Droga, którą wybrała pani prezes, wydaje się być nieprawidłowa - powiedział w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 sędzia Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego Bohdan Bieniek, odnosząc się do zamieszania dotyczącego działań pierwszej prezes Małgorzaty Manowskiej, która chciała siłowo przejąć władzę w tej izbie. Mówił też o kulisach tej sytuacji.
Sędzia Bohdan Bieniek mówił o zamieszaniu w Sądzie Najwyższym.
W związku z niewyłonieniem kandydatów na funkcję prezesa Izby Pracy Sądu Najwyższego, do czasu powierzenia tych obowiązków przez prezydenta wybranemu sędziemu, pierwsza prezes SN Małgorzata Manowska upoważniła sędziego Dawida Miąsika do wykonywania czynności związanych z kierowaniem Izbą Pracy - poinformował SN w komunikacie. Wcześniej jednak Manowska ogłosiła, że przejmuje władzę nad Izbą Pracy po tym, jak zakończyła się kadencja jej dotychczasowego prezesa. "Starzy" sędziowie Izby protestowali i podkreślali, że według przepisów obowiązki prezesa Izby powinien objąć sędzia Miąsik.
Sędzia Bieniek o kulisach zamieszania w Sądzie Najwyższym
Sędzia Bieniek był pytany o to, czy jego zdaniem pierwsza prezes SN "przestraszyła się" zapowiedzi ze strony premiera Donalda Tuska o tym, że będzie skierowanie zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w odniesieniu do pierwszej prezes Sądu Najwyższego.
- Myślę, że pani prezes nie jest tak strachliwa, choć nie utrzymuję (z nią - red.) bliższych kontaktów - powiedział.
Mówił także szerzej o przebiegu zdarzeń w ostatnich dniach.
- 3 września, czyli pierwszego dnia, kiedy był wakat na stanowisku prezesa (Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych), jego obowiązki przejął sędzia Dawid Miąsik, który rano przyszedł do pracy i rozpoczął wykonywanie normalnych czynności, wydał jakieś zarządzenia techniczne, porządkowe. Po czym przed godziną 10 wszyscy przewodniczący (wydziałów w Izbie Pracy SN - red.), w tym ja, zostaliśmy zaproszeni przez panią prezes na spotkanie do niej - relacjonował sędzia Bieniek.
- Na tym spotkaniu pani prezes nam oznajmiła, że zamierza podjąć kierownictwo Izby Pracy. My oświadczyliśmy, że to upoważnienie ustawowe jest silniejsze niż decyzja pracodawcy. Przy czym należy pamiętać, że Sąd Najwyższy jest takim autonomicznym podmiotem i primus inter pares, czyli pierwszy prezes Sądu Najwyższego z tego tytułu nie ma żadnych przywilejów w poszczególnych izbach - mówił dalej.
Zapytany, czy w tym momencie zaproszeni przez Manowską do jej gabinetu sędziowie się zbuntowali, odparł, że słowo "zbuntowali" jest zbyt silne. - Ponieważ między sędziami, nawet jeśli zachodzą różnice, ta dyskusja przebiega spokojnie - dodał. - Przedstawiliśmy swoje stanowisko, mówiąc, że artykuł 14 (ustawy o SN - red.), na który powołała się pani pierwsza prezes, nie daje umocowania do przejęcia kierowania Izbą Pracy. Podaliśmy też przykłady z przeszłości, w których dochodziło do takiej sytuacji, że był wakat na stanowisku prezesa izby i wówczas te obowiązki obejmował najstarszy służbą w sądzie, najwyższy przewodniczący wydziału w Izbie Pracy - kontynuował sędzia Bieniek.
- Pani pierwsza prezes powiedziała, że tej interpretacji nie przyjmuje, że to jest, jak określiła, "sięganie lewą ręką do prawego ucha". Akurat ja jestem mańkutem, więc dla mnie sięganie lewą ręką nie jest niczym nadzwyczajnym - mówił dalej.
Dodał, że "ta droga, którą wybrała pani prezes, wydaje się być nieprawidłowa".
Sędzia Bieniek: wydarzenia przebiegałyby tak samo bez względu na ruch premiera
Sędzia Bieniek był też pytany, czy jego zdaniem zapowiedź premiera w sprawie złożenia zawiadomienia do prokuratury miała wpływ na bieg wydarzeń.
- Te wydarzenia przebiegałyby tak, jak to miało miejsce, niezależnie od tego, jakie czynności i jakie oświadczenia złożyły inne najważniejsze osoby w państwie - powiedział.
Padło też pytanie, czy działanie Małgorzaty Manowskiej jego zdaniem rzeczywiście zasługuje na to, aby było przedmiotem śledztwa prokuratury.
- To wyjaśni postępowanie prokuratorskie. Wszystkie organy działają w granicach i na podstawie prawa. Jeśli pan premier uznał, że tutaj są znamiona czynu zabronionego, że doszło do przekroczenia uprawnień, czy niedopełnienia pewnych uprawnień, no to oczywiście śledztwo czy dochodzenie będzie musiało tę kwestię wyjaśnić - powiedział sędzia Bieniek.
Sędzia Bieniek o "jednorazowym hałasie"
Sędzia Bieniek mówił także, że "wbrew temu, co się dzieje w mediach, Izba Pracy wczoraj, dzisiaj i pewnie jutro będzie pracowała normalnie". - Jestem o tym przekonany. Pracownicy i sędziowie wykonują swoje obowiązki. Naprawdę jest cisza i spokój - zapewnił.
- Można powiedzieć, że ta sytuacja z tym zarządzeniem wywoła taki jednorazowy hałas. To tak, jak w spokojnej miejscowości przejedzie samochód i wszyscy zwrócą uwagę, a on przejedzie i zapomnimy o nim, że w ogóle był - dodał gość TVN24.
Sędzia Bieniek: najwyższa pora, aby rozwiązać problem neosędziów
Sędzia Bieniek, który jest też członkiem Komisji Kodyfikacyjnej Ustroju Sądów Powszechnych i Prokuratury, działającej przy ministrze sprawiedliwości, mówił szerzej o sytuacji dotyczącej Sądu Najwyższego.
- Pora chyba najwyższa, żeby już podjąć kroki, aby usunąć tę sytuację, jaka panuje nie tylko w Sądzie Najwyższym, ale również w sądach powszechnych, czyli wyjaśnić problem związany z tak zwanymi neosędziami. Bo to jest jakby przyczyna, która dzisiaj buduje w Sądzie (Najwyższym - red.) mury, zamiast budować mosty - mówił.
Był pytany o postęp prac w komisji dotyczących przygotowania projektu ustawy, która rozwiązywałaby ten problem. - Prace trwają, spotykamy się regularnie, pracujemy nad projektami, które z tego, co na ostatnim posiedzeniu była mowa, powinny być gotowe pod koniec września, może na początku października - powiedział.
- Ten podział musi zostać zakopany. Komisja do tej pory przyjęła stanowisko, w którym proponuje, aby powtórzyć konkursy na stanowiska sędziów powołanych przez Krajową Radę Sądownictwa, ukształtowaną w składzie, jakim obecnie funkcjonuje. Gdyż nie był to organ niezależny i bezstronny. Nie był to organ, o którym mowa w konstytucji. Jego wnioski do głowy państwa o powołanie do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego były ułomne, a zatem nie doszło do skutecznego nawiązania stosunków służbowych - wskazywał.
Dopytywany, czy to oznacza, że cały proces powoływania tych sędziów de facto powinien zacząć się od początku, odparł: - Takie jest stanowisko komisji. To nie oznacza, że ono jest równoznaczne z moim stanowiskiem. Mógłbym powiedzieć językiem medialnym, że nie jestem jastrzębiem w tej komisji, ale może to wynika z faktu, że orzekam w sprawach ubezpieczeń społecznych, a sędzia z tej materii zazwyczaj jest dużo łagodniejszy w swoich decyzjach.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24