Dlaczego? Bo jaką mam pewność, że za jakiś czas się nie rozmyśli i nie powie komuś o poronieniu i o fakcie, że nie wpisałem go w dokumentację? Wówczas grożą mi podobne sankcje jak dzisiaj - mówi jeden z ginekologów z centralnej Polski.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock