Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i potrzebujesz porady lub wsparcia, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Wróciłam do Lubuskiego, gdzie powódź wdarła się rok temu, dokładnie 18 września. Żagań ledwo odratowano dzięki zaangażowaniu mieszkańców i służb, niewiele brakowało, by stał się wyspą. Dziś mieszkańcy spacerują, piją kawę w parkach. Trudno uwierzyć, co działo się tu rok temu - rwący Bóbr, który nagle zamienił się w wielką rzekę płynącą przez środek miasta, zalane ulice, ścieżki rowerowe, place zabaw. Ewakuacja i strach. Miasto udało się uratować, ale dziś, rok po powodzi, mało kto chce o niej rozmawiać. Jak osoby, które dotknęła powódź, mogą poradzić sobie z tym doświadczeniem? Pytam o to prof. Igora Pietkiewicza, psychoterapeutę i superwizora Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, badacza zjawiska traumy.
Iga Dzieciuchowicz: Powódź, która dotknęła tysiące mieszkańców znad Odry, zostawiła w nich głęboki ślad. Po roku wielu nie chce nawet o tym rozmawiać. Mówią, że mają traumę.
Prof. Igor Pietkiewicz, psychoterapeuta, Kierownik Centrum Badań nad Traumą i Dysocjacją przy Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie: To bardzo ciekawy temat. Klęski żywiołowe, takie jak erupcje wulkanów, pożary, trzęsienia ziemi czy powodzie, o których regularnie informują media, bywają nagłe i całkowicie nieoczekiwane. Czasem jednak poprzedzają je sygnały ostrzegawcze, a sytuacja stopniowo się pogarsza. W regionach, które w przeszłości doświadczały podobnych zagrożeń, mieszkańcy często żyją z poczuciem stałego ryzyka. Z oczekiwaniem, że podobne wydarzenie może się powtórzyć lub nasilić.