Zawsze na Niego czekała

Źródło:
TVN24
Andrzej na spacerze z synemarchiwum prywatne

Kupiła świece. I serwetki w serca. Obiecali sobie, że zjedzą razem kolację, kiedy wróci. W walentynki na lotnisku w Goleniowie przytulała się do jego trumny. Przyjechali po Niego w komplecie. Tak jak wychodzili na małą stację w Lesięcinie, kiedy wracał do domu z jednostki. Gazety pisały, że została sama z trójką dzieci. Została z pięciorgiem. Bo oprócz Kamila, Kuby i Kacpra były jeszcze Magda i Asia - córki siostry jej męża, które wychowywali razem. Chorąży Andrzej Rozmiarek zginął w Afganistanie. Miał 35 lat. Anna prawie 30. 

Reportaż Brygidy Grysiak o Annie i jej rodzinie jest częścią książki "Śmierć warta zachodu", wydanej z okazji 10-lecia Fundacji Dorastaj z Nami. Dochód ze sprzedaży zostanie przeznaczony na wsparcie jej podopiecznych, dzieci bohaterek i bohaterów, którzy zginęli na służbie. 

Jest niedziela. Wielkanoc, świętują nasi prawosławni przyjaciele. Podczas pandemii światu grozi "jeszcze gorszy wirus: obojętnego egoizmu" - mówi papież Franciszek. "Nadszedł czas, by usunąć nierówności, uzdrowić niesprawiedliwość, która podważa u podstaw zdrowie całej ludzkości" - apeluje. Bo przecież z każdego zła może urodzić się dobro. W Kościele katolickim Niedziela Bożego Miłosierdzia. W wielkich świątyniach - pięcioro wiernych.

Nie więcej. Nie pada. Nie ma słońca. Zachmurzenie małe, miejscami umiarkowane. Ministerstwo Zdrowia przekazuje, że obecność koronawirusa w Polsce potwierdzono u 545 osób. To najwięcej od początku pandemii. Łącznie liczba odnotowanych zakażeń wzrosła do 9287. Ministerstwo Zdrowia informuje o śmierci 13 osób. Łącznie zmarło ich już w Polsce 360. 360 rodzin straciło kogoś bliskiego. Mamę, tatę, babcię, dziadka, córkę, syna, miłość swojego życia.

Na całym świecie potwierdzono ponad 2 miliony 300 tysięcy zakażeń. Zmarło ponad 160 tysięcy ludzi. 160 tysięcy rodzin straciło kogoś bliskiego. Mamę,tatę, babcię, dziadka, córkę, syna, miłość swojego życia. Wszyscy umierali w samotności. Jest niedziela.

W telewizji mówią, że koronawirus zamknął w domu już prawie 4 miliardy ludzi. Rolling Stones właśnie zagrali koncert on-line. Każdy ze swojego domu. Życie przeniosło się do sieci. Bardziej niż wcześniej. I bardziej na serio. W sieci lekarze i pielęgniarki proszą o sprzęt i szacunek. W Polsce nie brakuje respiratorów. Brakuje rąk do pracy w domach opieki dla starych ludzi. Pielęgniarki dostają wezwania. Jak w wojsku. Prokuratura grozi lekarzom paragrafami. Na ekranie.

Wszędzie szyją maseczki. W kwiaty i kratę, czasami gładkie z kieszenią na filtr, czasami bez.

Jest niedziela. Dzwonię do Anny. Do Węgorzyna, niewielkiego miasteczka na Pomorzu Zachodnim. Anna też szyje maseczki. Szyją je razem z koleżanką. Odkąd pierwszy raz usłyszały, że maseczek brakuje, a jak nie brakuje, to nie każdego na nie stać. Szyją więc i rozdają.

- Moja koleżanka dostaje materiały od różnych ludzi - mówi. - A potem my szyjemy w domu i rozdajemy. Do szpitali, do fundacji różnych albo mieszkańcom rozdajemy po prostu, po sąsiedzku. Oni też potrzebują. Każda szyje w swoim domu - dodaje.

- Ile już uszyłyście? - pytam.

- Ja szyłam jakieś dziesięć maseczek na godzinę - mówi po chwili. - Na początku liczyłyśmy, ale po stu osiemdziesięciu przestałyśmy - powiedziała. Mówi, że od początku pandemii mogły uszyć kilkaset, może nawet więcej niż tysiąc maseczek. Z tunelem na drucik, żeby się lepiej trzymały. Z kieszonką na filtr, bo te bez filtra chronią mniej. Anna mówi, że lubi szyć maseczki.

Pytam, czy mogę je zobaczyć. Przymierza i pozuje do kamery w komputerze. Śmieje się. Ma piękne, dobre oczy. Dzięki maseczce są jeszcze bardziej wyraziste. Jest drobna, ma czarne włosy spięte w kucyk, kwiecistą koszulę i bardzo pogodną twarz. Jedenaście lat temu jej mąż zginął w Afganistanie. Gazety pisały, że została sama z trójką dzieci. Została z pięciorgiem. Bo oprócz Kamila, Kuby i Kacpra były jeszcze Magda i Asia - córki siostry jej męża. Ich tata zginął w wypadku, a mama nie mogła się nimi zajmować.

Kilka lat wcześniej Anna i Andrzej wzięli je do siebie. - Kiedy żołnierze przyjechali wtedy do domu, żeby mi powiedzieć, że Andrzej nie żyje - wspomina - Magda zapytała, czy ja ich teraz nie zostawię. Bała się, że je oddam, że bez Andrzeja nie dam rady. Powiedziałam, że nigdy ich nie oddam, że dopóki mama nie będzie mogła się nimi zająć, zawsze będą ze mną - tłumaczy.

Anna mówi, że stanęła wtedy na baczność. Jakby na rozkaz męża. Nie wierzyła, że on nie żyje. Powiedzieli, że wypadek, więc zaczęła się ubierać w pośpiechu. Chciała jechać do szpitala. Nie wierzyła, że zginął. Ale wiedziała, że cokolwiek się stało, musi dać radę. Bo ma pięcioro dzieci.

Byłam na niego zła, że mnie zostawił, że on umarł, a ja muszę żyć…

Gdyby koronawirus nie zamknął nas w domach, pojechałabym do Węgorzyna. Zapukałabym do jej drzwi, popatrzyła w oczy, dotknęła jej straty i życia po stracie. Dziś oglądam to na ekranie. I na zdjęciach, które mi pokazuje.

Kiedy jej mąż zginął w Afganistanie, miała prawie 30 lat. Chłopcy mieli 10, 7 i 3 lata. Dziewczynki – 12 i 9. Na zdjęciach oglądam sceny z ich uśmiechniętego życia. - Nie zawsze było uśmiechnięte - mówi Anna. Ale zaraz dodaje, że tego nieuśmiechniętego dziś już nie pamięta. Widzę dzieci na rowerach, na sankach w lesie. Kamil, który dzisiaj ma 21 lat, kiedy zapytam go o najlepsze chwile z tatą, właśnie o tych sankach będzie mi opowiadać.

Mieszkali wtedy w Lesięcinie, siedem kilometrów za Węgorzynem, gdzie mieszkają teraz. Mieli swoje trasy w lesie. Zdjęcia z tego lasu oglądam teraz na zoomie. Kolejne zdjęcie. Tata z małym Kacprem w wózku, za nimi biegnie Kuba. Przy wózku uśmiechnięta dziewczynka z blond warkoczem. To Magda. W tle widać tory. Na innym zdjęciu tata z plecakiem, obok Kamil. Coś opowiada tacie.

- Wracają ze stacji kolejowej - tłumaczy Anna. – Całą rodziną wychodziliśmy po Andrzeja na stację, kiedy wracał z jednostki. On codziennie jeździł kolejką do Stargardu. A potem my wychodziliśmy po niego. I razem wracaliśmy do domu. Każde dziecko brał na barana. Po kolei. Takiego zdjęcia nie ma - mówi.

Pytam Annę o trzy obrazy, które ma przed oczami, kiedy wspomina męża. Jeden to te spacery na stację i z powrotem. Mówi, że zawsze na niego czekała i zawsze wracał. Może dlatego tak trudno było jej uwierzyć, że z misji w Afganistanie do niej nie wrócił. Uwierzyła dopiero wtedy, kiedy przyjaciele z wojska przywieźli do domu jego obrączkę.

Portret Andrzejaz archiwum Centrum Weterana Działań Poza Granicami Państwa

- Do mnie dopiero dotarło, że Andrzej nie żyje, jak chłopaki wróciły z misji - mówi. - To było jakieś trzy miesiące po pogrzebie. Wróciły bez niego. I wtedy do mnie dotarło, że jego z nimi nie ma. A ja podświadomie czekałam. Patrzyłam na zdjęcie i myślałam, że wróci. Choć przecież przytulałam się do jego trumny. Zobaczyłam tę obrączkę i byłam na niego zła, że mnie zostawił, że on umarł, a ja muszę żyć - powiedziała.

Obraz drugi to wspólne wycieczki. Anna opowiada, że często z dziećmi wyjeżdżali. Odwiedzali rodzinę, jeździli na biwaki, nad jezioro Woświn w Cieszynie, do Stargardu. - Mąż pilnował tego, żebyśmy jeździli też do jednostki - mówi. - Kuba bardzo to lubił. Kochał wojsko. Anna pokazuje zdjęcie małego Kuby w mundurze.

Ale to najstarszy Kamil jest dziś w wojsku. Prawie. - Nie jestem jeszcze w jednostce, w rezerwach jestem - mówi Kamil. - Nie zdążyłem wyleczyć zębów i dlatego się nie dostałem. A teraz z powodu koronawirusa nie przyjmują. Jak wirus się skończy, to mnie przyjmą - tłumaczy.

