- Przez lata nie zarabiałem na hali, bo każdy najemca uciekał z powodu smrodu - mówi Dmitry Starovoytov, właściciel hali w Przylepie, którą tylko ściana dzieliła od tej, gdzie składowano toksyczne odpady. Zanim wybuchł wielki pożar, nieraz prosił o pomoc różne instytucje, w tym prezydenta Zielonej Góry Janusza Kubickiego. Bez skutku. Teraz zapowiada, że będzie walczył o odszkodowanie.Artykuł dostępny w subskrypcji
Przypomnijmy: była sobota, 22 lipca, gdy w Przylepie w Zielonej Górze spłonęła hala z toksycznymi substancjami. Według strażaków było w niej pięć tysięcy metrów sześciennych składowanego materiału. Beczki z substancjami ropopochodnymi wybuchały, odpady były tak toksyczne, że strażakom spływały odblaski z mundurów. W całej akcji wzięło udział prawie 400 strażaków, ponad 100 pojazdów i dwa samoloty.