Nie do końca jestem zaskoczony decyzją prezydenta o powołaniu sędzi Małgorzaty Manowskiej na pierwszego prezesa Sądu Najwyższego - powiedział w "Faktach po Faktach" sędzia SN Włodzimierz Wróbel. To on podczas Zgromadzenia Ogólnego otrzymał najwięcej głosów spośród kandydatów na to stanowisko. W TVN24 mówił, że "rzeczą bardzo złą" jest sytuacja, w której powołanie następuje "ze złamaniem procedur, z niedopełnieniem warunków konstytucyjnych".
Rzecznik prezydenta Błażej Spychalski poinformował w poniedziałek, że Andrzej Duda zdecydował o powołaniu sędzi Małgorzaty Manowskiej na stanowisko pierwszego prezesa Sądu Najwyższego. Dokonał tego wyboru spośród pięciu sędziów wskazanych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego. W tej procedurze Manowska otrzymała 25 głosów. Inni kandydaci uzyskali: Włodzimierz Wróbel - 50 głosów, Tomasz Demendecki - 14 głosów, Leszek Bosek - 4 głosy, Joanna Misztal-Konecka - 2 głosy.
"Instytucja konstytucyjna staje się politycznym łupem"
Wskazanie przez prezydenta sędzi Manowskiej na pierwszego prezesa Sądu Najwyższego skomentował w "Faktach po Faktach" w TVN24 sędzia SN Włodzimierz Wróbel, który podczas Zgromadzenia Ogólnego otrzymał najwięcej głosów. - Nie do końca jestem zaskoczony tą decyzją - przyznał.
- W trakcie Zgromadzenia Ogólnego mówiłem o tym, że trzeba bardzo ostrożnie postępować w trakcie dochodzenia do wyłonienia kandydatów, by uniknąć wrażenia, że mamy do czynienia z jakąś próbą realizacji politycznego planu, zdobywania przez polityków Sądu Najwyższego - tłumaczył.
- Sytuacja, w której ze złamaniem procedur, z niedopełnieniem warunków konstytucyjnych, powołuje się osobę na stanowisko pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, nie jest rzeczą najlepszą, można powiedzieć, że jest bardzo złą. Stwarza wrażenie, że oto ta instytucja konstytucyjna, jaką jest pierwszy prezes Sądu Najwyższego, staje się jakimś politycznym łupem - powiedział sędzia Wróbel.
"Nawet gdyby pan prezydent miał ochotę mnie powołać na stanowisko pierwszego prezesa, też by nie mógł"
W sobotę grupa 50 sędziów Sądu Najwyższego zaapelowała do prezydenta Andrzeja Dudy o namysł nad powołaniem nowego I prezesa SN. Ich zdaniem, ze względu na skalę uchybień, pozycja przyszłego pierwszego prezesa SN "może być podważana i słaba"
Stanowisko to wyjaśniał w poniedziałkowym programie sędzia Wróbel. - Procedura się nie zakończyła. Po głosowaniach wskazujących, który kandydat ma jak duże poparcie, musi nastąpić coś, o czym mówi konstytucja, to znaczy Zgromadzenia Ogólne musi zaakceptować tych kandydatów i przedstawić ich prezydentowi - mówił. - Niestety, prowadzący te obrady (sędzia Aleksander Stępkowski - red.) nie dopuścił do tego aktu. Ta uchwała nie zapadła. To jest podstawowy feler. To, co konstytucja mówi, że prezydent ma wybrać z tych, którzy zostali przedstawieni przez Zgromadzenie Ogólne, się nie dokonało - wyjaśniał sędzia.
W sobotę, po zakończeniu posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego, sędzia Michał Laskowski tłumaczył, że w czasie obrad doszło do bezprawnego odrzucenia przez przewodniczącego Aleksandra Stępkowskiego wniosku o dokonanie wyboru osoby, która przekaże prezydentowi listę kandydatów wraz z protokołem, a także do bezzasadnego odrzucenia wniosku o podjęcie przez Zgromadzenie Ogólne uchwały o przedstawieniu prezydentowi pięciu kandydatów. - Brak takiej uchwały powoduje, że procedura wyboru nie została zakończona, tym samym brak jest możliwości powołania pierwszego prezesa Sądu Najwyższego - mówił wówczas sędzia Laskowski.
Czy zgodziłby się zostać pierwszym prezesem? "Musiałbym się zastanawiać"
Sędzia Wróbel w "Faktach po Faktach" podkreślił, że bardzo cieszy się z poparcia, jakie uzyskał w czasie Zgromadzenia Ogólnego. - To jest dla mnie ogromny zaszczyt, że tylu sędziów na mnie głosowało. Ale nawet gdyby pan prezydent miał ochotę mnie powołać na stanowisko pierwszego prezesa, też by nie mógł, bo ten podstawowy warunek formalny nie został spełniony - powtórzył gość TVN24.
Dodał, że "musiałby się zastanawiać", co zrobić w sytuacji, gdyby prezydent wskazał na niego i powołał go na pierwszego prezesa. - Mamy do czynienia z dramatyczną historią związaną z funkcjonowaniem Sądu Najwyższego. Głęboko bym się nad tym zastanawiał, co w takiej sytuacji zrobić. Procedura musi zostać zakończona, nie została zakończona - tłumaczył.