Chciałby bardzo, bo innej pracy sobie nie wyobraża. Mówi, że pracował w różnych miejscach, ale praca w cywilu to nie dla niego. Pytam, czy to z powodu taty? Stanowczo zaprzecza. Wybrał tę samą jednostkę, ale chce w niej - jak mówi - pisać swoją historię.

Z Kamilem rozmawiam przez telefon. Mieszka dziś w Szczecinie. Tam pracował. Teraz nie pracuje, bo z powodu koronawirusa nie przedłużyli mu umowy. Cięcia. Rozumie to. Nie ma żalu. Dobrze mówi o firmie i o ludziach, którzy go zwolnili. Dużo jest w nim spokoju.

- Czuję się bezpiecznie, nie mam żadnych zastrzeżeń - odpowiada, kiedy pytam, jak daje radę bez pracy. - Jestem w tej dobrej sytuacji, że mam stypendium i rentę wojskową. Mama też zawsze pomoże - dodaje. W tle słyszę śpiew ptaków i głosy dzieci. Mówi, że stoi przed blokiem.

O wyprawach po tatę na stację kolejową też opowiada. Dobrze je pamięta. Ale chyba jeszcze lepiej pamięta dni, kiedy razem z tatą i Kubą o czwartej rano szli na tę samą stację i jechali kolejką do jednostki. - Tata robił nam takie wycieczki - opowiada. - Zabierał nas we dwóch do Stargardu albo do Szczecina. Patrzyliśmy, jak pracuje. Większość dnia spędzaliśmy w biurze. Był szefem kompanii. Fajnie było - wspomina.

Mówi, że mógłby iść na rozpoznanie. Na misje też by chętnie pojechał. - Ale tego nie mogę zrobić mamie - ucina i milknie na chwilę. - Drugi raz by tego nie przeżyła - zauważa. Mówi, że to ona zabrała go na pierwszy trening piłki nożnej. Innych zabierali ojcowie. To ona była na przysiędze.

-  To były takie momenty, kiedy zazdrościłam żonom, których mężowie wrócili z misji na wózku - przyznaje Anna. Oczy jej błyszczą, kiedy to mówi. Na wózku, ale przeżyli. - Chciałabym, żeby on na tym wózku z nami został wtedy. Żeby mógł widzieć, jak chłopcy dorastają, co robią, co myślą. Żeby pojechał z nami na ten trening, podał piłkę, i na tę przysięgę. Kamil wcześniej nie mówił nic, ale jak poszedł do wojska i zobaczył, że inni ojcowie na przysięgę przyszli, a jego taty nie było, to widziałam, że było mu ciężko. I takie chwile się będą zawsze ciągnąć za nami. Bo potem wnuki się urodzą, a jego nie będzie - opowiada.

- Nie jestem na niego zły - tłumaczy mi Kamil. - To przecież nie jego wina, że nie wrócił. Nieraz sobie gadamy, jak przyjdę na cmentarz, to normalne - dodaje.

Normalne - potwierdzam. - I co mu opowiadasz? - pytam.

- Opowiadam, co się dzieje u mnie. Takie prywatne sprawy. Przyjechałem do niego po mojej przysiędze, rok temu, w maju. Nie, dwa lata temu. Jak ten czas szybko leci - mówi.

Lepił ze mną pierogi

Mieszkali w bloku, w Lesięcinie, niewielkiej wsi przy linii kolejowej 202 Gdańsk - Stargard. Mieli trzy pokoje. W jednym spali chłopcy, w drugim dziewczynki i osobno Anna z Andrzejem. Grillowali na podwórku. Gotowali razem. Lepili razem pierogi.

To jest ten trzeci obraz, o którym mówi mi Anna, kiedy pytam o trzy, które ma przed oczami, kiedy wspomina męża. - Lepił ze mną często pierogi - opowiada.

- Jakie? - pytam.

- Ruskie, zazwyczaj ruskie. Jak miał wolny dzień, to lepiliśmy. W Afganistanie też je lepił dla chłopaków - mówi Anna i pokazuje do kamery zdjęcie. Andrzej ma na sobie spodnie moro i ciemnozielony podkoszulek. Mąka rozsypana na stole. Bez stolnicy. Na palcu obrączka. Obok reszta obiadu i piwo. Męski świat.

Andrzej lepi pierogi w bazie wojskowejarchiwum prywatne

Anna mówi, że o tym, jakim był żołnierzem i przyjacielem dla chłopaków z jednostki, dowiedziała się dopiero po jego śmierci. Że jako szef kompanii bardzo o nich dbał. Że był dla nich na misji jak matka. Annie też pomagał. Kiedy wracał z jednostki, kąpał dzieci albo robił kolację. Czasami mówił, żeby poszła do koleżanki albo na spacer, żeby chwilę odpocząć. A on zostawał z dziećmi.

Nigdy nie pracowała zawodowo. Pracowała w domu. - Czasami pomagałam bratowej w kwiaciarni - wspomina. - Bardzo mi się to podobało. O tym właśnie była nasza ostatnia rozmowa. Andrzej dzwonił do nas z misji codziennie wieczorem. I z każdym dzieckiem po kolei rozmawiał, i ze mną. Pamiętam, że tego dnia pojechałam właśnie do bratowej. Robiłam z nią bukiety, wieńce. Wróciłam do domu i czekałam na jego telefon. Mówiłam mu, że tak fajnie było pracować. A on na to, że jak wróci z Afganistanu, to muszę pójść do pracy, bo będę mogła się realizować inaczej - wspomina.

Andrzej nie wrócił z misji. Ona nie poszła do pracy. Czas się wtedy zatrzymał.

- Miałem dziesięć lat, jak tata wyjechał na misję - opowiada Kamil. - Dobrze go pamiętam. Był wysoki, silny i spokojny. Lubił żartować. Miał poczucie humoru. Każdemu wymyślał przezwiska. Na mnie mówił: "Księciunio". Może dlatego, że nie zawsze paliłem się do pracy. Kacper był "Siemokiem", bo długo ssał smoka i nie chciał się z nim rozstać. Tylko Kuba nie miał przezwiska. I mama, która była po prostu Anią - mówi.

Anna opowiada, że Magda była "Złotówą", bo kiedy była jeszcze maleńka, to wyciągała rączki po monetę. A Asia była "Achą", bo była charakterna. Córki jej brata nazywał "Osiemnastką" i "Smerfetką". I to wszystko było takie zabawne pozytywnie. Śmialiśmy się - wspomina.

- Czasami się nie dogadywaliśmy - mówi Kamil. - Ale było okej - szybko dodaje.

Podpytuję, w jakich sprawach nie mogli się dogadać. - Czasami poszło o sprzątanie pokoju, takie historie, pewnie stąd ten "Księciunio" - śmieje się Kamil. Raczej się uśmiecha, bo głos staje się bardziej pogodny. Śmiechu nie słyszę. Może dlatego, że o sprawy poważne nie zdążyli się pokłócić.

Czego ich nauczył? - Za bardzo nie mieliśmy czasu, żeby się uczyć siebie - mówi Kamil. - Ale nauczył mnie, nas wszystkich, że rodzina jest najważniejsza, i że trzeba o nią dbać. Gdy dzwonił, zawsze nas pytał, czy pomagamy mamie, czy drewno przynosimy. Był twardzielem. Ale wojska do domu nie przynosił - tłumaczy.

Anna mówi, że nie był całkiem wojskowy. Był dobry i ciepły, ale nie wylewny. Dlatego musiała nauczyć go przytulać i mówić: "kocham". - Nie umiał - uśmiecha się. - Ale się nauczył. Całował dzieci i mówił "kocham" na dobranoc. Czasami zaglądałam za nim, jak wchodził do ich pokoju. Odwracał się i kiedy widział, że ja tam stoję i patrzę, to był taki zawstydzony - dodaje.

Zdarzało się, że krzyknął, tak po wojskowemu, a wtedy Anna mówiła: "Wyjdź i wejdź do domu jeszcze raz". Najpierw się irytował, a potem wychodził i wchodził znowu. Wtedy ona krzyczała. Śmieje się, kiedy to opowiada. A ja próbuję sobie to wyobrazić, tę scenę i też się śmieję, choć wtedy im obojgu nie musiało być wcale do śmiechu. - Wtedy widział, jak to jest - mówi Anna. - I tak uczyliśmy się siebie nawzajem. Ja od niego, on ode mnie - opowiada.

Widocznie tak miało być

- Byłam bardzo młoda, kiedy poznałam Andrzeja - opowiada. - Miałam osiemnaście lat. On był o pięć lat ode mnie starszy. Poznaliśmy się w dyskotece w Lesięcinie. Andrzej przywiózł swojego brata do dziewczyny z wioski. Poprosił do tańca moją koleżankę, ale ona nie chciała, potem drugą, ale ona też nie chciała, a potem poprosił mnie - śmieje się. - I tak już zostało - mówi.

Mówi, że za tydzień znowu przyjechał. I że tamta dziewczyna, do której wtedy przyjechali, dziś jest żoną jego brata. Anna mówi, że Andrzej miał takie bardzo kręcone włosy i że jakoś inaczej wyglądał niż wszyscy. Wtedy był już w wojsku. - Pytał, czy ma w tym wojsku zostać - mówi i zamyśla się. - A ja nie chciałam mu mówić, co ma robić, bo przecież dopiero co zaczęliśmy ze sobą chodzić. I on został w wojsku. W Szóstej Brygadzie Kawalerii Pancernej w Stargardzie. Dwa lata później wzięliśmy ślub, urodził się Kamil, potem Kuba. Potem dołączyły do nas dziewczynki - mówi Anna. - A potem urodził się Kacper. Byliśmy dużą, szczęśliwą rodziną - dodaje.

