- Policjanci też są ludźmi, też czasem popełniają błędy, też mogą źle ocenić sytuację. W najlepiej pojętym interesie policji jest to, żeby takie sprawy wyjaśniać w każdym szczególe, wyciągać wnioski - powiedział w "Kropce nad i" szef MSWiA Tomasz Siemoniak. Tak skomentował wydarzenia na krakowskim komisariacie, gdzie skuty kajdankami mężczyzna zabrał policyjną broń i zastrzelił się.
Minister spraw wewnętrznych i administracji Tomasz Siemoniak został zapytany w "Kropce nad i" w TVN24 o tragiczne wydarzenia, do jakich doszło na komisariacie w Krakowie. Podejrzewany o zabójstwo 23-latek, mając założone kajdanki, zabrał policyjną broń i zastrzelił się. Wcześniej funkcjonariusze znaleźli jego ranną partnerkę, która zmarła w szpitalu.
- Wyjaśniamy tę sprawę - zapewnił minister. Jak mówił, "działa prokuratura, działa struktura policyjna, która takie sprawy kontroluje". - Rozmawiałem z Komendantem Głównym Policji nadinspektorem Markiem Boroniem na ten temat. Wyjaśnimy przyczyny, co takiego się stało, jak to było możliwe, że (...) gdy nie ma prawa się coś takiego wydarzyć, ktoś uwalnia się z kajdanek i jest w stanie zabrać policyjną broń - dodał.
Na pytanie, czy podejrzewany mężczyzna uwolnił się z kajdanek, Siemoniak odparł, że "był w stanie wziąć pistolet". - Wyjaśniamy tę sprawę - podkreślił.
Według niego "szczęście w tym wielkim nieszczęściu polega na tym, że żaden z policjantów nie ucierpiał, nikt nie został ranny".
"Jeśli ktoś popełnił błędy, będzie rozliczony"
Na uwagę, że pojawiły się doniesienia, iż policjantka próbowała oddać wtedy strzały, szef MSWiA odpowiedział, że "policjantka ruszyła egzekwować prawo zgodnie z procedurą policyjną". - Jeżeli ktoś, kto jest zatrzymany, używa broni, próbuje użyć broni, policjant ma prawo strzelać - wskazywał.
- Natomiast cała historia, począwszy od interwencji policyjnej, znalezienia osoby w tak ciężkim stanie, która została zraniona i zmarła w szpitalu, potem okoliczności tego, co się działo na komisariacie, muszą być wyjaśnione - kontynuował.
Jednocześnie zauważył, że "policjanci też są ludźmi, też czasem popełniają błędy, też mogą źle ocenić sytuację czasami". - W najlepiej pojętym interesie policji jest to, żeby takie sprawy wyjaśniać w każdym szczególe, wyciągać wnioski. Jeśli ktoś popełnił błędy, będzie rozliczony - zapewnił Siemoniak.
Minister Siemoniak o wydarzeniach w Warszawie
Prowadząca program Monika Olejnik pytała o wyszkolenie policji. Przypomniała, że ponad tydzień temu na warszawskiej Pradze Północ policjant został postrzelony przez innego funkcjonariusza w czasie akcji. Mężczyzna zmarł później w szpitalu.
Według Siemoniaka, "policjanci zaangażowani w tę sprawę - bo to przede wszystkim też było przedmiotem mojej rozmowy z Komendantem Głównym Policji - to byli doświadczeni funkcjonariusze".
- Popełnili być może błędy. Jak mówię, wyjaśni to wszystko kontrola. To się nie miało prawa wydarzyć, nikt tutaj nikogo nie będzie bronił. Natomiast to nie jest tak, że to były jakieś niedoświadczone nowe osoby. Były to osoby doświadczone, które setki podejrzanych o przestępstwa zatrzymywały do tej pory - dodał.
Siemoniak o Ostatnim Pokoleniu
Od ponad tygodnia aktywiści klimatyczni z organizacji Ostatnie Pokolenie blokują warszawską Wisłostradę, a także inne arterie stolicy. Nie inaczej było w czwartek. Działacze zablokowali fragment Wisłostrady, na miejscu interweniowała policja.
W poniedziałek premier Donald Tusk opublikował na X wpis, w którym ocenił, że "blokowanie dróg, niezależnie od politycznych intencji, stwarza zagrożenie dla państwa i wszystkich użytkowników dróg". "Wezwałem dziś odpowiednie służby do zdecydowanego reagowania i przeciwdziałania takim akcjom" - dodał.
Jak podkreślał gość TVN, "policja stanowczo reaguje". - Bardzo ważny ten wpis premiera, pokazujący, gdzie jest dobro, a gdzie jest zło. Bo 37 razy od kwietnia blokowane były warszawskie ulice. 37 razy wyjeżdżali policjanci, w większości przypadków usuwali fizycznie, siłą te osoby, wymierzali mandaty, legitymowali, kierowali sprawy do kolegium do spraw wykroczeń, informowali prokuraturę - wskazywał szef MSWiA.
Jak mówił, "w jednym przypadku to była sprawa Kodeksu karnego, po prostu ci ludzie zablokowali przejazd karetki".
- Nic nie usprawiedliwia takiego działania. Policji nie interesuje to, w jakiej sprawie kto protestuje, to nie jest kwestia policji. Nikt nie ma prawa narażać życia, zdrowia ludzi, którzy jadą drogą - i to drogą, po której względnie szybko się jedzie, nie ma tam przejść dla pieszych, mówimy o Wisłostradzie w Warszawie, bo to najczęściej jest wybierane miejsce - w imię żadnego celu - dodał Siemoniak.
Zapewniał, że "policja (...) działać będzie bardzo konsekwentnie".
Siemoniak: ABW powinna zweryfikować sprawdzanie Nawrockiego
Minister spraw wewnętrznych i administracji odniósł się też do informacji o powiązaniach Karola Nawrockiego, kandydata PiS na prezydenta i prezesa IPN, z bandytą, kibolem i neonazistą Olgierdem L. Są one jednym z głównych elementów głośnego "raportu", który w ostatnim czasie obiegł media.
CZYTAJ WIĘCEJ: "Kibol, naziol, bandyta", "posłuszeństwo wymusza maczetą". Kim jest Olgierd L. z "raportu" o Nawrockim
Siemoniak podkreślał, że to, iż "ktoś miał certyfikat dopuszczenia do informacji niejawnych, to nie jest świadectwo, że wszystkie jego kontakty, wszystkie jego działania polityczne są właściwe i że wszyscy jego znajomi są właściwi".
- Ta sprawa wymaga wyjaśnienia. Ale uważam, że tutaj było tak jak w pozostałych przypadkach - ponieważ był swój, to tutaj patrzono przez palce - dodał.
Pytany, kto jego zdaniem powinien to wyjaśnić, odparł, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Uściślał, że "ABW powinna sprawdzić, czy wszystko w sprawdzaniu tej osoby było właściwe". - Czy tutaj nie było, tak jak w wielu przypadkach, właśnie takiego polecenia: "tego to dokładnie nie sprawdzajcie, bo jest nasz, bo jest swój" - powiedział Siemoniak.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24