Prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla agencji Bloomberg powiedział, że nie rozumie krytycznej reakcji sojuszników na przyjęcie ustawy o komisji do spraw rosyjskich wpływów. Stwierdził, że może to być wynik błędnego tłumaczenia ustawy lub efekt działań polityków opozycji. Powołanie komisji spotkało się z licznymi głosami krytyki zarówno w kraju, jak i za granicą.
- Niezupełnie rozumiem reakcję naszych sojuszników. Nie wiem, czy zostali zwiedzeni przez polityków opozycji, czy przez błędy w tłumaczeniu ustawy, czy po prostu ktoś tego nie wyjaśnił - powiedział Duda w udzielonym we wtorek, a opublikowanym w środę wywiadzie.
CZYTAJ WIĘCEJ: Czym grozi "lex Tusk". 11 najpoważniejszych zarzutów
Odniósł się w ten sposób do krytycznych reakcji z USA i UE, które wyraziły obawy, że komisja zostanie wykorzystana do walki z politykami opozycji przed wyborami. Według Bloomberga sprawa "kładzie się cieniem na wysiłkach Polski, by nawiązać bliższe transatlantyckie więzi".
Duda: mogę wyjaśnić ustawę prezydentowi USA
Jak pisze agencja, Duda zaoferował, że może wyjaśnić ustawę w bezpośredniej rozmowie z prezydentem USA Joe Bidenem.
- W USA podejmuje się różne decyzje, wydaje się wyroki, powołuje się różne komisje. Tak samo powinno być u nas. Więc nie widzę tu problemu, chyba że ktoś rozpowszechnia błędne informacje - oznajmił prezydent.
Stwierdził też, że wbrew obawom wyrażonym przez amerykański rząd, komisja "absolutnie" nie przeszkodzi politykom opozycji w kandydowaniu w wyborach, zaznaczając, że przepisy przewidują prawo do odwołania się od decyzji komisji.
- Polskie społeczeństwo zasługuje na to, by wiedzieć, czy ktoś, pełniąc konkretną funkcję publiczną, był pod jakimkolwiek wpływem Rosji - stwierdził Duda.
W nocy z poniedziałku na wtorek oświadczenie w sprawie komisji wydał amerykański Departament Stanu. "Rząd Stanów Zjednoczonych jest zaniepokojony przyjęciem przez polski rząd nowych przepisów, które mogą zostać wykorzystane do ingerencji w wolne i uczciwe wybory w Polsce" - napisał w oświadczeniu rzecznik Departamentu Stanu USA Matthew Miller.
CZYTAJ TEŻ: Ambasador USA w TVN24 o "lex Tusk": jesteśmy świadomi tego, co niepokoi wiele osób w tej ustawie
"Lex Tusk" w cieniu krytyki
Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o powołaniu komisji do spraw badania wpływów rosyjskich, czyli tak zwane lex Tusk. Zapowiedział również skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego. Swoją krytykę, zastrzeżenia i obawy wyrażają znawcy prawa, publicyści, przedstawiciele biznesu, zagraniczni politycy oraz zagraniczne media.
CZYTAJ WIĘCEJ: Niezwykle szerokie uprawnienia. Co kryje "lex Tusk"
Powstała na podstawie "lex Tusk" komisja będzie mogła sięgnąć właściwie po niemal każdy dokument i wezwać każdego: polityków zajmujących kiedyś czy obecnie najwyższe stanowiska w państwie, samorządowców, urzędników, ludzi ze spółek Skarbu Państwa, dziennikarzy czy zwykłych obywateli.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Komisja do spraw wpływów na wszystko
Decyzje, które mogłaby podejmować komisja, to między innymi wydanie zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi do 10 lat oraz cofnięcie i zakaz poświadczania bezpieczeństwa na 10 lat.
CZYTAJ WIĘCEJ w KONKRET24: Komisja z "lex Tusk" a sejmowa komisja śledcza - główne różnice
Opozycja twierdzi, że to wymierzona właśnie w nią, niekonstytucyjna regulacja. Między innymi Janusz Kowalski z Suwerennej Polski przyznał, że ma nadzieję, iż "efektem pracy komisji będzie postawienie Donalda Tuska przed Trybunałem Stanu".
Zastrzeżenia do ustawy ma także Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Marcin Wiącek. W jego ocenie jest ona sprzeczna z co najmniej kilkoma przepisami Konstytucji RP.
Komisja do spraw badania wpływów rosyjskich
Państwowa Komisja do spraw badania wpływów rosyjskich będzie organem administracji publicznej, który może decydować o zastosowaniu środków zaradczych wobec osób, którym udowodni, że "pod wpływem rosyjskim działały na szkodę interesów Rzeczypospolitej Polskiej", np. zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi lub cofnięcie poświadczenia bezpieczeństwa. Środki zaradcze mają być nakładane w drodze decyzji administracyjnej. Zgodnie z ustawą "decyzje administracyjne, postanowienia i uchwały komisji są ostateczne". Od decyzji o środkach zaradczych nie można będzie się odwołać do wyższej instancji, bo takiej ustawa nie przewiduje.
Na decyzję komisji będzie można natomiast złożyć skargę do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Ten jednak może tylko ocenić, czy decyzja komisji została podjęta zgodnie z procedurami. Sąd administracyjny nie oceni co do meritum, czyli czy dana osoba rzeczywiście podejmowała decyzje pod wpływem rosyjskim, czym działała na szkodę interesów Polski. W dodatku złożenie skargi nie wstrzymuje wykonalności wydanej decyzji. Wstrzymać ją może jedynie sąd lub sama komisja. Dlatego Helsińska Fundacja Praw Człowieka zwraca uwagę na iluzoryczność kontroli sądów administracyjnych.
Źródło: PAP, tvn24.pl