Kiedy leciał do Afganistanu, odprowadzali go wszyscy w komplecie. Anna bardzo nie chciała, żeby leciał. Już wcześniej chciał lecieć do Iraku, ale został w domu. - Nie dlatego, że ja nie chciałam - mówi. - Nie pojechał z powodu dentysty. Choć potem mówił, że to przeze mnie. A on zębów nie zdążył naprawić. To dlatego. Gdy jego jednostka wróciła z Iraku, on bardzo przeżywał, że tam nie był. Zaraz potem pojawił się plan na Afganistan. To było jego marzenie - wyjaśnia.

Andrzej chciał pojechać na misję nie tylko dlatego, żeby zobaczyć, jak tam jest i coś przeżyć. Chciał kupić dla rodziny nowy samochód. Duży, żeby wszyscy się pomieścili i żeby na te wycieczki już nie jeździli tylko pociągami. Z pięciorgiem dzieci to przygoda, ale samochodem wygodniej. Miał plan. To miała być pierwsza jego misja.

- Nie chciałam, żeby nas zostawiał - opowiada Anna. - A on mnie uspokajał, że misja bezpieczna, że nie będzie z bazy wychodzić, bo jest szefem kompanii, a szef kompanii siedzi w bazie i dba o chłopaków. Uwierzyłam - mówi. Mimo to budziła go w nocy i pytała: "Ale obiecasz, że nie pojedziesz?". A on się śmiał, odwracał na bok i mówił tylko: "Daj mi spać". Anna zaczęła być spokojna. Mówi, że on ją tak uspokoił.

Razem z nim lecieli przyjaciele. - Marcin też jedzie, wszystko będzie dobrze - uspokajała Annę przyjaciółka. - Jej mąż był w Iraku i leciał do Afganistanu. I ja przestałam już mówić, żeby nie jechał - mówi Anna. - A jak ja przestałam, to on zaczął się szykować do wyjazdu, poligony robić, mnie i dzieci przygotowywać - wspomina.

Czy żałuje, że przestała mówić, żeby nie jechał? - Nie, bo to by pewnie niczego nie zmieniło - tłumaczy. - Widocznie tak miało być. Nie wiem dlaczego. Ale widocznie tak - dodaje.

- Jak dzieci przeżywały te przygotowania? - pytam.

- Dzieci wiedziały, że tata jest żołnierzem i że jedzie na misję - odpowiada. - Ale czy były świadome, że tata na wojnę jedzie, to nie wiem, chyba nie - mówi.

Na lotnisko w Goleniowie pojechali w komplecie. Tak jak na tę stację chodzili w komplecie, a potem czekali, kiedy wróci z pracy. Tylko teraz tata leciał daleko. Było radośnie. Anna mówi, że jakby na poligony jechał, a nie na wojnę. Dzieci się cieszyły. Tylko ona nie mogła się z mężem rozstać. Pamięta, że wszyscy się już pożegnali i odeszli, a ona ciągle się w niego wtulała. - Jak wróciliśmy do domu, to mój brat chciał włożyć jego kapcie, ale ja powiedziałam, że nie, bo one mają tam czekać na niego. Choć przecież nie jestem taka. Byłam zła, że postawił na swoim. Bałam się - opowiada.

Jest wtorek. Zima, luty. Kilka dni do walentynek. Anna mówi, że kupiła świeczki i serwetki w serca. Mówiła nawet o tym Andrzejowi, że kiedy wróci, zrobią sobie kolację. Mówiła kilka dni wcześniej. We wtorek przyjechała babcia Anny. Anna podała obiad. I poszła szukać rachunków w szufladzie, gdzie zawsze były. Chciała zrobić opłaty. Kamil pamięta, że właśnie wtedy ktoś zapukał do drzwi. Anna podeszła do drzwi z tymi rachunkami.

Kiedy zobaczyła w progu kolegów Andrzeja z jednostki, ani przez chwilę nie przyszło jej do głowy, że stało się coś złego. - Wcześniej mówili, żeby spakować paczkę. Bo będą wysyłać i że jak zawiozę do Stargardu, to oni zabiorą do bazy. Myślałam, że oni jednak po tę paczkę przyjechali. I ja tak się uśmiecham do nich, oni się uśmiechnęli do mnie - opowiada.

Powiedzieli, że Andrzej miał wypadek. Anna zaczęła się ubierać. Chciała jechać do szpitala. - Mówię babci, że zostanie z dziećmi, a ja jadę - opowiada. - Tylko gdzie? I wtedy powiedzieli mi, że Andrzej nie żyje. Strasznie się trzęsłam. Bo ja zwykle nie płaczę, tylko się trzęsę. Dzieci biegały, babcia płakała. Nie docierało do mnie zupełnie. Chciałam się zbierać i jechać tam do niego - dodaje.

Kamil pamięta, że jedli obiad, że mama płakała, że była z nimi prababcia. I że potem przyjechał wujek. - Wszystkich przyjaciół taty do dziś nazywamy wujkami - mówi. - Potem przyjechała rodzina. Myśleliśmy, że to się nie dzieje naprawdę - dodaje.

Ale działo się. Anna pamięta, że Kuba w nerwach mówił: "Po co on tam pojechał, wiedziałem" - cytuje syna. - Może coś przeczuwał. Ale ja tego nie wiedziałam - zwraca uwagę.

Zdjęcie z młodymi pyszczakami

"Tragedia w Afganistanie" - informują media. "Zginął polski żołnierz". "Chorąży Andrzej Rozmiarek to dziewiąty żołnierz z Polski, który zginął podczas misji w Afganistanie". Piszą, że wypadek wydarzył się w Ghazni, że żołnierze z zespołu bojowego wykonywali zadanie transportowo-logistyczne. Że jechali do operacyjnego centrum koordynacyjnego w samym mieście i że miało to związek z wymianą pełniących tam służbę żołnierzy.

Podpułkownik Dariusz Kacperczyk z Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych informuje dziennikarzy: "W drodze powrotnej do bazy przed humvee polskich żołnierzy gwałtownie wjechał bus wypełniony pasażerami, nie zachowując należytej ostrożności. Kierowca pojazdu - chcąc uniknąć zderzenia - wykonał gwałtowny skręt, w konsekwencji pojazd stracił stabilność, wywrócił się i koziołkował".

Ktoś pisze, że sprawca wypadku uciekł, ale są świadkowie. Ktoś inny dowiedział się nieoficjalnie, że kierowca "próbował hamować, ale hummer stracił stabilność i stoczył się ze skarpy przy drodze, gdy koziołkował, urwała się wieżyczka, a żołnierz wyleciał z pojazdu i zginął na miejscu". Są też ranni. Zostali przetransportowani do bazy w Ghazni. "Dwóch z nich drogą powietrzną ewakuowano do szpitala w Bagram". "Okoliczności wypadku bada Żandarmeria Wojskowa i Prokurator Wojskowy".

Są też statystyki. Stan na wtorek 10 lutego 2009 roku: "Łącznie w Afganistanie śmierć poniosło 1064 żołnierzy ISAF. Ponad połowa ofiar to żołnierze USA".

Piszą, że rodziny zmarłego i rannych żołnierzy zostały poinformowane o zdarzeniu.

Anna leży na łóżku i nie ma siły wstać. Wtedy chłopcy przychodzą do niej po kolei i każą sobie robić kanapki. Wstaje i robi kanapki. Choć mógł je zrobić ktoś inny. - Oni mnie z tego wyciągali - mówi Anna. - To dzięki nim dałam radę - dodaje. O szczegółach tego wypadku nie chce rozmawiać. Mówi, że Andrzej nie zginął na miejscu, jak pisali w gazetach. Ci, którzy byli tam razem z nim, na początku myśleli, że jemu nic poważnego się nie stało. Tak jej opowiadali. I że kiedy jechali już do szpitala, mówił, że mu zimno w nogi. Miał krwotok wewnętrzny. Mówi, że nie ma do nikogo żalu.

To samo twierdzi Kamil. Mówi, że chciałby się nawet spotkać z tym żołnierzem, który wtedy prowadził hummera. Ale on nigdy się z nimi spotkać nie chciał. Anna dodaje, że nie mógł jej spojrzeć w oczy, kiedy mijali się podczas wojskowych uroczystości. Mówi, że dla niego i jego rodziny to też musiał być dramat. Nie ma żalu.

Tak jak wychodzili po niego na stację w Lesięcinie, tak pojechali razem na lotnisko w Goleniowie. Przyleciał wojskową CASĄ. Była sobota, walentynki. Przylecieli z nim koledzy, z którymi służył w Afganistanie. Anna mówi, że chcieli od razu robić pogrzeb, ale poprosiła, by dali jej jeszcze jeden dzień, żeby mogła się pożegnać. Pogrzeb zaplanowali na niedzielę.

"Świetny żołnierz, wspaniały ojciec i mąż" - mówili dowódcy nad trumną. Trumna stała na katafalku, na płycie lotniska. Na niej biało-czerwona flaga, przed nią zdjęcie Andrzeja. Ładne.

Anna mówi, że niewiele pamięta. Kuba na pewno chciał do domu. Pojechał z babcią. Było dużo ludzi i bardzo oficjalnie. To było dla niego zbyt wiele. - Chciałam jechać koniecznie z trumną w tym samochodzie - wspomina. - Bardzo ich o to prosiłam. Mówią: "Nie zmieścisz się tam", a ja, że się zmieszczę. I siedziałam tam z boku, wciśnięta między drzwi samochodu a trumnę. I tak jechałam z nim z tego lotniska do Węgorzyna. I słyszałam, jak on mnie przeprasza, że jednak pojechał na misję, choć ja nie chciałam - wspomina.

W niedzielę był pogrzeb. Anna mówi, że wzięła ze sobą te świece, które kupiła na walentynki. Do trumny włożyła zdjęcia. Ich wspólne, ze wszystkimi dziećmi. I kilka jego ukochanych rybek. Mieli w domu ogromne akwarium. Andrzej był specjalistą od ryb. Zanim wyjechał na misję, próbował przekonać Annę, że pyszczaki ukrywają w pysku swoje jaja, a potem młode ryby. Że tak chronią je przed drapieżnikami i zwiększają ich szanse na przeżycie. On je widział, ale Anna zobaczyć ich nie mogła. Kiedy był w Afganistanie, zobaczyła je. I ktoś zrobił nawet zdjęcie. To zdjęcie z młodymi pyszczakami włożyła mężowi do trumny.

Lokalne gazety pisały, że w uroczystości wzięli udział szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Szczygło i wiceszef MON Stanisław Komorowski. "Po mszy w parafialnym kościele żołnierze odprowadzili na cmentarz trumnę umieszczoną na armatniej lawecie".

Prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył Andrzeja pośmiertnie Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Gwiazdą Afganistanu. Szef MON awansował go do stopnia starszego chorążego sztabowego.

Anna mówi, że to nie te odznaczenia były dla niej najważniejsze, ale te, które potem żołnierze z jednostki przywieźli do domu. Andrzej trzymał je w szufladzie. Żadnym się nie pochwalił. One są dla niej i dla dzieci dzisiaj najważniejsze.

Kiedy rozmawiamy o pogrzebie, do pokoju wchodzi moja córka. Ma sześć lat. Wita się z Anną. Mówi: "Dzień dobry". Uśmiecha się do ekranu i znika za drzwiami. Anna też się uśmiecha. Jest silna. Kamil mówi, że dlatego dali wtedy radę. Że starał się pomagać mamie, kiedy było jej ciężko. Choć miał tylko 10 lat. Ale wiedział, że on jest najstarszy z chłopców. Mówi, że myślał też o nich. Że nie myślał wtedy o sobie. I starał się nie myśleć o tym, co się stało.

- Mama była wtedy smutna - mówi. - Ale potrafiła się wziąć w garść i opiekować się nami. Wszystko było w porządku - dodaje. Kamil powtarza to kilka razy. Że wszystko było w porządku.

Anna opowiada, że Kacper już po pogrzebie chciał tatę wykopać wiaderkiem i łopatką. - Chodziłam z nimi do psychologa - opowiada. - Kuba bardzo się buntował. Potrafił zamazać moje zdjęcie. Miał żal, że nie przekonałam taty, żeby nie leciał na misję. Strasznie mnie to bolało. Ale pani psycholog mi wyjaśniła, że to jest normalne, że dzieci przeżywają to po swojemu - tłumaczy.

Wracaj już do dzieci

Ona przeżywała po swojemu. Mieszkała sama z dziećmi. Rodzina dojeżdżała i pomagała. Pomagali też przyjaciele z wojska. Przez pół roku trzy razy dziennie chodziła na cmentarz. Mówi, że żyła tak, jakby była w innym świecie. – Odwiozłam dzieci do szkoły, i na cmentarz – opowiada. – Potem zrobiłam obiad, i znowu na cmentarz. Wieczorem przyjeżdżała kuzynka, żeby zostać z dziećmi, a ja znowu na cmentarz. Nawet o północy czasami jechałam. Żeby tylko być przy nim choć chwilę - mówi.

Bardzo tęskniła. Pamięta, że kiedy stała nad grobem, to słyszała, jakby mówił do niej: "Wracaj już do dzieci". A ona mówiła mu: "Jeszcze chwilę i idę". "I on znowu. I ja znowu". Uśmiecha się, kiedy to opowiada. Wie, że tamten czas i tamte emocje ma już za sobą.

– Spod bramki wracałam, sprawdzać, czy znicz się na pewno pali – mówi. – Bramki pilnowałam. Bo jak otwarta, to pies może wbiec. A jak zamknięta – to jak Andrzej wróci tam z powrotem? Dzisiaj, jak o tym myślę, to myślę, że to było szaleństwo, ale było. Każdy z nas przeżywa taką stratę inaczej i ma do tego prawo - dodaje.

Andrzej zginął w lutym, a w lipcu Anna skończyła trzydzieści lat. Obiecał jej trzydzieści czerwonych róż na urodziny. Trzydzieści herbacianych róż przyniosła jej bratowa. Anna pokazuje mi zdjęcie. Piękny bukiet.

Anna mówi, że dopiero po śmierci Andrzeja dowiedziała się, jakim był żołnierzem i jakim był szefem dla kolegów z kompanii. Wojska do domu nie przynosił.

Chciałem mu podać dłoń i nie zdążyłem

Dzwonię do jego przyjaciela, też Andrzeja, z którym był w Afganistanie, a wcześniej przez dziesięć lat służył w batalionie czołgów Szóstej Brygady Kawalerii Pancernej w Stargardzie Szczecińskim. Andrzej mieszka w Stargardzie naprzeciwko jednostki. Mówi, że nie planował, ale tak wyszło.

– Andrzej był wyższy przynajmniej o pół głowy, ale jeszcze się mieścił w czołgu – śmieje się. – Na czołgach razem pracowaliśmy. Piliśmy wódeczkę, niejedna chwila, niejeden poligon. To nie było tak, że chodziliśmy po lesie, rozmawialiśmy o pogodzie i zbieraliśmy szyszki. Nie byliśmy tacy idealni - mówi.

Dobrze się go słucha. Słychać, że wraca pamięcią do chwil, które są dla niego ważne. – On był bardzo powolny – mówi o przyjacielu. – I w tym sensie inny niż my. Nawet jak przeklinał, to bardzo wolno, śmiesznie to brzmiało – dodaje i łamie mu się głos. Czas niby goi rany – tłumaczy – ale nie do końca.

Tamtą misję pamięta, jakby to było wczoraj. – Ścigaliśmy się, kto pierwszy odpali czołg, kto pierwszy ruszy i takie tam. Miał przezwisko "Rakieta" – mówi. Zanim zapytam dlaczego, Andrzej wyjaśnia. – Wszystko robił wolniej. Na wszystko miał czas. Ja wszędzie pierwszy. Pierwszy do sprzątania, do służby i pierwszy głupi. A on odwrotnie - tłumaczy.

Spali obok siebie, łóżko w łóżko. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Ostatni raz widzieli się dzień wcześniej, wieczorem. – Herbatkę wypiliśmy – mówi. – Pogadaliśmy.

– O czym? – pytam.

– O niczym chyba – odpowiada. – To jak w małżeństwie. Dziś jest cisza, a za trzy dni tyle tematów, że się nagadać nie można. On był szefem kompanii, ja byłem w grupie plutonu, wyjeżdżałem więc z bazy codziennie. Andrzej zabezpieczał dla nas wszystko. Siedział w bazie, czasami gdzieś tam wyjechali, na patrol, żeby zobaczyć, jak wygląda okolica - wyjaśnia.

Andrzej tłumaczy, że szef kompanii na misji ma takie same zadania jak w Polsce. – Jest jak matka – śmieje się. – Jak żołnierz czegoś nie ma, to idzie do szefa. Jak szef ma, to da. Andrzej robił tak, żebyśmy mieli wszystko, czego nam trzeba. Gotował nam też. I ciasto załatwiał od naszych przyjaciół Amerykanów – mówi.

– Co gotował? – pytam.

– Rosół dobry gotował, żeberka – wspomina. – Grochówkę na żeberkach wędzonych robił. Albo kiełbasę z cebulką smażył, jak w Polsce czasami. Lepił też pierogi. Ruskie. Jak w domu. Jak na tamtym zdjęciu. Tego feralnego dnia nie widzieliśmy się – mówi. Głos mu się łamie znowu. – Była chyba trzynasta albo czternasta, kiedy wracaliśmy. Po drodze widzieliśmy naszych, jak zabezpieczają teren - wspomina.

Cisza. Andrzej płacze. Nie przerywam i nie pytam o więcej.

Sam mówi po chwili. – Ten hummer tam leżał. Na przewróconej wieży była nasza flaga. Zatrzymaliśmy się. Od słowa do słowa i tak się okazało, że tam był Andrzej. I ja już wtedy czułem, że on nie żyje. Jak wróciliśmy do bazy, to już wiedzieliśmy na pewno. Wie pani, z tego miejsca do bazy było ze trzysta metrów - opowiada. Płacze. – Tyle im zabrakło. Lekka górka, zakręt i baza. Prawie już w domu. Andrzej widział bazę na pewno i wiedział, że zaraz będą w bazie - dodaje.

Mówi, że ciężko mu się z tym pogodzić. On poleciał do Iraku wtedy, kiedy Anna nie zgodziła się, żeby Andrzej leciał razem z nimi. I Andrzej zawsze mówił do niej: "Widzisz, Andrzej poleciał i wrócił. I wszystko dobrze jest".

– Chciał ten samochód kupić, pamiętam. Volkswagen Sharan chyba to był wtedy, taki dla rodziny, duży, wygodny. On nie poleciał na tę misję dla wrażeń - mówi.

Opowiada, że odprowadzał przyjaciela do Bagram, do kostnicy na amerykańskim lotnisku. Miał lecieć na pogrzeb, ale w ostatniej chwili coś się zmieniło i został w bazie. – Teraz jak na to patrzę – mówi – to myślę, że dobrze się stało. Bo gdybym zobaczył to wszystko w Polsce, tę rozpacz, to nie wiem, czy wróciłbym na misję. Przyleciałem z misji w maju i na trzeci dzień pojechałem na grób. Ale do Anki bałem się iść - dodał.

– Dlaczego? – pytam.

