"Próbuje się nam wmówić, że to ludzie, a to jest po prostu ideologia" - te słowa prezydenta Andrzeja Dudy z czasów kampanii prezydenckiej już weszły do historii polityki. Niestety, odbiły się też szerokim echem na świecie. - Prawu i Sprawiedliwości udała się rzecz w zasadzie nieosiągalna. Z ojczyzny Jana Karskiego, z ojczyzny Ireny Sendlerowej zrobić symbol nienawiści, nietolerancji, braku akceptacji dla drugiego człowieka – ocenia Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy. Amerykański Departament Stanu zwrócił na nie uwagę już niejednokrotnie. W USA ma powstać gabinet wysłannika Departamentu Stanu do spraw praw osób LGBT. Nie jest to nowy pomysł, ale okazuje się, że ciągle potrzebny, by gwarantować przestrzeganie praw mniejszości seksualnych. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Słów, które padały w czasie ostatniej kampanii prezydenckiej Andrzejowi Dudzie nie zapominają nie tylko protestujący na jego wiecach. - Próbuje się nam proszę państwa wmówić, że to ludzie. A to jest po prostu ideologia – mówił Andrzej Duda. - Nie pozwolę, żeby nasze dzieci były indoktrynowane ideologią w szkole podstawowej – podkreślał prezydent.
Hasło, które polski prezydent głosił w czerwcu zeszłego roku wspomniane jest w projekcie ustawy amerykańskiego kongresmena z Partii Demokratycznej Alana Lowenthala. Propozycja zakłada ustanowienie w Departamencie Stanu specjalnego wysłannika, który zajmowałby się prawami osób LGBT. Opiera się na tezie, zgodnie z którą na całym świecie takie środowiska spotykają się z przemocą, dyskryminacją, nienawiścią i fanatyzmem.
Polska przykładem nietolerancji wobec osób LGBT
Amerykański kongresmen swojemu projektowi nadał tytuł "Międzynarodowej ustawy o obronie praw człowieka z 2021 roku". W pierwszej części dokumentu, który od trzech tygodni rozpatrywany jest w podkomisji, autor wymienia wydarzenia i fakty, które jego zdaniem świadczą o potrzebie monitorowania praw osób LGBT na świecie. W negatywnych przykładach, obok Polski, jest między innymi Rosja, Węgry, Nigeria, Uganda czy Tanzania.
- Na spotkaniu z Andrzejem Dudą powiedziałem mu, że to jest język nienawiści, że to jest język, który krzywdzi konkretne osoby, zwłaszcza, że mamy największy w historii procent osób, które popełniają samobójstwa z powodu tej nagonki na osoby LGBT – opowiada aktywista LGBT Bart Staszewski. - Stwierdził, że my chcemy wprowadzić cenzurę, a on się na to nie może się zgodzić, bo to jest ograniczenie wolności słowa – dodaje.
Słowa o "strefach wolnych od LGBT", które pojawiają się w amerykańskim projekcie, odnoszą się do gmin, których radni przyjęli uchwały anty-LGBT. Niektóre z nich w wyniku tych działań utraciły partnerstwo zagranicznych miast, które polegało między innymi na wymianie uczniów - innym zawieszono dofinansowanie z tzw. Funduszy Norweskich. Jednak według przedstawicieli koalicji rządzącej zła fama jest wyłączną winą informujących.
- Kierowali się podświadomie treściami tych sfałszowanych tabliczek, które do nich dotarły, a nie treściami uchwał, których nie znają – twierdzi Kamil Bortniczuk z Porozumienia. – Uważam, że Polska powinna przeprowadzić akcję dyplomatyczną, ponieważ to jest przedstawianie Polski absolutnie w krzywym zwierciadle i jest to ocena dla nas absolutnie krzywdząca – podkreśla.
"Prawu i Sprawiedliwości udała się rzecz w zasadzie nieosiągalna"
Specjalny wysłannik Departamentu Stanu do spraw praw osób LGBT w Stanach Zjednoczonych nie jest nowym pomysłem. W lutym 2015 roku, w trakcie kadencji Baracka Obamy, tytuł otrzymał Randy Berry, ale Donald Trump nie nominował nikogo na jego miejsce. W opinii demokratów - ambasador amerykańskiej wizji praw człowieka jest potrzebny między innymi po to, by gwarantować azyl w Stanach Zjednoczonych dla prześladowanych osób LGBT.
- Prawu i Sprawiedliwości udała się rzecz w zasadzie nieosiągalna. Z ojczyzny Jana Karskiego, z ojczyzny Ireny Sendlerowej zrobić symbol nienawiści, nietolerancji, braku akceptacji dla drugiego człowieka – ocenia Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy.
Z kolei prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych Małgorzata Bonikowska podkreśla, że poglądy polityków mają "znaczenie, bo to się przekłada na to, jak nas widzą". - Jak nas widzą, a w związku z tym, co o nas myślą i też jak się wobec nas pozycjonują politycy innych krajów – dodaje.
Maria Mikołajewska
Źródło: TVN24