- Dobrze by było, gdyby prezes Najwyższej Izby Kontroli najpierw oczyścił swoje dobre imię, a dopiero później myślał o powrocie (do pracy - red.) - stwierdził w "Jeden na jeden" rzecznik rządu Cezary Tomczyk. Decyzję Krzysztofa Kwiatkowskiego o powrocie do pracy określił mianem "średnio szczęśliwej".
Tomczyk podkreślił, że decyzja o powrocie do pracy była suwerenną decyzją Kwiatkowskiego, nie konsultowaną z rządem, gdyż takiej podległości między radą ministrów a NIK nie ma. - Jest on przedstawicielem niezależnego organu, który jest rozliczany i kontrolowany przez polski Sejm - wyjaśnił. - Wszystkie klucze do decyzji posiada polski parlament.
I stwierdził: - Uważam, że na pewno powinno dojść do spotkania z organami Sejmu i pewnie pan prezes Kwiatkowski też będzie chciał przed Sejmem bronić się z tych zarzutów, które są mu stawiane.
Tomczyk nie wiedział, czy do wystąpienia Kwiatkowskiego przed Sejmem mogłoby dojść jeszcze przed wyborami. Pytany, czy premier Ewa Kopacz zamierza spotkać się z Kwiatkowskim osobiście, Tomczyk stwierdził, że "nic o tym nie wie".
"Najpierw oczyścić swoje dobre imię"
Rzecznik rządu zaznaczył, że dotychczas NIK cieszyła się dużym zaufaniem publicznym, choć decyzja prezesa o powrocie do pracy "jest średnio szczęśliwa". - Powinien to jeszcze raz rozważyć - ocenił, pytany o to, czy prezes NIK powinien się ponownie zawiesić w obowiązkach.
- Dobrze by było, gdyby prezes Najwyższej Izby Kontroli najpierw oczyścił swoje dobre imię, a dopiero później myślał o powrocie (do pracy - red.) - ocenił.
Kłopoty Kwiatkowskiego
Prezes Najwyższej Izby Kontroli Krzysztof Kwiatkowski w ubiegły piątek powrócił do wykonywania swych konstytucyjnych obowiązków, spotyka się z szefami delegatur NIK. Kwiatkowski argumentował swoją decyzję tym, że uda mu się obalić zarzuty i udowodnić swą niewinność.
Z końcem sierpnia Kwiatkowski wyłączył się z nadzorowania prac Izby. Miało to związek z decyzją prokuratury, która złożyła do Sejmu wnioski o uchylenie immunitetów prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego oraz posła, szefa klubu PSL Jana Burego. Obu funkcjonariuszom publicznym prokuratorzy chcą przedstawić zarzuty. W przypadku prezesa NIK chodzi o zarzuty, "niezgodnego z prawem wpływania na przebieg konkursów na szefów delegatury NIK w Rzeszowie i w Łodzi, a także wicedyrektora departamentu środowiska w NIK".
W przypadku posła PSL chodzi o zarzuty "nakłaniania wysokich rangą funkcjonariuszy publicznych do niezgodnego z prawem wpływania na wyniki kontroli na stanowiska szefa delegatury NIK w Rzeszowie i wpływania na wyniki kontroli prowadzonej przez NIK w jednej z podkarpackich gmin" - podał rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk.
Beata Szydło na barce populizmu
Tomczyk był pytany także o piątkową propozycję PiS, by podnieść minimalną stawkę godzinową do 12 zł jeszcze w tej kadencji Sejmu. Stwierdził, że Beata Szydło wzorowała się na programie wyborczym PO i "czerpie od najlepszych", ale jej pomysł ma małe szanse na realizację, bo nie ma na to czasu. Wyjaśnił, że w przyszłym tygodniu odbędzie się ostatnie posiedzenie Sejmu w obecnej kadencji, na którym będą rozpatrywane wyłącznie poprawki Senatu.
- Szkoda, że Prawo i Sprawiedliwość, mając 4 lata na dobre pomysły, nie zrobiło nic, żeby złożyć podobny projekt ustawy - stwierdził. Dodał, że warto przyjrzeć się tej ustawie, ale szkoda, że "robi się to na 3 tygodnie przed wyborami".
Tomczyk powiedział także, że z wiceprezes PiS Beatą Szydło, która "przyspieszenia nabiera przed wyborami", jest odwrotnie niż z Kopacz, która przez rok sumiennie realizowała obietnice wyborcze z expose. - Ta barka, na której wczoraj była, to symbol populizmu, na której ona już dawno, dawno odpłynęła - nawiązał do czwartkowego wystąpienia Szydło.
Konferencja kandydatki PiS na premiera odbyła się na przystani w Swolszewicach Małych koło Sulejowa (woj. łódzkie). Zorganizowana została na platformie na wodzie. Ustawiono na niej plansze z "niespełnionymi obietnicami" rządu PO-PSL. Szydło mówiła, że "wyspa", na której odbywa się konferencja, to symbol czasu rządzenia PO i PSL.
Autor: pk/tr / Źródło: tvn24