– Jak lecieliśmy do Afganistanu razem z Andrzejem, to mówiłem jej, że będzie dobrze, że damy radę. Do Anki chyba dopiero po roku pojechałem. Człowiek niby odważny, a tutaj zabrakło mi tej odwagi. Kobiety są twardzielkami bardziej niż my - mówi.

A kiedy już się spotkali, to płakali oboje. W kuchni, żeby dzieci nie widziały. – Jak już jechałem tam, to przez czterdzieści kilometrów sobie powtarzałem, że nie mogę się rozkleić – mówi. – Ona z pięciorgiem dzieci. Patrzyłem na nich i powiem pani, że do dzisiaj bym stał w tej kuchni i płakał nad tym, co się stało – zwraca uwagę.

Mówi, że tak jak wtedy jego synowie bawili się z synami Anny i Andrzeja, tak spotykają się dzisiaj. Czas mija, ale nie zawsze leczy rany. – Poleciałem do Bagram raz jeszcze – opowiada. – Byłem tam, gdzie zginął, gdzie mieszkał. I dopiero jak tam pojechałem, to do mnie dotarło, że jego tam nie ma. Że on zginął w tym wypadku naprawdę – zauważa .

Dopiero rok temu, po dziesięciu latach, zrobił sobie tatuaż. – Jest dłoń, bo chciałem mu podać dłoń i nie zdążyłem, wie pani. Jest zegarek, który odmierza czas. Czas się zatrzymał. Ale piasek jest ruchomy, sypie się przez moje palce. Ta moja dłoń jest wyciągnięta do Andrzeja - dodał.

Pytam, gdzie ma ten tatuaż. – Na prawym przedramieniu – odpowiada. – Moja prawa dłoń jest silniejsza niż lewa. Na pewno prawą rękę bym mu podał – mówi.

Rozmawiamy przez telefon. Nie mogę tego zobaczyć. Proszę, żeby mi przysłał zdjęcie, jeśli może. Wieczorem dostaję wiadomość MMS. Rozumiem płacz dorosłego mężczyzny, żołnierza, w rozmowie z obcą kobietą o przyjacielu, który nie wrócił z misji. Rozumiem. Przejmuje mnie do szpiku kości.

Mamo, wszystko będzie dobrze

Rok po śmierci wyprowadzili się z Lesięcina i zamieszkali w Węgorzynie. Bliżej cmentarza. Anna przyznaje, że właśnie dlatego wybrała ten dom. Znalazł go jej brat, a ona się zgodziła. Brat zamieszkał na górze, a ona z chłopcami na dole. – Dziewczynki nie zdążyły się już z nami przeprowadzić – opowiada. – Wróciły do mamy. Były z nami sześć lat. Moje dzieci – tak o nich myślałam. To była moja druga strata. Po stracie Andrzeja. Z dziewczynkami mieliśmy stały kontakt. Tylko widywaliśmy się już rzadziej. Do Andrzeja mieliśmy kilometr na cmentarz – mówi.

Jeszcze pół roku chodziła w żałobie. Ale chłopcom zaczęło to już przeszkadzać. Prosili, żeby przestała. Chcieli, żeby zaczęła żyć. Martwili się o nią. Dlatego, kiedy kilka lat później w ich życiu pojawił się Daniel, nikt z nich nie protestował. – Kamil poszedł nawet do sklepu, w którym Daniel pracował, żeby sprawdzić, czy jest okej – śmieje się Anna. – Niby coś kupić. Wrócił i powiedział, że jest okej. Niedługo potem zaprosiłam Daniela z synem do nas na kolację. Rok temu Kamil poprowadził mnie do ołtarza. Rok temu wzięliśmy z Danielem ślub. Świadkową była pani psycholog z wojska, która pomagała mi przez ostatnie lata - dodał.

Rodzina układa życie na nowoMaksymilian Rigamonti

Daniel przez cały czas naszych rozmów jest gdzieś obok, ale nie narzuca się. Dopiero kiedy proszę go o rozmowę, siada przed komputerem razem z nami i rozmawiamy o tym, jak ich życie wygląda dzisiaj. – Jesteśmy dużą, szczęśliwą rodziną po przejściach – mówią. – Tacy szczęściarze w nieszczęściu – dodaje Anna.

Daniel sam wychowywał syna Miłosza. Żona odeszła, kiedy Miłosz miał trzy lata. Mieszkali niedaleko i mijali się czasami. Anna poprosiła kiedyś Daniela o naprawienie rolety. Roleta była duża i ciężka, sama nie dała rady, a Daniel tym się zajmował. Tak naprawdę chciała go lepiej poznać. I tak się zaczęło. Po tej kolacji odwiedzali się coraz częściej. Chłopcy bardzo się polubili. Miłosz miał wtedy dziesięć lat. Był rok młodszy od Kuby.

– Czasami wpadał do nich, a chłopców nie było – mówi Anna. – Więc mówię: "Miłoszku, chłopaków nie ma w domu". Na co on: "Nie szkodzi, ja do pani". Bardzo brakowało mu mamy – dodaje.

Daniel potwierdza. Miłosz chciał nawet mówić do Anny: mamo. Ale Anna nie chciała, przez pamięć o jego mamie. Dziś trochę żałuje. Mówi, że mogła pozwolić. Uznali z Danielem, że chłopcy będą mówić do nich tak, jak będą chcieli. Mówią: ciociu i wujku, choć któryś czasami powie: mamo albo tato.

– Jest normalnie, spokojnie – mówi Daniel. – Razem mieszkamy, razem gotujemy. Opiekuję się rybkami, którymi kiedyś opiekował się Andrzej. Biegamy z Anią trochę – tłumaczy.

– Raczej ty biegasz, a ja staram się ciebie dogonić, bo nie mam tyle pary – śmieje się Anna. Umówili się, że razem będą biegać co drugi dzień. – Bo Daniel nie pobiega, jeśli będzie się musiał na mnie oglądać – dodaje.

Co jeszcze robią razem? – Razem morsujemy od niedawna. Zaczęliśmy w tym roku – mówi Daniel. – W Cieszynie. Zimno było bardzo. Choć w sumie gorzej było wejść drugi raz - wskazuje.

– Zmarzluch jestem – dodaje Anna. – Ale było super. Chłopcy też próbowali. Tylko Kacper nie. Baliśmy się, że się przeziębi.

Myślą chwilę i mówią, że oddają razem krew. Pokazują zdjęcia. Wyjeżdżają też sporo. Na zdjęciach ona i on, i czwórka rosłych już chłopaków. W Węgorzynie stanął pomnik. – Ku pamięci nie tylko Andrzeja – tłumaczy Anna – ale też innych żołnierzy, którzy polegli na służbie. Pomnik Poległych w Służbie Rzeczypospolitej Polskiej. Chłopcy są dumni. Tęsknią za tatą i zawsze już będą. Kamil zaraz będzie znowu w wojsku. Kuba też chce do wojska. Kacper chce być kucharzem. Przynajmniej tak teraz mówi – śmieje się Anna. – Będzie z niego MasterChef – dodaje.

Anna mówi, że gdyby nie Daniel, to trzymałaby swoich synów pod kloszem. Bała się o nich bardzo. Płakała, kiedy Kamil jechał do wojska, do tej samej jednostki, w której służył jego tata. Opowiada filmową scenę, kiedy Kamil wyjeżdżał, a ona myła podłogę. On do niej mówił, a ona nie odpowiadała. Kamil wyszedł, Daniel pojechał go odwieźć na stację. A ona płakała.

– Zadzwoniłam do Daniela i kazałam mu wracać – mówi Anna. – I pojechaliśmy na tę stację. Pociąg stał tam jeszcze. Wpadam do tego pociągu, biegnę przez kolejne wagony, zapłakana, a ten biedny Kamil widzi mnie i przytula. I pyta: "Mamo, co ty robisz? Wszystko będzie dobrze. Nie martw się".

– Wrócił zadowolony – mówi Daniel i się uśmiecha. Opowiada, jak co roku zabiera wszystkich chłopców na zjazd do Bornego Sulinowa. – Dwadzieścia kilometrów stąd jedziemy – mówi. – Bierzemy namioty, uzupełniamy mundury i wyposażenie. I bawimy się w wojsko. – Mnie to za dużo nerwów kosztuje – mówi Anna. – Dobrze, że jest Daniel – wskazuje, która zwykle zostaje wtedy w domu.

– Kiedy zamieszkaliśmy razem, widać było, że jesteśmy jednością, że nie ma luk – mówi mi Kamil, kiedy pytam, jak jest. – Mama jest szczęśliwa z Danielem. A my zyskaliśmy brata – dodaje. – Nie ma luk – powtarza.

Mówią, że być może by się nie pobrali, gdyby nie przyjaciele Andrzeja z wojska. I że wszystko u nich z wojskiem jest związane. Na każdą rocznicę przyjeżdżają. – Kiedyś byliśmy razem na takim ułańskim balu – opowiada Daniel. – I oni przy stole zaczęli nas pytać, kiedy na naszym weselu się będą bawić. Na co my, że może kiedyś. Raczej wymijająco. Choć byliśmy już wtedy zaręczeni. A oni, że nie, że chcą znać datę. I to jeszcze dzisiaj.

– I tak nas namawiali – śmieje się Anna – że my tę datę znaleźliśmy. I jak już data była, to wszystko inne też się znalazło. I sala, i orkiestra. Wszystko było.

Anna pokazuje zdjęcia ze ślubu. Kamil prowadzi mamę do ołtarza. Przyjaciele Andrzeja z wojska bawią się razem z nimi. – Bardzo zżyci są z nami – mówi Anna.

– Przyjeżdżają do nas cały czas. Jakby Ania miała dziesięciu mężów – śmieje się Daniel. – Tak o nas dbali.

