Polskie władze poinformowały w środę o wydaleniu z Polski 45 pracowników rosyjskiej ambasady w Warszawie, którzy mieli prowadzić działalność wywiadowczą. - Władze wysyłają sygnał pod adresem Rosjan i sojuszników amerykańskich, że kontynuujemy linię asertywnej polityki wobec Rosji - ocenił w "Faktach po Faktach" pułkownik doktor Piotr Łukasiewicz, były ambasador RP w Afganistanie.
Rzecznik MSZ Łukasz Jasina poinformował w środę, że Polska podjęła decyzję o redukcji personelu dyplomatycznego ambasady Rosji. Wcześniej rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn przekazał, że ABW złożyła wniosek do MSZ o wydalenie 45 Rosjan, którzy pod tzw. przykryciem dyplomatycznym, prowadzili działalność wywiadowczą w Polsce. Jak wyjaśnił, to funkcjonariusze rosyjskich służb i ich współpracownicy, którzy oficjalnie mieli status dyplomatyczny. Do MSZ wezwany został ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew.
"Rosja znalazła się w sytuacji, w jakiej nie była od bardzo dawna"
Gość "Faktów po Faktach" pułkownik dr Piotr Łukasiewicz ocenił, że polskie władze postąpiły słusznie w tej sytuacji. Zwrócił uwagę, że nigdy wcześniej po II wojnie światowej nie wydalono z Polski tak dużej liczby dyplomatów.
- Władze wysyłają sygnał pod adresem Rosjan i sojuszników amerykańskich, że kontynuujemy linię asertywnej polityki wobec Rosji - stwierdził były ambasador RP w Afganistanie. - To czas na retaliację dyplomatyczną po polskiej stronie - dodał.
Zaznaczył, że w dyplomacji obowiązuje "zasada równorzędności odpowiedzi", wobec czego "Polska musi się liczyć z odwetem" ze strony Rosji. W jego ocenie dobrze, by mimo wszystko relacje dyplomatyczne z Moskwą utrzymały się, "choćby w najbardziej szczątkowej formie". Podkreślił, że wymaga tego m.in. interes obywateli Polski przebywających w Rosji.
- Rosja znalazła się w sytuacji, w jakiej nie była od bardzo, bardzo dawna. Znajduje się warunkach izolacji politycznej i ekonomicznej, jeżeli dojdzie do tego izolacja dyplomatyczno-cywilizacyjna, to rzeczywiście będą w trudnej sytuacji - uznał Łukasiewicz.
Wizyta Bidena w Polsce to "sygnał jedności zachodniej"
W piątek do Polski przybędzie prezydent USA Joe Biden. W sobotę spotka się z prezydentem Andrzejem Dudą. Jak poinformował Biały Dom, tematem rozmów będzie m.in. kryzys humanitarny wywołany przez rosyjską agresję na Ukrainie. We wtorek doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan poinformował, że podczas wizyty w Europie prezydent USA ogłosi nowe sankcje przeciwko Rosji i omówi długoterminowe rozmieszczenie wojsk w Europie.
- O sankcjach wiemy, że działają, ale powoli. To, co jeszcze może Rosję spotkać to zatykanie przecieków sankcyjnych - komentował Łukasiewicz. Jego zdaniem politycznie wizyta Bidena w Polsce "to sygnał jedności zachodniej, zwłaszcza wygłoszonej z terenu państwa, które może stać się państwem frontowym". - Pytanie, czy przyniesie istotne wzmocnienie obecności wojskowej - zastanawiał się.
Ocenił, że "Polska w bardzo szybkim tempie wychodzi z czegoś, co kiedyś nazywało się byciem członkiem NATO drugiej kategorii". Jak tłumaczył, polegało to na tym, że kraje, takie jak Polska, Czechy, Węgry, czy państwa bałtyckie należą do Sojuszu, ale "bez zdecydowanej obecności wojskowej". - Teraz na naszych oczach się to zmienia - wskazał.
Łukasiewicz o możliwości użycia broni masowego rażenia przez Rosję
Pułkownik ocenił, że ryzyko użycia broni nuklearnej przez Rosję na terytorium Ukrainy jest "skrajnie niewielkie". Stwierdził jednocześnie, że użycie broni chemicznej przez siły rosyjskie jest możliwe, choć mało prawdopodobne.
- Była ona używana przez klientów rosyjskich w Syrii, Baszar al-Asad używał jej wobec swoich obywateli. Rosjanie również używali tej broni wobec swoich obywateli, wobec szpiegów w Wielkiej Brytanii i innych miejscach - wymieniał. Zaznaczył jednak, że byłoby to "wojskowo nieusprawiedliwione". - Trzeba liczyć na to, że ta kalkulacja wojskowa przeważy po stronie rosyjskiej, a nie kalkulacja terroryzowania ludności ukraińskiej - stwierdził.
"Coś w rosyjskiej koncepcji operacji wojennej szwankuje"
Analizując przebieg rosyjskiej ofensywy na Ukrainę, Łukasiewicz mówił o "niepowodzeniu pierwszego uderzenia". - Zawiodła logistyka, zawiódł koncept operacyjny tej wojny - ocenił. W jego przekonaniu Rosjanie "przygotowywali się do jakiejś operacji policyjnej, kryzysowej, prawdopodobnie w Donbasie". - Wojsko nie było informowane przez przywództwo polityczne o prawdziwych zamiarach, o tej wielkiej strategii. Zabrakło jedności wojskowo-politycznej w tej całej operacji. Wojsko nie wiedziało, czego chce przywództwo polityczne - stwierdził gość "Faktów po Faktach".
Dodał, że teraz rosyjskie dowództwo zapewne przygotowuje "przegrupowanie swoich wojsk, zaopatrzenie i nowe mapy sztabowe, które w ich przekonaniu dawałyby większą szansę na zwycięstwo". - Ten proces trwa zdaje się zbyt długo, zdaje się, że to wsparcie logistycznie nie dociera do Rosjan tak szybko, jak by chcieli - wskazał.
Według niego "coś w tej rosyjskiej koncepcji operacji wojennej szwankuje". - Na pewno duch ukraiński nie gaśnie, a wręcz przeciwnie wzrasta u nich determinacja do obrony - zauważył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24