To mogłem być ja - powiedział dziennikarzom Reutersa jeden z mieszkańców Przewodowa (województwo lubelskie), w którym po wtorkowej eksplozji rakiety zginęły dwie osoby. Mężczyzna tak relacjonował to, co się działo: kupa dymu i straszne huknięcie, aż się szyby zatrzęsły. W wyniku wybuchu zginęło dwóch mężczyzn, którzy w tym czasie przebywali w suszarni zbóż.
Dwaj mężczyźni zginęli we wtorek przed godziną 16 w wybuchu, do którego doszło na terenie Przewodowa pod Hrubieszowem przy polsko-ukraińskiej granicy. Według niepotwierdzonych oficjalnie doniesień to mężczyźni w wieku około 60 lat. W chwili tragedii przebywali w suszarni zbóż.
ZOBACZ TEŻ: Wybuch w Przewodowie - co wiemy do tej pory
Mieszkańcy Przewodowa o wybuchu. Widzieli dym, słyszeli huk
Mężczyzna, mieszkaniec Przewodowa, w rozmowie z dziennikarzem Agencji Reutera podkreślił, że ze zdarzenia pamięta przede wszystkim "kupę dymu i straszne huknięcie". - Aż się szyby zatrzęsły. Zadzwoniłem do kolegi, aż mi się nogi ugięły. Najpierw myślałem, że to piec wybuchł, ale później się okazało, że to rakieta spadła - mówił.
Mieszkaniec miejscowości niedaleko polsko-ukraińskiej granicy przyznał, że moment eksplozji bardzo go przestraszył. - Myślałem, że zemdleję, blady się zrobiłem. Jak powiedzieli mi, że ci panowie nie żyją, to już normalnie... A to mogłem być ja. To mogłem być ja - powtarzał.
Czytaj też: Wybuch w Przewodowie, zginęły dwie osoby. Wsparcie psychologiczne dla uczniów. Reakcje sąsiadów
Zanim okazało się, że w miejscowość uderzyła rakieta, mieszkańcy podejrzewali, że w suszarni zbóż doszło do wybuchu. - Słychać było huk, ale myśleliśmy, że suszarnia wybuchła. Nie wiedzieliśmy, że to bomby - powiedział reporterowi TVN24 Sebastianowi Napierajowi jeden z mieszkańców.
Dziennikarz rozmawiał także ze znajomym mężczyzn, którzy zginęli. - Jeden z nich to mój kolega ze szkolnej ławki. To naprawdę dobrzy ludzie - mówił. Relacjonował, że słyszał dwa świsty, "jeden po drugim".
Wójt gminy odwołuje lekcje
Po wtorkowej tragedii mieszkańcy okolicy pogrążeni są w żałobie. Ze względu na to zdarzenie wójt gminy Dołhobyczów Grzegorz Drewnik podjął w środę decyzję o zamknięciu szkoły podstawowej w Przewodowie i odwołaniu lekcji dla uczniów.
Jak tłumaczy samorządowiec, decyzja ma związek z trudnym dojazdem do placówki, ale też z obecnością licznych dziennikarzy i funkcjonariuszy służb. - Nie chcieliśmy narazić dzieci na traumę - wyjaśnił.
Dyrektorka szkoły Ewa Byra przyznała w rozmowie z reporterem TVN24, że "niewątpliwie będzie to (tragedia z wtorku - red.) przeżycie dla dzieci". Podkreśliła, że zdarzenie przeżywa cała szkolna społeczność, ponieważ w wybuchu zginął mąż jednej z pracownic.
Szkoła mieści się zaledwie kilkaset metrów od miejsca zdarzenia. Chwilę wcześniej odbywały się tam lekcje.
Przy granicy z Ukrainą spadł pocisk
Prezydent Andrzej Duda w środę około południa poinformował, że "na terytorium Polski spadła najprawdopodobniej rakieta produkcji rosyjskiej z lat 70". - Nie mamy dowodów, że została wystrzelona przez Rosję. Natomiast jest wysokie prawdopodobieństwo, że była to rakieta ukraińskiej obrony - dodał. - Nie mamy absolutnie żadnej wskazówki lub poszlaki, która by nam pozwalała twierdzić, że był to atak na Polskę, że ta rakieta została intencjonalnie skierowana po to, żeby uderzyła w terytorium Polski, najprawdopodobniej był to nieszczęśliwy wypadek - oświadczył.
Zdaniem przywódców państw zachodnich odpowiedzialność za tragiczne zdarzenie w Polsce ponosi Rosja. - Eksplozja w Polsce nie jest winą Ukrainy. To Rosja ponosi odpowiedzialność, bo kontynuuje nielegalną wojnę wobec Ukrainy - podkreślił sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Przekazał, że państwa NATO są solidarne z Polską i będą kontynuować wspieranie Ukrainy.
Źródło: Reuters, tvn24.pl