Oni też starają się dbać o siebie nawzajem. Na kłótnie, mówią, szkoda im życia. Oboje już dużo przeszli, dorośli, cieszą się tym, co mają. Teraz, kiedy wirus zamknął nas w domach, mówią, że mają siebie jeszcze więcej. Astma oskrzelowa Anny, Kamila i Kacpra każe im być jeszcze bardziej ostrożnymi. – Trzeba uważać – mówi Anna. – To nasza rodzinna choroba, jesteśmy w grupie ryzyka. Nie wychodzimy z domu. Daniel tylko do pracy wychodzi.

Kiedy ma wolny dzień, idą rano do ogródka. Daniel przynosi Annie kawę na ganek. – Cieszymy się porankiem, słońcem się cieszymy i że mamy siebie – mówi. – I że chłopcy mają szczęśliwy dom – dodaje. Są rybki, wielka miłość Andrzeja. Jest też pies, Rocky się nazywa. – Przecież nikt nie chciał kiedyś, żeby tak się stało – mówi Anna. – Żeby Daniela opuściła żona, a mój mąż zginął na misji. Nikt tego nie chciał. Ale to się stało. I musieliśmy się z tym zmierzyć. On ze swoją historią, a ja ze swoją – tłumaczy.

A teraz, jak już się spotkali, to cieszą się tym jak dzieci. Cieszy się też ich rodzina. Babcia Anny mówi, że to Andrzej zesłał jej anioła, czyli Daniela. Babcia Daniela podobno szaleje za Anną. Tęsknią za sobą w tej kwarantannie. – Moja mama całe święta przepłakała – mówi Anna – że nie możemy ich spędzać razem. Święconka była przed domem. Daniel wszystko u nas gotował, bo mnie tak bolał ząb, że nie byłam w stanie. Nawet jajka sam malował.

* * *

Anna mówi, że kiedy Andrzej był na misji, dzwonił codziennie o dwudziestej drugiej. Wysyłał też dużo zdjęć i nagrań. – Lubił gadżety – uśmiecha się. – Miał taki telefon, który potem dostał po nim Kamil. I któregoś dnia, Daniela jeszcze z nami nie było, dzieci już spały, a ja nagle słyszę, że Andrzej do mnie mówi: "Jak tam? Co tam słychać, co robiliście dzisiaj?". Rozumie pani? Ja zamarłam. Boże, skąd ten głos. Nie umiałam nogami ruszyć. Idę za głosem, szukam, a ten telefon u Kamila w pokoju leży. Jak się włączył wtedy, do dziś nie wiem - dodaje.

Nawet teraz, kiedy to opowiada, jest przejęta. – Andrzej musiał włączyć nagrywanie. Tam była cała rozmowa: "Kamil, pomagasz mamie? Tak, pomagam. Nosisz drewno? Noszę". Cała długa rozmowa. Mówi, że nie wie, jak to możliwe, bo ona ten telefon przeglądała wcześniej i tej rozmowy tam nie widziała. – I teraz też jej nie ma – mówi. – Nigdzie. A ja ją nawet zgrywałam na różne nośniki, żeby nam tylko nie zginęła. I nie ma jej. Ona była widocznie tylko na tamten moment. Żebym mogła go usłyszeć i ruszyć przez życie bez niego.

"Śmierć warta zachodu"Fundacja "Dorastaj z nami"

Fundacja Dorastaj z Nami to jedyna organizacja pozarządowa w Polsce, która od blisko 10 lat inspiruje różne grupy społeczne i biznesowe, aby działały razem na rzecz pomocy dzieciom strażaków, ratowników górskich, żołnierzy i policjantów, którzy zginęli lub zostali ciężko ranni podczas pełnienia służby publicznej. W ostatnich miesiącach objęła opieką także dzieci pracowników służby zdrowia, którzy stracili życie walcząc z pandemią COVID-19.

Więcej o Fundacji Dorastaj z Nami: www.dorastajznami.org.

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Autorka/Autor:Brygida Grysiak

Źródło: TVN24

Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne

Pozostałe wiadomości

W środę wieczorem w Bolesławcu (woj. dolnośląskie) postrzelony w głowę został policjant, którego wezwano do agresywnego mężczyzny demolującego mieszkanie. Funkcjonariusz został przetransportowany do szpitala. 20-letni napastnik odebrał sobie życie - podała policja.

Bolesławiec. Policjant postrzelony w głowę

Bolesławiec. Policjant postrzelony w głowę

Źródło:
tvn24.pl

Jest śledztwo prokuratury w sprawie zderzenia ciężarówki z pociągiem w Ołtarzewie. Śledczy ustalili, że urządzenia przejazdu działały właściwie, a dyżurna ruchu zareagowała szybko. W wypadku zginął maszynista Kolei Mazowieckich.

Maszynista zginął po zderzeniu pociągu z ciężarówką. Prokuratura wszczęła śledztwo

Maszynista zginął po zderzeniu pociągu z ciężarówką. Prokuratura wszczęła śledztwo

Źródło:
PAP, tvnwarszawa.pl

Sieć Sinsay wycofuje ze swoich sklepów dwie zabawki. Powodem są wady, które mogą stanowić zagrożenie dla zdrowia dzieci.

Zabawki wycofane z popularnej sieci. Apel do klientów

Zabawki wycofane z popularnej sieci. Apel do klientów

Źródło:
tvn24.pl

Maleją szanse skrajnej prawicy na zdobycie większości bezwzględnej w parlamencie Francji w drugiej turze wyborów - wynika z najnowszego sondażu ośrodka Harris Interactive. Według badania może ona liczyć na 190-220 mandatów. Większość bezwzględna to 289 miejsc. W środę prezydent Emmanuel Macron zapewnił Radę Ministrów, że nie będzie rządził wspólnie z Francją Nieujarzmioną Jean-Luca Melenchona w przypadku utworzenia koalicji przeciwko skrajnie prawicowemu Zjednoczeniu Narodowemu - donoszą francuskie media.

Strategia przeciwko francuskiej skrajnej prawicy "wydaje się przynosić owoce". Sondaż

Strategia przeciwko francuskiej skrajnej prawicy "wydaje się przynosić owoce". Sondaż

Źródło:
PAP

Prezydent Joe Biden przyznał w prywatnej rozmowie ze swoim współpracownikiem, że najbliższe dni "będą kluczowe" dla jego kampanii i tego, "czy uda mu się uratować swoją kandydaturę" w listopadowych wyborach - donosi CNN, powołując się na informatora z bliskiego otoczenia prezydenta USA. - On widzi ten moment. Jest tego świadomy - powiedział rozmówca CNN. Podobne informacje, w oparciu o rozmowę z "czołowym sprzymierzeńcem" prezydenta USA, opublikował "New York Times". Biały Dom zdementował doniesienia dziennika.

Co z przyszłością Bidena jako kandydata? Biały Dom komentuje doniesienia mediów

Co z przyszłością Bidena jako kandydata? Biały Dom komentuje doniesienia mediów

Źródło:
New York Times

Biały Dom ogłosił w środę nowy pakiet uzbrojenia dla Ukrainy wart łącznie 2,3 miliarda dolarów. To jedna z największych dotychczas przyjętych transz. W jej ramach Stany Zjednoczone przekażą między innymi amunicję artyleryjską, rakiety do systemów HIMARS i systemów obrony powietrznej ze swojego arsenału, a także zakupią dla Ukrainy duże liczby pocisków do systemów Patriot i NASAMS.

Potężne wsparcie dla Ukrainy. USA sięgnęły do własnego arsenału

Potężne wsparcie dla Ukrainy. USA sięgnęły do własnego arsenału

Źródło:
PAP

Ukraiński wywiad wojskowy zwołał w Kijowie konferencję prasową, by pochwalić się wynikami operacji specjalnej "Rybałka". Przedstawiciel służb, Andrij Jusow, mówił o uszkodzeniu rosyjskiego okrętu rakietowego Sierpuchow i uzyskaniu tajnych informacje na temat wrogiej Floty Bałtyckiej. Głos zabrał także rosyjski marynarz "Goga", który przeszedł na stronę Ukraińców.

To była "Rybałka". Kijów: zaatakowaliśmy w rosyjskiej Flocie Bałtyckiej

To była "Rybałka". Kijów: zaatakowaliśmy w rosyjskiej Flocie Bałtyckiej

Źródło:
PAP, tvn24.pl
Rząd Viktora Orbana "dwukrotnie upokorzony"

Rząd Viktora Orbana "dwukrotnie upokorzony"

Źródło:
PAP

"Pozostaje nam się tylko modlić" - to słowa rdzennych Amerykanów na widok migrantów, którzy dostają się na terytorium Stanów Zjednoczonych i przy okazji - na ich ziemie. Mówią o sobie, że są ludem pustyni, który mieszka tam od tysięcy lat i teraz mierzą się z problemem, którego nigdy wcześniej nie zaznali. Materiał telewizji CNN.

Plemię rdzennych Amerykanów mierzy się z nielegalną migracją. "Ma to na nas ogromny wpływ"

Plemię rdzennych Amerykanów mierzy się z nielegalną migracją. "Ma to na nas ogromny wpływ"

Źródło:
Fakty o Świecie TVN24 BiS

Ulewy zalały Park Narodowy Kaziranga w północnych Indiach. Pod wodą znalazły się tereny zamieszkiwane przez wiele zagrożonych gatunków. Jak podały lokalne media, w powodziach utonęło 11 zwierząt. Pod wodą znalazły się także liczne miejscowości, zamieszkiwane przez ponad milion osób.

