Pacjentów onkologicznych jest obecnie znacznie więcej niż było jeszcze rok temu o tej samej porze. I oni trafiają do nas w dużo bardziej zaawansowanym stadium choroby - mówiła w "Faktach po Faktach" doktor Magda Wiśniewska, kierownik Szpitala Tymczasowego w Szczecinie. Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, odnosząc się do słów ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, przekonywał zaś, że "nie ma czegoś takiego jak 'zielona wyspa onkologiczna'".
Szef resortu zdrowia Adam Niedzielski, przedstawiając we wtorek w Sejmie informację na temat sytuacji w ochronie zdrowia, powiedział, że "onkologia jako taka, przez cały czas pandemii, nie była dotknięta tą daniną, czy koniecznością wygospodarowania łóżek na walkę z covidem". - Była otoczona buforem bezpieczeństwa i specjalnymi warunkami działania – zapewnił minister.
– Wiele razy w pytaniach padały zarzuty, że walka z COVID-19 odbywa się kosztem onkologii. Absolutnie chce powiedzieć, że to jest manipulacja. W sensie systemowym onkologia jest zieloną wyspą i nie ma żadnych zakusów, by tworzyć oddziały covidowe, które obsługiwałyby pacjentów nieonkologicznych – powiedział Niedzielski.
O sytuacji pacjentów onkologicznych w czasie pandemii rozmawiali goście sobotnich "Faktów po Faktach": doktor Magda Wiśniewska, kierownik Szpitala Tymczasowego w Szczecinie oraz Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
"Cały czas goni nas onkologia"
Zapytana o słowa ministra doktor Magda Wiśniewska odparła: - Pozwolę sobie nie komentować słów o "zielonej wyspie onkologicznej".
- W tej chwili staramy się myśleć o tym, że istnieją także pacjenci i życie poza COVID-em. Chorzy niestety cierpią na tym, że cały system ochrony zdrowia w tej chwili jest nakierowany przede wszystkim na leczenie koronawirusa. Łóżek ubywa, zabiegów także jest mniej, chociaż stajemy na głowie, rzęsach i innych częściach ciała, by te zabiegi onkologiczne były zawsze priorytetem i mogły się odbywać - mówiła kierownik Szpitala Tymczasowego w Szczecinie.
Jak wskazała, oprócz tego, że jest to szpital tymczasowy, to prowadzi jednocześnie "normalną działalność pozacovidową z prawie stuprocentowym obłożeniem łóżek na wszystkich pozostałych oddziałach". - Staramy się przede wszystkim przyjmować pacjentów onkologicznych i tych z bezporednim zagrożeniem życia - podkreśliła. I dodała: - Cały czas nas goni onkologia.
Zwróciła uwagę, że pacjentów onkologicznych jest obecnie znacznie więcej niż było jeszcze rok temu o tej samej porze. - Oni trafiają do nas w dużo bardziej zaawansowanym stadium choroby niż rok temu. Być może ten strach przed pandemią spowodował, że dostanie się do lekarza było problematyczne. Takich stadiów rozwoju choroby nowotworowej, jakie obserwujemy teraz, ja nie widziałam już dawno - wyznała dr Wiśniewska.
"Onkologia cierpi i to bardzo"
- Nie ma czegoś takiego, jak "zielona wyspa onkologiczna" - zgodził się Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Zaznaczył, że onkologia mogła nie ucierpieć wyłącznie w instytutach onkologii, "które w pierwszej i drugiej fali walki z pandemią były oszczędzone" i nie tworzono tam łóżek covidowych. - Natomiast gdy mówimy o szpitalach takich jak (krakowski - red.) Szpital Uniwersytecki, który zgodnie ze statystykami NFZ jest największym ośrodkiem onkologicznym na terenie Małopolski, to proszę mi wierzyć, że onkologia cierpi i to bardzo - przekonywał gość "Faktów po Faktach".
Jak mówił Jędrychowski, spadek liczby procedur onkologicznych realizowanych w szpitalach jest olbrzymi. - Wynika on wprost z tego, że część oddziałów, które zajmowały się onkologią, została przekształcona w oddziały covidowe, a z drugiej strony to jest kwestia dostępu do łóżek intensywnej terapii - tłumaczył. Podkreślił, że jedno z drugim jest skorelowane.
Zwrócił uwagę, że przy rozległych zabiegach onkologicznych w wielu przypadkach pacjent nawet po udanym zabiegu wymaga leczenia na intensywnej terapii. - A te łóżka kolejnymi decyzjami są ograniczane - wskazał Jędrychowski.
"Łóżka znikają w ekspresowym tempie"
- Mamy w tej chwili wolne łóżka, ale one w tempie ekspresowym znikają - powiedziała kierownik Szpitala Tymczasowego w Szczecinie. Zwróciła uwagę, że jeszcze trzy tygodnie temu jej placówka była "szpitalem zapasowym", gdzie przebywało kilkunastu, do trzydziestu chorych na COVID-19. - W tej chwili tych chorych mamy siedemdziesięciu i codziennie przyjmujemy kilkunastu nowych. Myślę, że do końca przyszłego tygodnia wszystkie miejsca w tej lokalizacji się zapełnią - oceniła.
Jej najmłodszy pacjent covidowy miał 22 lata. - Udało się go wypisać do domu po 24-dniowej hospitalizacji - dodała. Jak mówiła, jeszcze w fali listopadowo-grudniowej chorzy w przedziale wiekowym 40-50 lat to były pojedyncze przypadki. - W tej chwili połowa chorych, których mam w szpitalu tymczasowym, to są chorzy 30- lub 40-letni, czyli jeszcze młodsi. Osoby starsze stanowią obecnie jakieś 45-55 procent populacji chorych w szpitalu tymczasowym w Szczecinie - zaznaczyła.
Jej zdaniem jest to efekt szczepień, ale także pojawieniem się brytyjskiej odmiany koronawirusa.
Dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie również przyznał, że "sytuacja zasadniczo zmieniła się na gorsze w ciągu ostatnich tygodni". - Wolne łóżka jeszcze są, ale wyłącznie dlatego, że praktycznie co trzy dni tworzymy nowy oddział covidowy - zauważył.
Jak wskazał, tylko w ciągu ostatniego tygodnia w jego placówce utworzono ponad 100 miejsc ogólnointernistycznych dla pacjentów covidowych i kilkanaście miejsc intensywnej terapii. - Oczywiście te łóżka znikają w bardzo szybkim tempie i niestety, statystyka jest taka, że na nasze oddziały trafiają coraz młodsi pacjenci i w coraz cięższym stanie - poinformował. Zaznaczył, że z tlenoterapii korzysta powyżej 90 procent pacjentów. - A tak naprawdę momentami wszyscy nasi pacjenci, bo ci, którzy jej nie potrzebują, wracają do domu - dodał.
"Spora grupa pacjentów, którzy byli zapisani na szczepienia nie zgłasza się"
Szef kancelarii premiera Michał Dworczyk powiedział w sobotę, że "w ostatnich dniach o kilkadziesiąt procent spadła liczba osób rejestrujących się na szczepienia preparatem AstraZeneca". Jest to związane z obawami, podnoszonymi po stwierdzeniu pojedynczych przypadków wystąpienia zatorów u osób, które przyjmowały ten preparat. O bezpieczeństwie szczepionki zapewniły jednak zarówno Światowa Organizacja Zdrowia, jak i Europejska Agencja Leków.
- Spora grupa pacjentów, którzy byli zapisani na szczepienia nie zgłasza się, upewniwszy się wcześniej, że jest to AstraZeneca. My staramy się na bieżąco przekonywać, że korzyści płynące ze szczepienia są znacząco wyższe niż potencjalne ryzyko wynikające z ewentualnych objawów ubocznych - mówiła w "Faktach po Faktach" doktor Wiśniewska.
Zachęcała do szczepienia "każdą formą szczepionki, jaka jest dostępna". - Tylko to może spowodować, że wyjdziemy z lockdownu i zaczniemy wracać do normalności - przekonywała.
- U nas sytuacja wygląda podobnie - przyznał Jędrychowski. Zwrócił jednocześnie uwagę, że w jego szpitalu szczepionkę AstraZeneki otrzymują przede wszystkim lekarze i nauczyciele akademiccy. - Tam ten odsetek osób niezgłaszających się był zdecydowanie mniejszy. Być może jest to związane z pewnego rodzaju świadomością, na ile te zdarzenia niepożądane są incydentalne - zaważył. Jak podkreślił, "brak jest dowodów na to, że one są faktycznie związane z podaniem szczepionki".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24