Cały jej byt zależy od tego, by stwierdzić, że samolot rozpadł się w powietrzu. I co oni wyciągają? No właściwie nic - powiedział w "Kropce nad i" Ludwik Dorn. Były wicepremier i szef MSWiA komentował dotychczasowe ustalenia nowej podkomisji smoleńskiej, powołanej przez ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza.
Dorn mówił, że kiedy w 2011 r. komisja Millera powołana do zbadania przyczyn katastrofy opublikowała swój raport na temat wydarzeń z 10 kwietnia, "przyjął go umiarkowanie pozytywnie".
- Stwierdziłem, że to, co oni mówią, jest niesłychanie prawdopodobne - wspomniał Dorn. Później, jak mówił, "trochę przesunął się na pozycję smoleńskich agnostyków", kiedy na jaw wyszły np. błędy w identyfikacji głosów z czarnych skrzynek.
- Po czym mamy tę podkomisję. Cały jej byt, los, a w jakimś sensie jej los politycznych patronów, zależy od tego, by stwierdzić, że samolot rozpadł się w powietrzu i było zupełnie inaczej niż ustaliła komisja Millera. I co oni wyciągają? No właściwie nic, czego nie byłoby już wiadomo - stwierdził były wicepremier.
- Czyli siedziało tysiąc atletów od Macierewicza, jadło tysiąc kotletów i nie udźwignęli tego - dodał. Dorn podkreślił jednak, że jego napoważniejszy zarzut nie dotyczy tylko merytorycznej strony pracy komisji.
- Ta konferencja podkomisji smoleńskiej i te kolejne słowa pana ministra Macierewicza, wszystko wprowadza w obszar groteski. A to była tragedia, dramat - mówił Dorn. Jednocześnie zauważył, że prezes PiS Jarosław Kaczyński pozostaje "wyjątkowo powściągliwy" wobec dotychczasowych ustaleń podkomisji.
- Sądzę, że on po części zdaje sobie sprawę z tego, że obóz władzy pożeglował w tej sprawie w stronę groteski - ocenił Dorn.
Były szef MSWiA odniósł się przy tym do odczytywania apelu smoleńskiego w trakcie wielu różnych uroczystości, jak np. podczas obchodów 333. rocznicy bitwy pod Wiedniem. - Największy, najbardziej brutalny, chamski szyderca z 2010 r. by tego nie wymyślił. A to się dzieje - powiedział były wicepremier.
"Mają kompetencje do przekazywania informacji"
Były polityk PiS komentował także sprawę rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza, który na własną prośbę został w poniedziałek zawieszony w swoich obowiązkach przez Antoniego Macierewicza.
Dorn przekonywał, że szef MON umieścił swojego rzecznika w radzie nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej, bo on i Jarosław Kaczyński są politykami "niesłychanie nieufnymi, także wobec swoich".
- Z ich punktu widzenia, dobrze mieć kogoś, kto nie ma żadnych kompetencji merytorycznych, niezależnej pozycji społecznej czy zawodowej i jest "informatorem", tak to nazwijmy - tłumaczył Dorn. - I kompetencje te osoby mają, ale do przekazywania informacji - dodał.
Były wicepremier zastanawiał się też nad przyczynami dymisji ministra skarbu państwa Dawida Jackiewicza.
- Sądzę, że pan prezes Jarosław Kaczyński wielce się wzburzył, bo wyszło na to, przy okazji donosów, że na bardzo wiele posunięć, tworzących się układów, pan minister Jackiewicz nie uzyskał "koncesji". Robił to za plecami - tłumaczył Dorn.
- Jeżeli coś jest uzgadniane z nim (prezesem PiS - red.), to prokurator stanu wojennego Stanisław Piotrowicz może stać się bojownikiem o niepodległą Polskę - podkreślił były wicepremier.
Autor: ts/tr / Źródło: tvn24