Park narodowy pod wodą. Utonęło 11 zwierząt

Park narodowy pod wodą. Utonęło 11 zwierząt

Źródło:
Reuters, Hindustan Times

- To jest demokracja. Szukanie większości w większości. To się zdarza - powiedział Andrzej Dera z Kancelarii Prezydenta, komentując kolejną porażkę Łukasza Kmity z Prawa i Sprawiedliwości, który po raz piąty nie został wybrany marszałkiem województwa małopolskiego, choć PiS ma w sejmiku większość. Komentując zawieszenie trzech radnych przez władze PiS, Dera powiedział, że "nic nie zostało obcięte, wszystkie głowy są na swoich miejscach".

Niemoc PiS-u w Małopolsce. Dera: tak nie powinna wyglądać polityka

Niemoc PiS-u w Małopolsce. Dera: tak nie powinna wyglądać polityka

Źródło:
TVN24

Cztery osoby zginęły, a kolejnych dziewięć zostało rannych po tym, jak samochód wjechał w salon kosmetyczny Hawaii Nail & Spa w Deer Park na nowojorskiej wyspie Long Island. Do tragicznego w skutkach zdarzenia doszło w piątek. Sprawcą jest 64-latek, który sam przyznał, że kilkanaście godzin przed wejściem do samochodu miał wypić 18 piw. Wśród ofiar śmiertelnych jest policjantka o polskich korzeniach.

Media: wypił 18 piw, wjechał SUV-em w salon kosmetyczny. Cztery osoby nie żyją 

Media: wypił 18 piw, wjechał SUV-em w salon kosmetyczny. Cztery osoby nie żyją 

Źródło:
ABC News, CNN

Przy jednej z wiejskich dróg w pobliżu miasta La Concordia w Meksyku znaleziono ciała 19 mężczyzn. Zwłoki znajdowały się na pace porzuconej ciężarówki, wewnątrz jej kabiny oraz w pobliżu samochodu. Co najmniej cztery ofiary to obywatele Gwatemali.

Zwłoki 19 mężczyzn znalezione przy wiejskiej drodze 

Zwłoki 19 mężczyzn znalezione przy wiejskiej drodze 

Źródło:
CNN, PAP, Reuters

Zgodnie z oczekiwaniami Rada Polityki Pieniężnej nie zmieniła poziomu stóp procentowych. "Raty spłacanych już kredytów hipotecznych nie ulegną zmianie. Niestety, w ostatnich miesiącach coraz bardziej rosło oprocentowanie nowo udzielanych kredytów" - zwraca uwagę Jarosław Sadowski z Expandera. Dla osób zaciągających obecnie kredyty hipoteczne jedną z istotnych kwestii jest to, czy wybrać oprocentowanie stałe czy zmienne.

Istotna kwestia dla kredytobiorców. Ekspert o pułapce

Istotna kwestia dla kredytobiorców. Ekspert o pułapce

Źródło:
tvn24.pl

Imponujący debiut spółki Sławomira Mentzena na warszawskiej giełdzie rodzi wiele pytań. Część ekspertów zwraca uwagę, że choć rozkręcanie działalności giełdowej przez aktywnego polityka jest zgodne z prawem, to może jednak budzić wątpliwości etyczne. Monetyzowanie politycznej popularności może okazać się mieczem obosiecznym.

Debiut Mentzena na giełdzie. W tle wątpliwości etyczne

Debiut Mentzena na giełdzie. W tle wątpliwości etyczne

Źródło:
tvn24.pl

- Pan Romanowski nie radzi sobie psychicznie z tą sytuacją - stwierdził w "Faktach po Faktach" senator Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Kwiatkowski. W ten sposób odniósł się do sprawy byłego wiceszefa Ministerstwa Sprawiedliwości Marcina Romanowskiego i poparcia przez sejmową komisję regulaminową wniosku prokuratury o odebranie mu immunitetu. Przewodniczący klubu Polska 2050 Mirosław Suchoń mówił, że środowe posiedzenie komisji regulaminowej i informacja prokuratury w sprawie Romanowskiego były "druzgocące".

"Informacja o wielkim bezprawiu za czasów PiS i Zbigniewa Ziobry"

"Informacja o wielkim bezprawiu za czasów PiS i Zbigniewa Ziobry"

Źródło:
TVN24, PAP

Kary nałożone na Polskę przez unijne trybunały za czasów rządu PiS to ogromne sumy. Łącznie kary za Izbę Dyscyplinarną przekroczyły 557 milionów euro, za konflikt z Czechami o Turów - ponad 68 milionów. Razem to niemal 2 miliardy 700 milionów złotych. Jednak sama zmiana władzy nie zatrzymała licznika, bo niektóre sprawy wciąż nie są zamknięte.

Polska wciąż musi płacić setki milionów euro unijnych kar. "To jest efekt 8 lat PiS w Ministerstwie Sprawiedliwości"

Polska wciąż musi płacić setki milionów euro unijnych kar. "To jest efekt 8 lat PiS w Ministerstwie Sprawiedliwości"

Źródło:
Fakty TVN

Fala upałów nadciągnęła nad Moskwę. W środę po południu termometry w rosyjskiej stolicy pokazały 32 stopnie Celsjusza - to najwyższa wartość, jaką kiedykolwiek zanotowano tam 2 lipca. W mieście pojawiły się ciężarówki spryskujące ulice wodą.

Gorąco w Moskwie. Pobity rekord sprzed stulecia

Gorąco w Moskwie. Pobity rekord sprzed stulecia

Źródło:
Reuters, Khaleej Times

Nie żyje wieloletni pracownik domu kultury w warszawskim Rembertowie. Został brutalnie pobity przed centrum handlowym w centrum stolicy. Mężczyzna był reanimowany i trafił do szpitala, gdzie zmarł. Podejrzany został aresztowany.

Pracownik domu kultury i muzyk zmarł po brutalnym pobiciu w centrum Warszawy

Pracownik domu kultury i muzyk zmarł po brutalnym pobiciu w centrum Warszawy

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Polski konsulat w Rzymie zaapelował w środę do polskich turystów wybierających się do Włoch. Jak wynika z prognoz meteorologów, na północy kraju istnieje ryzyko wystąpienia burz i ulew. Pogoda ma się pogorszyć także w centrum kraju.

Apel konsulatu we Włoszech do polskich turystów. "Doradzamy ostrożność"

Apel konsulatu we Włoszech do polskich turystów. "Doradzamy ostrożność"

Źródło:
PAP, tvnmeteo.pl

IMGW opublikował prognozę zagrożeń meteorologicznych. Kolejne dni w prawie całej Polsce przyniosą powrót niebezpiecznych burz, a miejscami spodziewane są upały. Sprawdź, gdzie może być niebezpiecznie.

Powrócą burze i skwar. Prognoza zagrożeń IMGW

Powrócą burze i skwar. Prognoza zagrożeń IMGW

Aktualizacja:
Źródło:
IMGW

Parlament Rosji zdecydował o zawieszeniu udziału rosyjskiej delegacji w Zgromadzeniu Parlamentarnym OBWE. Jednym z powodów ma być "tendencyjne, dyskryminujące podejście" ze strony tego gremium. Rosja mordująca cywilów w Ukrainie twierdzi, że w Zgromadzeniu nie ma miejsca na "merytoryczne dyskusje".

Mordują cywilów i mają pretensje, że "nie są nigdzie zapraszani". Odwołali delegację

Mordują cywilów i mają pretensje, że "nie są nigdzie zapraszani". Odwołali delegację

Źródło:
PAP, Radio Swoboda, tvn24.pl

Tragiczny wypadek na niestrzeżonym przejeździe kolejowym w Dylewie (woj. kujawsko-pomorskie). Kierująca samochodem osobowym wjechała pod nadjeżdżający pociąg relacji Katowice-Gdynia. 45-letnia kobieta zginęła na miejscu.

Tragedia na torach. Kobieta wjechała pod nadjeżdżający pociąg

Tragedia na torach. Kobieta wjechała pod nadjeżdżający pociąg

Źródło:
tvn24.pl

Biuro Rzecznika Zdrowia australijskiego stanu Queensland zaleciło zniszczenie części zamrożonego nasienia. Kontrola przeprowadzona w tamtejszych klinikach wykazała, że aż 42 proc. skontrolowanych próbek mrożonej spermy i komórek jajowych nie jest właściwie oznaczona. Mowa o tysiącach przypadków.

Zalecono zniszczenie zamrożonego nasienia. Tysiące próbek "wysokiego ryzyka"

Zalecono zniszczenie zamrożonego nasienia. Tysiące próbek "wysokiego ryzyka"

Źródło:
PAP, BBC

Prorosyjskie konta w mediach społecznościowych donoszą o tym, że żona ukraińskiego prezydenta kupiła najnowszy model luksusowego bugatti za 4,5 miliona euro. Ich wpisy mają ogromne zasięgi. Szczegółowo opisujemy schemat dezinformacji.

"Olena Zełenska pierwszą osobą, która zakupiła nowe Bugatti Tourbillon"? Co się w tej historii nie zgadza

"Olena Zełenska pierwszą osobą, która zakupiła nowe Bugatti Tourbillon"? Co się w tej historii nie zgadza

Źródło:
Konkret24

Podczas przeszukania biur zastępców rzecznika dyscyplinarnego - sędziów Przemysława Radzika, Michała Lasoty i Jakuba Iwańca - zabezpieczono wszystkie nielegalnie przetrzymywane akta procesowe spraw dyscyplinarnych - poinformowała rzeczniczka Prokuratora Generalnego prokurator Anna Adamiak.

