Starszy mieszkaniec Łodzi czekał kilkanaście godzin, aby legalnie stwierdzić zgon kobiety zmarłej w jego mieszkaniu. Pogotowie odesłało mężczyznę do lekarza pierwszego kontaktu, twierdząc, że nie może wyjeżdżać do zmarłej osoby
- Mieszkaniec stwierdził o godzinie 11:00, że jego życiowa partnerka nie żyje. Zgłosił się do łódzkiego pogotowia, mimo to dyspozytor wysłał go do lekarza pierwszego kontaktu, zgodnie z procedurami, jako do osoby właściwej do stwierdzenia zgonu - relacjonuje reporter TVN24 Michał Cholewiński.
Mężczyzna udał się do przychodni rejonowej, jednakże lekarz pierwszego kontaktu nie miał czasu zająć się tą sprawą. Jak stwierdził lekarz: "Ma wielu pacjentów i trzeba czekać do późnego popołudnia".
Po 4 godzinach mieszkaniec Łodzi zadzwonił na policję i dopiero interwencja policjantów spowodowała, że do mieszkania, w którym znajdowała się zmarła kobieta przyjechał lekarz pogotowia i urzędowo stwierdził zgon. Na miejsce przyjechał także prokurator, by wykluczyć ewentualne nienaturalne przyczyny śmierci.
- Wygląda na to, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Ustawa o chowaniu zmarłych i o cmentarzu pochodzi z 1959 roku, która stanowi, że kartę zgonu wystawia lekarz pierwszego kontaktu - dodaje reporter.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24