Nawet jeśli przyjmiemy założenie, że Rosjanie byli świadomi, że prędzej czy później Asad upadnie, to widać wyraźnie, że ta sytuacja jednak ich zaskoczyła - mówił w "Rozmowie Piaseckiego" dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Jarosław Ćwiek-Karpowicz. Ocenił także, że "bez wątpienia Rosja przegrywa" swoją pozycję silnego partnera na Bliskim Wschodzie.
W weekend ze stolicy kraju Syrii uciekł Baszar al-Asad, który przez blisko ćwierć wieku rządził Syrią. Wraz z rodziną znalazł schronienie w Rosji, gdzie dzięki osobistej decyzji Władimira Putina wszyscy otrzymali azyl. Po upadku reżimu Asada z więzień w całej Syrii uwolniono dziesiątki tysięcy osób, w tym kobiet i dzieci. Syryjskie zakłady karne słynęły z okrucieństwa i nieludzkich warunków. Przetrzymywano w nich między innymi przeciwników dyktatury.
CZYTAJ TEŻ: "Do dziś nie widziałem słońca". Po dekadach krwawej dyktatury otwarto drzwi syryjskich więzień
Gościem "Rozmowy Piaseckiego" był dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Jarosław Ćwiek-Karpowicz, który komentował sytuację w Syrii.
- Nawet jeśli przyjmiemy założenie, że Rosjanie byli świadomi, że prędzej czy później Asad upadnie, to widać wyraźnie, że ta sytuacja jednak ich zaskoczyła. Nie przygotowali się na to, żeby stawiać na innego konia - mówił Ćwiek-Karpowicz.
- Rosjanie muszą się dostosować do tej sytuacji i wydaje się, że wycofanie ich baz wojskowych jest raczej pewne. Nie mają gwarancji, jak nowe syryjskie władze odniosą się do ich pozycji - dodał.
Rosja od lat buduje strefę wpływów ciągnącą się od zachodnich wybrzeży Afryki, przez cały Sahel, po wschodnie wybrzeża Sudanu i wschodnią część Libii, a dalej na Bliski Wschód. Nie mając dostępu do afrykańskich portów na Oceanie Atlantyckim, logistycznie uzależniona jest od dwóch baz w Syrii - w Tartusie i Humajmim.
"Rosja przegrywa na tym"
Dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych ocenił, że wizerunek Rosji jako wiarygodnego partnera na Bliskim Wschodzie mógł ucierpieć. - Syria miała stanowić pewnego rodzaju przykład, że w tym regionie Bliskiego Wschodu czy także Afryki Rosjanie są stabilnym sojusznikiem, partnerem i mogą właśnie takiego prezydenta wspierać, mają ku temu siły i potencjał. Teraz Syria jest przykładem dla krajów regionu, że to wsparcie jest bardzo czasowe i niepewne - mówił.
- Obojętnie, czy te bazy będą całkowicie zlikwidowane, czy też bardzo ograniczone, ale ich znaczenie będzie już niewielkie. To już nie będą bazy, które wspierają przywódcę. To już jest zupełnie inna sytuacja i bez wątpienia Rosja na tym przegrywa - dodał Ćwiek-Karpowicz.
"Pierwszorzędne jest to, co będzie się działo teraz w Syrii"
Ćwiek-Karpowicz przyznał, że nie wierzy "w powrót Asada do Syrii, ponieważ za bardzo nie ma już do kogo wracać". - Asadowie byli reprezentantami bardzo małej grupy alawitów, która po prostu rządziła i utrzymywała względną stabilizację między różnymi grupami religijnymi w sposób mniej bądź bardziej krwawy - mówił.
Dodał, że jest to bardzo prawdopodobne, że Baszar al-Asad przebywa teraz w Moskwie mimo wcześniejszych spekulacji, że zginął w katastrofie samolotu.
Uznał to jednak za sprawę "drugorzędną". - Pierwszorzędne jest to, co będzie się działo teraz w Syrii - podkreślił.
CZYTAJ WIĘCEJ: To on ma zostać nowym premierem Syrii
Wojna w Ukrainie
Jarosław Ćwiek-Karpowicz był pytany także o sytuację w Ukrainie. - Niestety nie wydaje mi się, żeby ból, który jest zadawany na wojnie stronie rosyjskiej, był podobny do tego, jaki otrzymuje Ukraina. Ukraina jest państwem mniejszym, o mniejszym potencjale, bardziej uzależnionym od zewnętrznego wsparcia. Wydaje się, że to, co było najgorsze dla władzy rosyjskiej - czyli wewnętrzny konflikt polityczny, sytuacja gospodarcza - zostało w jakiś sposób opanowane - mówił gość "Rozmowy Piaseckiego".
Dodał, że "Rosja niestety dostosowała się do tej sytuacji", ale "oczywiście także ponosi wielkie straty".
Pytany, czy Donald Trump może doprowadzić do rozmów pokojowych, Ćwiek-Karpowicz odparł, że "jeżeli Trump ma być skutecznym prezydentem, a tak siebie kreuje, (...) to będzie chciał pokazać, że na wojnie z Ukrainą Amerykanie zyskują". - On podkreśla, na ile Europejczycy są zaangażowani w obronę, a na ile Amerykanie. (...) Natomiast nie wydaje mi się, żeby był zmuszony do tego, że musi doprowadzić do pokoju międzynarodowego - mówił dyrektor PISM.
"Dla Rosji liczy się ukraińska suwerenność, a nie ukraińskie terytorium"
Odniósł się także do zapowiadanego planu wprowadzenia linii demarkacyjnej. W połowie listopada amerykański "Newsweek" przypomniał, że doradcy prezydenta elekta Donalda Trumpa wywierają presję, aby "zamrozić" konflikt ukraińsko-rosyjski i stworzyć ponad 1200-kilometrową strefę zdemilitaryzowaną. Według "Wall Street Journal" strefę miałyby nadzorować europejskie siły, w tym polskie.
- To może być plan realny wtedy, kiedy strona rosyjska rzeczywiście byłaby zainteresowana jego urzeczywistnieniem i przestrzeganiem. Mam sporo wątpliwości - przyznał.
- Dla Rosji liczy się ukraińska suwerenność, a nie ukraińskie terytorium, więc ta część ziemi, którą Rosjanie już zdobyli, jest traktowana w ich perspektywie jako dopiero wstęp do tego, żeby Ukraina nie była częścią świata zachodniego. Jeżeli Rosjanie zgodzą się na taki plan, to tylko po to, ażeby wziąć głęboki oddech i jeszcze bardziej się wzmocnić - dodał Ćwiek-Karpowicz.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: BILAL AL HAMMOUD/EPA/PAP