Policja i prokurator w biurach Radzika, Lasoty i Iwańca. "Zabezpieczono wszystkie nielegalnie przetrzymywane akta procesowe"

Policja i prokurator w biurach Radzika, Lasoty i Iwańca. "Zabezpieczono wszystkie nielegalnie przetrzymywane akta procesowe"

Aktualizacja:
Źródło:
TVN24, PAP

Podczas długiego wystąpienia prokuratorów na komisji regulaminowej w sprawie uchylenia immunitetu posła Suwerennej Polski Marcina Romanowskiego doszło do kilku spięć między prokuratorami a posłami klubu PiS. - Przepraszam tych państwa, którzy chcieli wysłuchać naszego stanowiska, natomiast wobec tego typu zachowań niektórych uczestniczących w komisji nie będziemy kontynuować wypowiedzi w tym zakresie - powiedział prokurator Piotr Woźniak.

"Panowie są nerwowi, mocno nerwowi". Posłowie PiS kontra prokuratorzy na komisji

"Panowie są nerwowi, mocno nerwowi". Posłowie PiS kontra prokuratorzy na komisji

Źródło:
TVN24

Komisja regulaminowa, spraw poselskich i immunitetowych przedłoży Sejmowi propozycję przyjęcia wniosku Prokuratury Krajowej o wyrażenie zgody na pociągniecie do odpowiedzialności karnej posła Suwerennej Polski Marcina Romanowskiego - poinformował przewodniczący komisji po kilkugodzinnych obradach. Podobnie ma być w kwestii zatrzymania i tymczasowego aresztowania polityka.  

Jest decyzja komisji w sprawie posła Marcina Romanowskiego

Jest decyzja komisji w sprawie posła Marcina Romanowskiego

Źródło:
PAP, tvn24.pl

Tajlandia może wkrótce znieść obowiązujący od 52 lat zakaz sprzedaży alkoholu w godzinach popołudniowych - informuje Bloomberg. Przedstawiciele tamtejszej branży turystycznej domagają się zniesienia tego zakazu, ponieważ jest negatywnie odbierany przez turystów.

Tajlandia chce znieść 52-letni zakaz, by przyciągnąć więcej turystów

Tajlandia chce znieść 52-letni zakaz, by przyciągnąć więcej turystów

Źródło:
Bloomberg, tvn24.pl

Pracownicy stacji kolejowej w Tokio stwierdzili w pociągu obecność zmarłego pasażera. Od chwili zgonu miał przebywać w wagonie blisko dwanaście godzin - podają japońskie media. Przez ten czas nikt nie powiadomił służb.

Martwy pasażer jechał pociągiem przez 12 godzin. "Nikt nie zauważył niczego niepokojącego"

Martwy pasażer jechał pociągiem przez 12 godzin. "Nikt nie zauważył niczego niepokojącego"

Źródło:
asahi.com

"Zawsze to samo. Oni psują, zrzucają na innych odpowiedzialność, tupią nóżkami i stroją patriotyczne miny, my naprawiamy, co się da. A niektórzy wciąż dają się na to nabierać" - napisał w mediach społecznościowych Donald Tusk. Wcześniej wiceprezes PiS Mateusz Morawiecki zarzucił premierowi, że "oblał egzamin z historycznego elementarza". Do wymiany zdań między byłym a obecnym szefem rządu doszło tym razem na tle polsko-niemieckich konsultacji i kwestii zadośćuczynienia za krzywdy wojenne.

Tusk odpowiedział Morawieckiemu. "Niektórzy wciąż dają się nabierać"

Tusk odpowiedział Morawieckiemu. "Niektórzy wciąż dają się nabierać"

Źródło:
PAP

Były wiceminister sprawiedliwości i członek Suwerennej Polski stracił immunitet poselski. Prokuratura zarzuca mu niedopełnienie obowiązków i przekroczenie uprawnień. Polityk broni się - przytaczamy najważniejsze argumenty, którymi Michał Woś odpowiada na zarzuty związane z Funduszem Sprawiedliwości i wyjaśniamy, o co tak naprawdę go oskarżono.

Michał Woś broni się przed zarzutami po uchyleniu immunitetu. I manipuluje

Michał Woś broni się przed zarzutami po uchyleniu immunitetu. I manipuluje

Źródło:
Konkret24

W Polsce od marca obowiązują nowe przepisy umożliwiające konfiskatę samochodu za prowadzenie w stanie nietrzeźwości. Co ciekawe, w wielu krajach podobne regulacje funkcjonują od lat i to nie tylko za jazdę na podwójnym gazie. Gdzie i za co stracimy auto na europejskich drogach?

Konfiskata samochodu za granicą. W tych krajach za jazdę po alkoholu grozi utrata auta

Konfiskata samochodu za granicą. W tych krajach za jazdę po alkoholu grozi utrata auta

Źródło:
tvn24.pl, Turcza Kancelaria Radców Prawnych
"Tęczowa zaraza", "spisek klimatyczny", sięganie do Kpinomira. Śpiewają psalmy, żeby już odszedł

"Tęczowa zaraza", "spisek klimatyczny", sięganie do Kpinomira. Śpiewają psalmy, żeby już odszedł

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Kiedy umarła Monika, jej były partner miał już sprawę w prokuraturze o jej pobicie, a poza tym od dawna powinien siedzieć w więzieniu za przestępstwa narkotykowe. Mimo sprzeciwu prokuratury rejonowej i sądu rejonowego sąd okręgowy odroczył karę z powodu złego stanu zdrowia skazanego - aktywnego boksera. Policja stwierdziła, że Monika sama sobie odebrała życie. O okolicznościach tragedii i swoich wątpliwościach rodzina zmarłej opowiedziała w reportażu programu "Uwaga!" TVN.

Monika nie żyje. "Ktoś mi zrobił krzywdę"

Monika nie żyje. "Ktoś mi zrobił krzywdę"

Źródło:
tvn24.pl, Uwaga! TVN

Mecenas Krzysztof Wąsowski jest obrońcą księdza Michała O., szefa Fundacji Profeto, jednego z podejrzanych w aferze Funduszu Sprawiedliwości. W minionych latach bronił między innymi "Starucha" i Przemysława Wiplera. Związany jest z ultrakatolickimi środowiskami, a jego kancelaria świadczyła usługi prawne Ministerstwu Sprawiedliwości, kiedy kierował nim Zbigniew Ziobro.

Rycerz Jana Pawła II, zarabiał na umowach z resortem Ziobry. Jest obrońcą księdza Michała O.

Rycerz Jana Pawła II, zarabiał na umowach z resortem Ziobry. Jest obrońcą księdza Michała O.

Źródło:
tvn24.pl, "Gazeta Wyborcza"

- Mamy ponad 10 tysięcy amerykańskich żołnierzy w Polsce. Każdego dnia są gotowi na to, by chronić NATO, by chronić wschodnią flankę NATO, łącznie z Polską - mówił we wtorek w rozmowie z TVN24 BiS ambasador USA w Polsce Mark Brzezinski.

Mark Brzezinski: chcemy, żeby Polska rozwijała się, kwitła, była pełna dobrobytu

Mark Brzezinski: chcemy, żeby Polska rozwijała się, kwitła, była pełna dobrobytu

Źródło:
TVN24 BiS
"To miały być pieniądze przekazane pod stołem". Ujawniamy nowe kulisy dotacji dla Fundacji Profeto

"To miały być pieniądze przekazane pod stołem". Ujawniamy nowe kulisy dotacji dla Fundacji Profeto

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Thriller psychologiczny "Doppelgänger. Sobowtór" już 5 lipca pojawi się na platformie Max. Ten czteroodcinkowy serial to kolejna polska nowość, którą będzie można obejrzeć w serwisie.

"Doppelgänger. Sobowtór" wkrótce na platformie Max

"Doppelgänger. Sobowtór" wkrótce na platformie Max

Źródło:
tvn24.pl

Stacja TVN24 w czerwcu była ponownie najchętniej oglądanym kanałem informacyjnym w kraju, osiągając 5,47 procent udziału w widowni w grupie ogólnej (widzowie powyżej 4. roku życia) - wynika z danych Nielsen TV Audience Measurement. "Fakty" TVN także pozostawiły konkurencję w tyle. Z kolei portal tvn24.pl po raz kolejny jest najczęściej czytanym serwisem internetowym stacji telewizyjnej.

Rewelacyjne wyniki TVN24, "Faktów" TVN i tvn24.pl. Dziękujemy Widzom i Czytelnikom!

Rewelacyjne wyniki TVN24, "Faktów" TVN i tvn24.pl. Dziękujemy Widzom i Czytelnikom!

Źródło:
tvn24.pl

"Godzilla i Kong: Nowe imperium" już jutro zadebiutuje na platformie Max. Film z tytułowymi tytanami okazał się jedną z najchętniej oglądanych produkcji tego roku. Wszedł na ekrany kin pod koniec marca, zarabiając 194 mln dolarów w sam weekend otwarcia.

Wielki hit kinowy od jutra na platformie Max

Wielki hit kinowy od jutra na platformie Max

Źródło:
tvn24.pl

Międzynarodowy Festiwal Filmowy mBank Nowe Horyzonty we Wrocławiu coraz bliżej. Organizatorzy najbardziej zróżnicowanego przeglądu kina artystycznego oraz odważnego kina środka ogłosili program tegorocznej edycji. To tu po raz pierwszy w Polsce pokazane zostaną głośne tytuły, nagradzane na festiwalach Sundance, Berlinale czy w Cannes. Wśród najciekawiej zapowiadających się premier znalazły się: "Dahomej", "Armand", "Love Lies Bleeding", "Rodzaje życzliwości" czy "Dziewczyna z igłą". Łącznie we Wrocławiu będzie można zobaczyć 285 filmów.

Międzynarodowy Festiwal Filmowy Nowe Horyzonty we Wrocławiu coraz bliżej. Znamy program

Międzynarodowy Festiwal Filmowy Nowe Horyzonty we Wrocławiu coraz bliżej. Znamy program

Źródło:
tvn24.pl