- Kompetencje prezydenta do powołania pierwszego prezesa Sądu Najwyższego reguluje konstytucja. To jest akt, który wskazuje na uprawnienia prezydenta. To konstytucja mówi, że Zgromadzenie Ogólne ma przedstawić kandydatów. To jest powtórzone także w ustawie o Sądzie Najwyższym. Nie da się tego w jakikolwiek sposób sprowadzić do faktu, że jakaś grupka sędziów idzie do prezydenta z dokumentem i mówi, że oni na kogoś głosowali albo przewodniczący Zgromadzenia z tym idzie. To są takie dość jednoznaczne wady tej całej procedury - wyjaśniał sędzia Wróbel.
Prezydent "mógłby wybrać kandydata nawet z jednym głosem, gdyby finalnie przedstawiło go Zgromadzenie Ogólne"
Na uwagę, że prezydent nie musi wybrać spośród przedstawionych mu przez Zgromadzenie Ogólne kandydatów tego z największą liczbą głosów, choć tak się działo w poprzednich latach, sędzia przyznał, że prezydent "mógłby wybrać nawet z jednym głosem, gdyby takiego kandydata finalnie przedstawiło Zgromadzenie Ogólne". - To nie jest wykluczone, to też się może zdarzyć. Proszę pamiętać, że głosowanie polegało na pokazaniu, jakie poparcie ma każdy z kandydatów - wyjaśnił.
Dodał, że kolejnym uchybieniem w całej procedurze jest fakt, że "nie ma jeszcze protokołu tego Zgromadzenia". - Nie został jeszcze podpisany, chociaż już doszło do powołania na urząd - zauważył.
"Pierwszy prezes Sądu Najwyższego to nie jest Sąd Najwyższy"
Co w tej sytuacji mogą zrobić sędziowie? - Pierwszy prezes Sądu Najwyższego to nie jest Sąd Najwyższy. Bez tego Sąd Najwyższy będzie funkcjonował, będzie wydawał orzeczenia. Sędziowie Sądu Najwyższego będą w dalszym ciągu pracować. Natomiast ten problem, obciążenie, jakie ciąży na osobie, która podjęła się pełnienia tej funkcji z rąk pana prezydenta w sytuacji tak gigantycznych wad prawnych, będzie miało pewnie swoje konsekwencje - ocenił Wróbel.
- Pewnie nie tylko w ramach Sądu Najwyższego, ale też zewnątrz będą próby badania, weryfikowania tego, czy ta nominacja jest prawidłowa, czy jest zgodna z prawem. Ja przed tym scenariuszem bardzo głośno przestrzegałem w trakcie Zgromadzenia Ogólnego. Oddanie tego typu kwestii, takich nominacji realizowanych poza procedurą, wbrew procedurze, w ręce takich arbitralnych decyzji polityków, kończy się zawsze źle dla instytucji - skomentował.
Według sędziego, "prędzej czy później będzie dochodzić do politycznych weryfikacji". - To tak łatwo potem wykorzystać, tak łatwo później tym manipulować. Niestety, ten czarny scenariusz się zrealizował - przyznał sędzia Wróbel.
"Nie widzę żadnych powodów, żeby sędzia Laskowski bojkotował fakt, że otrzymał nominację"
W poniedziałek rzecznik prezydenta Błażej Spychalski poinformował również, że prezydent "postanowił powołać, spośród trzech kandydatów wybranych przez zgromadzenie sędziów Izby Karnej, pana sędziego Michała Laskowskiego na stanowisko prezesa Sądu Najwyższego kierującego pracą Izby Karnej".
Sędzia Wróbel skomentował, że "sędzia Laskowski otrzymał wreszcie nominację na prezesa Izby Karnej w sposób absolutnie prawidłowy". - Nie widzę żadnych powodów, żeby jakoś bojkotował fakt, że otrzymał nominację z rąk organu państwowego, jakim jest prezydent. Tylko mogę mu gratulować. Ja się bardzo cieszę, że wreszcie Izba Karna będzie mogła normalnie funkcjonować - powiedział.
"Dzisiaj wszystko może być polityką"
Sędzia Wróbel odniósł się także do wątku z niedzielnego wywiadu Andrzeja Dudy o kryteriach wyboru pierwszego prezesa SN. Prezydent powiedział, że przy podejmowaniu decyzji będzie kierował się doświadczeniem sędziowskim wskazanych kandydatów oraz ich "dotychczasową postawą - czy te osoby otwarcie prezentowały swoje poglądy polityczne czy też nie prezentowały tych poglądów politycznych, zwłaszcza w ostatnim czasie".
- Dzisiaj wszystko może być polityką. Wobec tego każda decyzja, która nie będzie się podobała tym lub innym rządzącym, zostanie zakwalifikowana jako decyzja polityczna, na to nie ma rady - powiedział sędzia Wróbel.
- Czy ja się mieszałem do polityki? Do tak rozumianej polityki pewnie tak. Bo jeżeli się wypowiadamy, czy to orzeczniczo, czy w taki sposób medialny - a uważam, że dzisiaj jest czas także na aktywność sędziowską w tym zakresie, kiedy mamy do czynienia z zagrożeniem dla zasad prawa - to pewnie się wypowiadałem. Zresztą wypowiadałem się za tych rządów i za poprzednich - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24