Ustawa mająca przeciwdziałać przemocy wobec dzieci powinna być priorytetem wszystkich dorosłych, nie tylko polityków, ale ludzi humanitarnie myślących - podkreślał w TVN24 dziennikarz TOK FM Michał Janczura, zajmujący się tematyką przemocy domowej w Polsce. Wspomniał przy tym o przewlekłości, z jaką procedowana jest tak zwana "ustawa Kamilka". - Fundacja "Dajemy Dzieciom Siłę" przedstawiła raport dotyczący przemocy, te dane są zastraszające. Mamy 28 przypadków śmierci dzieci z rąk rodziców, tylko w tym roku. To 28 takich przypadków, jak przypadek Kamilka - mówił Janczura.
W poniedziałek w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie odbyła się, zorganizowana przez Fundację "Dajemy Dzieciom Siłę", konferencja "Dziecko pokrzywdzone przestępstwem". Przeciwdziałać przemocy wobec najmłodszych miała tak zwana "ustawa Kamilka", która w pierwszej części weszła w życie pod koniec sierpnia (pozostała część ustawy zacznie obowiązywać po sześciu miesiącach od jej ogłoszenia). Przepisy nowelizujące Kodeks rodzinny i opiekuńczy oraz inne ustawy zostały złożone w Sejmie kilka dni po śmierci zakatowanego przez ojczyma 8-letniego Kamila z Częstochowy.
"Tam się różne rzeczy działy, tak jakby to nie była pilna sprawa"
O stosowanie ustawy w praktyce pytany był gość porannego pasma w TVN24 Michał Janczura, dziennikarz TOK FM, autor cyklu audycji o przemocy domowej w Polsce.
Odpowiedział, że przeglądał dziś pod tym kątem Rządowe Centrum Legislacji. - Sprawdzałem, co się dzieje z pierwszym rozporządzeniem, które miało realizować zapisy tej ustawy, której mała cząstka zaczęła obowiązywać 29 sierpnia. Miał wtedy powstać zespół do spraw ochrony małoletnich i już wtedy zapowiadano, że ten zespół powstanie we wrześniu. Mamy dzisiaj 25 dzień października i dalej tego zespołu nie powołano, a pozostała lwia część ustawy zacznie obowiązywać dopiero za kilka miesięcy - opisał.
- Więc jeśli ktoś miał wrażenie, że po śmierci Kamilka wszyscy zaczną działać na tip-top i potraktują dobro dzieci, ich bezpieczeństwo jako priorytet, jako przykaz i rzecz, która będzie realizowana przy zgodzie ponad politycznymi podziałami, w sposób niezwykle mądry i szybki, to się może już w tym momencie grubo przejechać na tych obietnicach polityków - skomentował.
CZYTAJ WIĘCEJ: Kamil cierpiał tyle dni. A gdzie wy wtedy byliście?
Dziennikarz przypomniał dalej sposób procedowania ustawy. - To nie było tak, że ustawa weszła do Sejmu, została przesłana przez posłów, przez wiceministra Solidarnej Polski do Sejmu i momentalnie ją przyjęto - zaznaczył.
- Tam była jeszcze zamrażarka sejmowa, gdzie czekano na ruch marszałek (Elżbiety) Witek do ostatniego praktycznie dnia, kiedy ona mogła to procedować. Tam się różne rzeczy działy, tak jakby to nie była pilna sprawa - powiedział.
Janczura wspomniał tu o przypadku czteromiesięcznej dziewczynki, która ze śladami przemocy trafiła do szpitala w Rzeszowie. Dziecko ma połamane kończyny, zadrapania i uraz głowy. Rodzice usłyszeli zarzuty znęcania się i trafili do aresztu.
- Widzę łzy w oczach lekarzy, którzy o tym opowiadają. To biedne dziecko nie ma możliwości poczekać sześciu miesięcy. My to musimy zrobić tu, teraz. To powinien być priorytet nas wszystkich dorosłych, nie tylko polityków, ale ludzi humanitarnie myślących. My musimy o tym mówić głośno, że tak to wygląda w kraju. To, co się dzieje, wymaga natychmiastowych działań i jakbym miał wskazywać priorytety dla nowego rządu, to jest absolutnie jeden z nich - zaznaczył..
"Zgłaszać tak, żeby został jakiś ślad"
W rozmowie przypomniano także inne, tragiczne zdarzenie z ostatnich dni, tym razem z Gdyni, gdzie ojciec jest podejrzany o zabójstwo swojego 6-letniego syna. 44-letni Grzegorz Borys uciekł, jest poszukiwany. Sąsiedzi rodziny przekazały reporterom TVN24, że Borys "chodził po osiedlu w kominiarce", "krzyczał na dzieci, miał być nerwowy i agresywny" i "nosił przy sobie nóż, nawet na placu zabaw".
Janczura wobec tego pytany był, jak powinniśmy postępować, gdy widzimy niepokojące sygnały u opiekunów lub rodziców dzieci.
- Procedura jest prosta. Należy powiadomić jakiekolwiek organy ścigania, organy państwa, pomoc społeczną, że coś się dzieje. Jeśli miałbym radzić, to (trzeba zgłaszać to) w taki sposób, żeby został jakiś ślad, żeby ktoś potem nie mógł powiedzieć, że do nas nic nie dotarło, gdy wydarzy się jakaś tragedia - polecił.
Poproszony o uściślenie, jak zawiadamiać, aby został po tym ślad, Janczura, tłumaczył, że "jeżeli zawiadamiamy organy ścigania, to mamy jakąś gwarancję tego, że kartka nie zginie". - Chciałbym w to wierzyć, natomiast można poprosić o potwierdzenie odbioru jakiegokolwiek dokumentu - dodał.
"Tylko w tym roku mamy 28 przypadków śmierci dzieci z rąk rodziców"
Dziennikarz uczulał, że powinna nas interesować nie tylko bezpośrednia przemoc wobec dziecka. - Ciągle żyjemy w takiej ułudzie, że jeżeli jest przemoc na przykład pomiędzy partnerami, rodzicami dziecka, a nie ma przemocy wobec dziecka, to nic się nie dzieje. Nie, przemoc, która dzieje się na oczach dziecka też jest przemocą i o tym już mówią obowiązujące w Polsce przepisy, o czym bardzo często służby zapominają - przypomniał.
- Fundacja "Dajemy Dzieciom Siłę" ostatnio przedstawiła raport dotyczący przemocy, te dane są zastraszające. Mam wrażenie, że dane w ogóle do nas, jako do społeczeństwa, nie przemawiają, ale mamy 28 przypadków śmierci dzieci z rąk rodziców, tylko w tym roku, czyli to jest 28 takich przypadków, jak przypadek Kamilka - zwrócił uwagę.
- To są dzieci, które zamiast być w szkole, zamiast bawić się z rówieśnikami, cieszyć się życiem, były zakatowane i w tym momencie nie żyją. Zdajmy sobie z tego sprawę - podkreślił Janczura.
CZYTAJ TAKŻE: Skoro jest tak dobrze, to dlaczego na oczach służb społecznych katowane są kolejne dzieci?
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock